Jadwiga Staniszkis: Europa stanie się patologicznym molochem?
Wydawało się, że to tylko rytuał, który ma udawać władzę: tak pisałam w ubiegłym tygodniu. A jednak nie. Bo wyraźnie widać, że na gruzach Traktatu Lizbońskiego rysuje się w UE nowa postać władzy. To już nie jest, opisywany w mojej ostatniej książce, dyktat idei, formy czy – mocy. Ale władzą staje się coś nowego – metoda - pisze w najnowszym felietonie dla Wirtualnej Polski prof. Jadwiga Staniszkis.
Tak więc, po pierwsze, metoda tworzenia prawa, w której chodzi o efekt dopiero w przyszłości. Nie o to, co się wprowadza, ale o to, czego wprowadzenie w przyszłości będzie znacznie bardziej prawdopodobne. Bo uchwalone prawo dyskretnie usuwa bariery. Ten sposób tworzenia prawa (z odłożonym w czasie skutkiem) pozwala też uniknąć już dziś bezpośredniej konfrontacji. Tak jest np. z ustawą przeciw przemocy w rodzinie. Cel szczytny: szantaż emocjonalny – oczywisty. A wprowadzona przy okazji reinterpretacja pojęcia „rodzina” utrudni w przyszłości powiedzenie „nie” w kwestii np. adopcji dzieci przez gejowskie związki partnerskie. Czy – w połączeniu z metodą „in vitro” (i kobiet, pełniących – za pieniądze rolę surogatek, jak to jest już możliwe w wielu krajach) „produkowanie” dzieci poza tradycyjnymi rodzinami. Oczywiście z selekcją w kwestii jakości. Czy to ma być rozwiązaniem kryzysu demograficznego?
Po drugie – obserwujemy w UE aktywizację samoorganizowania się na zasadzie „netcentric”. Bez ośrodka władzy, gdy sama, budująca się spontanicznie, sieć reguluje własne funkcjonowanie. Tak właśnie mają działać tworzące się obecnie nowe struktury obiegu kapitału (od unijnych funduszy stabilizacji do banków, z pominięciem rządów). I – jeżeli wypali pomysł premiera Pawlaka, w naszym regionie – także do firm zagrożonych bankructwem. Podobnie ma działać nowa wykładnia strategii 2020. To efekt reinterpretacji kryzysu. Świadomość, że per saldo chodzi w nim o sferę realną. I że nie wszystko da się uratować. Bo różnice efektywności w strefie euro są skutkiem różnic technologicznych, a Południe jest najbardziej narażone na ostrą konkurencję z gospodarkami Azji. A równocześnie jest to nowa, post-polityczna (i selektywna) metoda budowania realnej federacji. Rozumianej dziś jako obszar skupienia energii (czyli skondensowanej zdolności oddziaływania), już poza konwencjonalnymi postaciami władzy. Zapewne owa samoorganizacja
ukrywa jakąś logikę. Na przykład – zakodowaną w tożsamościach, które wydawały się w Europie dawno umarłe.
Po trzecie, wszystko to odbywa się w kontekście kryzysu. I eksploatuje to, co ostało się z Traktatu Lizbońskiego. A mianowicie – synkretyzm wartości, z uznaniem, że różne systemy normatywne są równoprawne. Z budowaniem indywidualnych kombinacji, ale już przez sieci, a nie – państwa. I, po drugie, - przekonanie o nieuchronnej arbitralności władzy. W TL prowadziło to do jej samoograniczania. Dziś – to źródło niepohamowanej ekspansji. Czy Europa odbuduje w ten sposób swoją potęgę, czy też stanie się patologicznym molochem?
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski