J. Staniszkis: Traktat Lizboński jest już przeszłością?
Już od jakiegoś czasu próbuję skończyć książkę, która wciąż, w trakcie pisania, zmienia swoją strukturę i punkt ciężkości. Początkowo miało być o nowatorskiej metodzie radzenia sobie ze złożonością, zawartej w Traktacie Lizbońskim. I o – prawdopodobnie niezamierzonej – zmianie cywilizacyjnej w tle, ze względu na wprowadzenie elementów logiki trójwartościowej. Potem pojawił się kryzys i zaczął generować, także w Europie, nowy typ porządku. Z powrotem do hierarchii i tradycyjnej polityki, a także – zamykaniem się w bardziej jednorodnej przestrzeni unijnej „piętnastki”. I zaczęłam się koncentrować na tym, co dzieje się w polu sił wytwarzanym (i ograniczanym) przez te dwie konkurencyjne (i dynamiczne) logiki, każda z własną wizją porządku.
Tak więc, koncentrując się początkowo tylko na naszym regionie (postkomunistyczna Europa Środkowa) dostrzegłam trzy tendencje.
Po pierwsze, wydobycie przez kryzys całej gamy kosztów związanych z rozwojem zależnym. Były to koszty podwójne: najpierw – zmiany kierunku zależności i otwarcia zdeformowanej przez komunizm gospodarki na nierówne współzawodnictwo z kapitałem globalnym. Współzawodnictwo utrudniane jeszcze przez wstrzelenie w postkomunistyczną pustkę instytucji z innej, niż nasza, fazy rozwoju. Potem – koszty drugie generacji, związane z wywołanym przez kryzys zwijaniem się globalizacji, co – przy rozwoju zależnym – pozostawia pobojowisko.
Druga tendencja to kres „buntu mas”. Inaczej – fazy, gdy „masy”, już po rewolucji, niepewne czy wygrały czy przegrały, w ramach rewanżu wymusiły na elitach, by były jak one. Zdroworozsądkowe, a teoretyczne (a więc - ślepe na abstrakcję formy), przeżywające świat bezpośrednio i poza czasem. Ze skokami myślowymi typu bricolage, gdy – jak w kalejdoskopie – nowy obraz wypiera dawny. Obecny kryzys kończy moim zdaniem ów „bunt mas”. Te ostatnie zaczynają bowiem dostrzegać znaczenie instytucji (formy właśnie) i nie chcą już elit, które są tylko segmentem masy.
Trzeci proces najkrócej, to – wywołany przez kryzys – kolejny krok ewolucji strategii kontroli. Od dyktatu idei (ideologii) przez – traktatowy dyktat formy - wypierany obecnie przez powrót do dyktatu mocy, nie potrzebującej już żadnych zewnętrznych uzasadnień.
Dramatem (który próbuje w mojej książce opisać) jest asynchronia tych procesów. Gdy „masy” dostrzegają autonomię i znaczenie formy (co – gdyby nastąpiło wcześniej, mogłoby pomóc w uniknięciu „przemocy strukturalnej” i zależności) – jest już za późno. I to podwójnie: zależność się spetryfikowała, utrwaliła, a oparty na dyktacie formy Traktat Lizboński jest już, jak się wydaje, przeszłością. Masy zbyt późno zaczęły dostrzegać, że potrzeba nam elit, które potraktują formę jako zadanie.
A w tle tych dywagacji nawiążę w mojej książce do toczących się już dziś dyskusji, jaki będzie świat po kryzysie. I jaki będzie następny kryzys.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski