PublicystykaJacek Żakowski: Macron – ból, który ma sens

Jacek Żakowski: Macron – ból, który ma sens

Vive la France! Vivat Europa! Brawo Emmanuel Macron! Niech żyje demokracja! Zdrowy rozsądek przetrwał i we Francji wygrał jeszcze raz. Dla nas - chwilowo - to nie będzie przyjemne. Ale na dłuższą metę i nam się raczej opłaci.

Jacek Żakowski: Macron – ból, który ma sens
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | EPA/CHRISTOPHE PETIT TESSON
Jacek Żakowski

08.05.2017 08:16

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wielkie "UFF!" niesie się przez światowe media po zdecydowanym zwycięstwie Emmanuela Macrona. Bo jest to bardzo dobra wiadomość dla świata, a zwłaszcza dla Zachodu, dla demokracji i dla Unii Europejskiej. Ale, ale - nie cieszcie się na zapas. Długa droga przed nami, zanim będzie to dobra wiadomość także dla Polaków i Polski. Bo dla Polski-PiS jest to zła wiadomość. Podobnie jak jest to zła wiadomość dla całej osi Ankara-Budapeszt-Warszawa. A niestety z punktu widzenia Paryża i dużej części świata, Polska to dziś Polska-PiS. Obskurancka, antyliberalna, antyzachodnia, egoistyczna, eurosceptyczna i eurodestruktywna.

Francuskie uderzenie

Absurd i niesprawiedliwość polityki międzynarodowej na tym właśnie polega, że całe społeczeństwa odpowiadają za decyzje władzy - czy jej chcą czy nie, czy się z nią zgadzają, czy nie, czy protestują przeciw niej, czy nie. Nawet jeżeli większość Polaków jest w sporze z PiS-owską władzą, to wszyscy jesteśmy jej zakładnikami. Mogę myśleć o Jarosławie Kaczyńskim dokładnie to samo, co Emmanuel Macron, ale kiedy Macron uderzy w Kaczyńskiego, w jakimś stopniu uderzy także we mnie. I tak się teraz stanie.

Na krótką metę to nie będzie przyjemne. Ale gdy Francuzi wybierali między Emmanuelem Macronem a Marine Le Pen, dla nas oznaczało to wybór między bólem doraźnym albo historycznym, między problemem na pojedyncze lata albo na długie dekady.

Mamy problem

Macron jest dla Polski problemem na dziś. Jeśli dobrze mu pójdzie w czerwcowych wyborach parlamentarnych (co wcale nie jest pewne) i jeżeli po wrześniowych wyborach władzę w Niemczech utrzyma koalicja chadecko-socjalistyczna (co jest niemal pewne), a zwłaszcza gdyby kanclerzem został Martin Schulz, wewnątrz Unii powstanie potężny silnik wytwarzający dużą energię, która Polsce-PiS nie będzie życzliwa. Dokładnie znaczy to tyle, że Polska - więc także my wszyscy - będzie miała dużo więcej problemów w Europie tak długo, jak PiS będzie u władzy. W praktyce będzie to prowadziło nie tylko do marginalizowania naszej pozycji politycznej w Unii, ale też do istotnego zmniejszenia dostępu do unijnych pieniędzy. Nie tylko w następnej perspektywie, ale zapewne też w tej. Choćby przez bardziej rygorystyczne egzekwowanie procedur, z którymi ludzie PiS kiepsko sobie radzą.

Nie ma co udawać - to zwycięstwo będzie nas, Polaków, bolało. Żeby potwierdzić swoją determinację w obronie republikańskich i europejskich wartości, Macron będzie twardy wobec wszystkich tych w Europie, którzy je naruszają. A symbolem tej grupy - wbrew większości z nas - niestety stała się Polska.

Chcemy tego, czy nie, odnowa Unii Europejskiej - jeśli Macronowi uda się do niej doprowadzić - w istotnym stopniu odbędzie się kosztem Polski. Będzie prowadzona nie tylko przeciwko antydemokratycznej wewnętrznej polityce rządu Beaty Szydło, ale też przeciw roszczeniowej, mało solidarnej i pełnej rezerwy postawie wielu polskich polityków wobec Unii, dalszej integracji i europejskiej spójności.

Kto się w Europie zajmuje sprawami unijnymi, ten dobrze pamięta, że Warszawa - podobnie jak Londyn - nie podpisała stanowiącej część Traktatu Lizbońskiego Karty Praw Podstawowych i że decyzję w tej sprawie ostatecznie podjął premier Tusk. Podobnie tylko częściowo zaakceptowaliśmy Europejską Kartę Społeczną Rady Europy, kwestionując m.in. prawo do wynagrodzeń „gwarantujących pracownikom godziwy poziom życia”. To pokazuje, że dumping socjalny, który irytuje wielu Europejczyków jest polską strategią, a nie tylko doraźnym czy przejściowym problemem. Dla Macrona i innych zachodnich polityków wiążących nadzieje na przyszłość z dalszą integracją jest więc oczywiste, że Polska odstaje od Europy nie tylko za sprawą PiS i że polski problem jest nie tylko doraźny, więc nie warto się na nas oglądać.

Będzie dobrze?

Na dłuższą metę zwycięstwo Macrona jednak się Polsce opłaci, jeśli tylko uda mu się ustabilizować sytuację we Francji i doprowadzić do silniejszej integracji strefy euro. Bo najbardziej strategicznym interesem Polski jest istnienie (przetrwanie, umocnienie) silnej zachodniej wspólnoty, jako przeciwwagi dla zagrażającego nam, coraz bardziej agresywnego Wschodu. Jeśli wspólnota zachodnia umocni się - np. wokół euro, jak by chciał Macron - Rosja będzie dla nas mniej groźna, a kiedy będziemy wewnętrznie gotowi, czyli po PiS i z bardziej proeuropejskim rządem, niż w poprzedniej dekadzie, będziemy mogli znów do zjednoczonego i silnego Zachodu dołączyć.

Takiej szansy byśmy oczywiście nie mieli, gdyby wybory we Francji wygrała pani Le Pen. Bo realizacja jej planów oznaczała by rozmontowanie albo osłabienie Unii, euro, a może nawet NATO. Skutkiem byłoby radykalne osłabienie Zachodu i wystawienie Polski na samotność w relacjach ze Wschodem. W praktyce skutkiem byłoby przynajmniej rozszerzenie rosyjskiej strefy wpływów i niebawem może nieobliczalny konflikt między europejskim Zachodem a Wschodem. Dla Polski cena takiego scenariusza byłaby bez wątpienia nieporównanie większa. I płacilibyśmy ją może przez pokolenia.

Jacek Żakowski dla WP Opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji

Komentarze (0)