Jacek Żakowski: Czeka nas katastrofa, którą trudno sobie wyobrazić
Nie liczcie, że to się rozejdzie po kościach. Kończy się druga dekada XXI wieku. To nie jest czas ustalonych hierarchii dziobania, stref wpływów i politycznych frontów. To jest epoka emocji, memów i przewartościowań.
Czytaj także: Dariusz Bruncz: Brutalna wojna, w której nie będzie wygranych
Jeden dobry mem z jednym chwytliwym hasłem wpisującym się w jakiś złóg fermentujących już wcześniej emocji może mieć większe skutki polityczne i gospodarcze niż inwestycja kosztująca dziesiątki miliardów lub pochłaniająca setki milionów kampania propagandowa, która nie może odwołać się do takiego złogu.
Każdy kij ma swój koniec. I to jest ten moment. Kampania Fundacji Rodziny Rudermanów pokazuje, że jeżeli PiS, Kukiz i PO nie przestaną się ścigać na skrajnie prawej bandzie, nie zrezygnują z paliwa nacjonalistycznych resentymentów i nie zawrócą polskiej polityki na tory realizmu, czeka nas katastrofa, którą nawet trudno sobie wyobrazić. Bo politykę innych państw wobec Polski też zaczną dyktować lokalni radykałowie.
Zobacz także: Antysemityzm jako oficjalna polityka? Jan Tomasz Gross: to straszne
Nie jest specjalnie istotne, czy Fundacja Rudermanów jest malutka czy wielka, ani czy jazda na Polskę i Polaków jest w interesie Zachodu, USA czy Izraela. Ważne, że czerpie energię z potężnego i niezwykle energetycznego złogu niechętnych nam sentymentów. Od niedokończonych żydowsko-polskich historycznych rachunków, przez zły wizerunek Polonii w USA i Wielkiej Brytanii lub rosnące poczucie, że Polska jest cyniczna, bo traktuje Unię jak bankomat, po irytujące dla wielu środowisk rozpychanie się PiS łokciami, kwestionowanie zachodnich standardów i beztroskie paplanie "dobrej zmiany" na różne wrażliwe (nie tylko żydowskie) tematy. Nawis rozmaicie motywowanej niechęci wobec Polski pęczniał od dawna, a teraz dramatycznie pęka pod wpływem pozornie drobnych absurdów w nowelizacji ustawy o IPN.
W stabilnych czasach taka ustawa nie byłaby wielkim problemem. Ale teraz przez świat przelewają się gigantyczne fale zbiorowych emocji, na które wskakują różni radykałowie i które są tak potężne, że muszą się im kłaniać najpotężniejsze rządy. Nie jest nawet szczególnie istotne, czy ustawa o IPN jest dobra czy nie. Ważne jest, jak jest odbierana. Bo z tymi falami nie można skutecznie dyskutować, nie można ich pokonać racjonalnym dowodem, ani chłodną i poprawną logiką.
Jeśli nie chce się ponieść gigantycznych strat, trzeba im schodzić z drogi. Nie chodzi o kapitulację. Chodzi o racjonalność i o to, żeby bez potrzeby nie ściągać na siebie fal mrocznej energii od dwóch dekad niszczących globalny ład. A ta ustawa - sprawiedliwie lub nie - tę energię ściąga. Błyskawiczna kariera hasła "Polish Holocaust" pokazuje jak jest to banalnie łatwe i jak może być groźne.
To się nie ostanie. Ale trudno się nie załamać
Nie warto już pastwić się nad politykami PiS i jego akolitami w mediach, którzy tę patologiczną ustawę stworzyli i którzy jej bronią, ani nad opozycją, która nie doceniła kryjących się w niej zagrożeń i nie odważyła się zagłosować przeciw. To się nie odstanie.
Ale trudno się nie załamać, kiedy w tej sytuacji PO proponuje kosmetyczne poprawki zamiast domagać się uchwalenia ustawy likwidującej całą nowelizację, co dałoby znak, że polskie władze zrozumiały błąd, jaki popełniły próbując nałożyć kaganiec na niezwykle wrażliwe debaty historyczne. Bez takiego wyraźnego i radykalnego sygnału fali, która na Polskę ruszyła, nikt i nic nie zatrzyma.
