PolskaJacek Żakowski: i przed wojną, i dziś mamy problem z antysemityzmem

Jacek Żakowski: i przed wojną, i dziś mamy problem z antysemityzmem

Niepokoi mnie pomysł nakręcenia przez niemiecką telewizję serialu mającego pokazać prawdziwe oblicze Armii Krajowej. W tym antysemickie postawy części jej żołnierzy. Ale mnie to nie oburza. Może nawet jakoś by nam to pomogło – pisze Jacek Żakowski.

Jacek Żakowski: i przed wojną, i dziś mamy problem z antysemityzmem
Źródło zdjęć: © PAP | Darek Delmanowicz

18.04.2013 | aktual.: 18.04.2013 06:58

Gdybym był Niemcem, to bym protestował. Bo Niemcy mają coraz większy problem z II Wojną, jej objaśnieniem młodzieży, powracającymi demonami nacjonalizmu i z utrzymaniem w młodszych pokoleniach wrażliwości na objawy tego, co należało do źródeł hitleryzmu. Dla Niemców było by więc lepiej, gdyby nie szukali żadnych usprawiedliwiających kontekstów. A zwłaszcza, gdyby nie rozmywali swojego poczucia odpowiedzialności za Auschwitz pokazując ówczesny antysemityzm Polaków, Francuzów, Czechów itp. Im bardziej uda im się rozmyć poczucie odpowiedzialności, tym większy będą mieli w przyszłości kłopot z tymi elementami niemieckiej kultury, z których czerpał hitleryzm.

Ale nie jestem Niemcem. Jestem Polakiem. Jako Polaka bardziej od niemieckich martwią mnie polskie problemy. A my też mamy z rasizmem, szowinizmem i antysemityzmem problem. Mamy go nie od dziś. Mieliśmy go przed II Wojną. I mieliśmy go też w latach wojny i nawet w pierwszych dekadach po wojnie.

Kiedy hitlerowcy mordowali polskich obywateli narodowości żydowskiej, wśród pozostałych obywateli II RP byli tacy, którzy ofiarom współczuli i pomagali, ale byli też tacy, którzy byli hitlerowcom wdzięczni i pomocni. W obu grupach byli obywatele II RP narodowości polskiej, ukraińskiej, litewskiej, niemieckiej. Bo antysemityzm, także w zbrodniczej formie, nie był i nie jest tylko niemieckim czy germańskim problemem. Był i jest w najszerszym sensie problemem europejskim. W tym polskim. A także rosyjskim, amerykańskim, francuskim, węgierskim.

Jako Polak uważam za ważne, żeby Polacy sobie to uświadamiali i pamiętali o ryzyku, które niosła i niesie kultura, do której należymy. Nie mam więc nic przeciw temu, żeby inni nam to przypominali, a nawet wytykali. Nawet jeżeli wypominający mają bardziej obciążone sumienia, niż my. Bo takie przypominanie jest dla nas przestrogą. Może mobilizować nie tylko polską pamięć i samoświadomość, ale także wstyd i gotowość, by robić, co w naszej mocy, żebyśmy w przyszłości umieli uniknąć czynienia takiego zła.

Jeżeli coś mnie w niemieckim pomyśle poważnie niepokoi, to niepewność co do naszej dojrzałości. Bo kiedy Niemcy zaczynają nas uczyć tolerancji i otwartości na innych, to w głowie wielu Polaków błyskawicznie rodzi się zbyt łatwa odpowiedź, żeby nas lepiej Niemcy nie pouczali, żeby się lepiej zajęli swoimi własnymi problemami i swoimi historycznymi winami. A jak ktoś jest trochę bardziej radykalny, to duma mu podpowie, że dzieci esesmanów nie mają prawa wypominać innym antysemityzmu. Jeśli w to uwierzymy i jeśli się na tym skupimy, to nasze rzeczywiste problemy zepchniemy na dalszy plan, a na pierwszym planie znajdzie się pytanie, kto ma prawo Polaków oceniać, a zwłaszcza krytykować, i za co. Dla naszej, polskiej, samoświadomości oraz tożsamości była by to bolesna porażka.

Od ponad pół wieku Europa próbuje uporać się ze swoim historycznym dziedzictwem pełnym konfliktów, wrogości, okrucieństwa i plemiennych egoizmów. Kryzys już pokazał, jak dużo jeszcze zostało do zrobienia. Starczyło kilka lat gorszej koniunktury, żeby w większości państw Unii nową siłę zyskały te same postawy i emocje, które leżały u podstaw największych nieszczęść XX w. W Niemczech i Polsce także. Najścia na uniwersytety, napady na squoty, marsze faszyzującej prawicy, obchody rocznicy urodzin Hitlera, rasistowskie wystąpienia polityków głównego nurtu, stały się elementem polskiej rzeczywistości. To nie jest dominujący nastrój życia publicznego. Na razie jest to margines. Ale coraz szerszy. Nie umiemy jego rozszerzania się powstrzymać. W Polsce ani nigdzie w Europie ten nurt nie ma jeszcze takiej siły i nie jest tak powszechny, jak w latach trzydziestych. Ale do końca problemów z gospodarką daleko. Wiele bolesnych ekonomicznie doświadczeń może być jeszcze przed nami. A wraz z nimi gwałtownie rośnie ryzyko, że
wrócą demony pierwszej połowy XX w.

Nie odbieram nikomu prawa do opowiadania historii tak, jak ją odczytuje. Niemcom także. Wolność słowa, debaty, badań naukowych i sztuki to fundamenty europejskich wartości. Ale - zwłaszcza w trudnych czasach - te wartości stają się zagrożone, jeśli używa się ich bez poczucia odpowiedzialności. Niemcy i Polacy powinni o tym pamiętać jeszcze lepiej, niż wszyscy inni Europejczycy. Bo to nasze społeczeństwa płaciły największą cenę, ilekroć zła twarz europejskiej tradycji brała górę nad lepszą.

Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Minister Rostowski odłożył na starość milion

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)