J.Kaczyński: w książce o Wałęsie autorzy napisali prawdę
Debata wokół książki historyków IPN o związkach Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa przywraca prawdę w życiu publicznym, autorzy napisali prawdę - powiedział w Katowicach prezes PiS Jarosław Kaczyński.
19.06.2008 | aktual.: 19.06.2008 18:52
Wałęsa był w początkach lat 70. XX w. agentem SB o kryptonimie "Bolek"; akta świadczące o tym zabrał on w latach 90.; w 2000 r. Sąd Lustracyjny wadliwie ocenił dowody na temat Wałęsy i pominął ich część - to tezy historyków IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka z książki pt. "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". Wałęsa zaprzecza zarzutom i mówi, że wielu może być "Bolkami".
Ważne w tej debacie jest to, że przywracana jest prawda w życiu publicznym - podkreślił podczas konferencji prasowej w Katowicach J. Kaczyński. Przypomniał, że takie oskarżenia wobec Lecha Wałęsy padały już kilkanaście lat temu.
Oczywiście wiedzieliśmy o tym, że tak się mówi, wiedzieliśmy nawet na początku lat 80. Późniejsza działalność Lecha Wałęsy w latach 80. czyniła te informacje - których przecież nie byliśmy w stanie sprawdzić w papierach - mniej wiarygodnymi, ale niestety okres prezydentury jakoś weryfikował tę wiedzę - powiedział były premier.
Poza tym była lustracja Macierewicza, były dokumenty. Ja przedtem jeszcze mogłem w ministerstwie spraw wewnętrznych, a dokładnie w UOP, zapoznać się z pewnymi dokumentami, które dzisiaj już pewnie nie istnieją i na tej podstawie miałem zupełnie wyrobione zdanie i go nie ukrywałem - dodał.
Dzisiaj, kiedy się próbuje wprowadzić w Polsce cenzurę, niszczyć i obrażać ludzi, którzy napisali prawdę, to powtarzam - ta książka, którą znam dopiero we fragmentach, ale wiem mniej więcej, co tam jest, dostarcza nowych dowodów, które przedstawiają smutną, przykrą, także dla mnie - proszę pamiętać, że byłem współpracownikiem Lecha Wałęsy i jednocześnie popierałem jego kandydaturę na prezydenta - prawdę o tym skądinąd nieprzeciętnym człowieku - mówił Jarosław Kaczyński.
Jego zdaniem, ta prawda byłaby bez znaczenia, gdyby nie kształt prezydentury, gdyby Lech Wałęsa robił to, co zapowiadał i na co liczyliśmy - to znaczy wspierał i osłaniał zmiany potrzebne w Polsce na początku lat 90.
Wówczas tamten czas byłby przykrym, nieładnym, ale odkupionym czasem. Stało się jednak zupełnie inaczej. Cała późniejsza postawa Lecha Wałęsy najwyraźniej miała związek z tym okresem i to już jest problem bardzo poważny - ocenił.
Według Jarosława Kaczyńskiego, prezydentura Lecha Wałęsy była zła, bo oparł się w rządzeniu na ludziach dawnych służb specjalnych, ze wszystkimi tego bardzo ciężkimi i bardzo daleko idącymi konsekwencjami.
Nie był czynnikiem odnowy, także moralnej, polskiego życia publicznego, tylko wręcz przeciwnie, czynnikiem degeneracji tego życia. Zresztą nastawał też na reguły demokratyczne. (..) Wszyscy pamiętają falandyzację prawa, oczywiste łamanie (prawa), osoby w rodzaju pana Wachowskiego. Jeżeli ktoś napisze kiedyś porządną książkę o tej prezydenturze, to sądzę, że szok będzie nie mniejszy, niż po tej książce - ocenił.
J. Kaczyński podkreślił, że życiorys byłego prezydenta jest bardzo skomplikowany. Nikt nie zaprzeczy zasługom Lecha Wałęsy, przy wszystkich tych nieładnych rzeczach, które też podobno są w książce, które też w tym czasie robił, w latach 80. Ja sam byłem tego świadkiem, także z bliska. Potwierdzam, odegrał wtedy wielką i pozytywną rolę, ale później znów było źle, a finał jest ważny. Finał był niedobry - zaznaczył.
Lider PiS podtrzymał też swój wyrażony wcześniej pogląd, że książka IPN to cios w establishment. Jego zdaniem, wybór Lecha Wałęsy był taki, że stał się jednym ze sworzni systemu społecznego, który określał to, kto jest - w sferze symbolicznej - na samej górze społecznej hierarchii. Establishment to - jak tłumaczył J. Kaczyński - stosunkowo niewielka grupa: kilkaset, tysiąc osób, którzy mają bardzo dużo pieniędzy i bardzo dużo wpływów.
To jest ta grupa, która była często opisywana w czasach afery Rywina. Mówiło się o towarzystwie, o ludziach, którzy spotykają się na wielkich imprezach towarzyskich u prezydenta Kwaśniewskiego. Oczywiście to jest uproszczenie, ta grupa jest na pewno szersza, nie wszyscy chodzili do Kwaśniewskiego, ale tak w pewnym skrócie myślowym można mówić - podkreślił.
J. Kaczyński oświadczył też, że w żaden sposób nie inspirował powstania książki. Odniósł się w ten sposób do słów Donalda Tuska, który stwierdził w "GW", że problemem są dziś politycy tacy jak bracia Kaczyńscy czy Antoni Macierewicz, którzy świadomie lub mimowolnie składają zamówienie polityczne na interpretację ich teorii.
Pan Tusk powinien się troszkę opanować i przypomnieć sobie, że żyje w wolnym kraju. Może mu to nie odpowiada? Żyje w wolnym kraju i to nie jest tak, że dwie partie sterują życiem politycznym i społecznym i Bogu dzięki, że tak nie jest - dodał polityk PiS.