Kiedy po nowelizacyjnej propozycji PO staje się jasne, że wiara w kaganiec łączy Polaków ponad radykalnym politycznym podziałem i że różnice w istocie mają tu kosmetyczny charakter, fala jeszcze się wzmocni. Co z tego, że PO nie chce już przepisami karnymi chronić dobrego imienia Narodu, skoro zostawia ochronę Rzeczpospolitej Polskiej, gdy jej parlament oddaje czci pamięć obciążonej antysemityzmem i współpracą z Gestapo Brygadzie Świętokrzyskiej, a szef polskiego rządu już w ogniu kryzysu składa tej formacji hołd odwiedzając miejsce jej upamiętnienia w Monachium?
Po takich aktach nie da się już niestety powiedzieć, że Rzeczpospolita nie wzięła na siebie współodpowiedzialności. Nawet jeżeli wielu Polaków przeciw nim protestuje, dla środowisk zbulwersowanych nowelą IPN-owską jest to dowód patologii państwa, a nie tylko pojedynczych osób.
Całkowicie błędny rachunek
Obrońcy "dobrej zmiany" i jej noweli ustawy o IPN oraz politycy PO szukający jakiejś "drogi środka" między nacjonalistyczną obsesją a racjonalnością, liczą teraz na konstruktywny dialog z innymi rządami. Nowelizacja ma ten dialog ułatwić. Jest to rachunek całkowicie błędny.
Rządy Izraela, USA i wielu innych krajów mogą z polskim rządem prowadzić spokojny "racjonalny" i "konstruktywny" dialog na poziomie ekspertów lub niższych urzędników, ale politycznie są pod presją radykałów, którzy takiego dialogu nie będą szukali, bo go nie potrzebują, nie chcą i często nawet sobie nie wyobrażają. Radykałowie są zaś zdolni do rozpalenia emocji, którym rządy ulegną, bo ich straty powodowane przez dalszy konflikt z Polską będą mniejsze niż straty powodowane przez konflikt z własnymi radykałami.
W przypadku Polski bilans jest odwrotny. PiS ani PO nie stracą zbyt wiele tłumacząc polskim radykałom, że trzeba się cofnąć, bo nowela ustawy o IPN przynosi nam dużo więcej strat niż pożytku. Dawanie satysfakcji krytykom, zwłaszcza bardzo radykalnym krytykom, nie jest oczywiście przyjemne, ale żadnej ważnej formacji politycznej w Polsce niczym specjalnie nie grozi. Natomiast brnięcie w obronę tego prawa grozi konsekwencjami, w które dziś trudno uwierzyć.
Musimy to zakończyć
Jeżeli całego tego absurdalnego tańca nie przetniemy, jeszcze jedna niezręczna lub głupia wypowiedź polskiego polityka może sprawić, że żądanie fundacji Rudermanów, by USA zamroziły wszelkie relacje z Polską - co dziś wydaje się wzięte z księżyca - może stać się faktem pod wpływem kolejnej radykalnej fali. I - choć dziś trudno w to uwierzyć - musimy poważnie brać też pod uwagę, że nie musi to być najgorsze, co nas czeka. Bo także w USA rusza już kampania wyborcza, która będzie sprzyjała różnym radykalnym krokom.
Wiem, że to nie jest łatwe, ale nie tylko rząd, lecz także PO powinna dla dobra Polski połknąć teraz język i zrobić krok wstecz, wycofując swoją nieszczęsną nowelizację do nowelizacji, oraz wnosząc projekt ustawy, która zlikwiduje bulwersujące naszych sojuszników zmiany w ustawie o IPN. Może PiS jednak też pójdzie po rozum do głowy i taką propozycję jakimś cudem poprze. To by nas wybawiło z nieobliczalnej opresji.
Ale nawet jeśli PiS takiej propozycji nie poprze i w Sejmie ona przepadnie, to i tak przysłuży się Polsce. Bo stworzy przynajmniej wrażenie, że wprawdzie rząd działa pod presją niemądrych radykałów, ale reszta Polski i Polaków jest z grubsza rzecz biorąc zdrowa.
Jacek Żakowski dla WP Opinie