J. Kaczyński: Rokita musiał o tym wiedzieć
We radiowych "Sygnałach Dnia"
premier Jarosław Kaczyński podtrzymał swoje wcześniejsze zarzuty
pod adresem Jana Rokity, że musiał on wiedzieć o inwigilacji
prawicy na początku lat 90. Jeszcze raz powtarzam, Jan Rokita
musiał o tym wiedzieć, jeśli wręcz (tego) nie inspirował -
powiedział premier.
10.10.2006 | aktual.: 10.10.2006 10:18
Na uwagę dziennikarza, że Rokita mówi, iż w związku z tymi zarzutami jest gotów spotkać się w sądzie z J. Kaczyńskim, premier powiedział: niech w takim razie idzie, nie ma innego wyjścia, jak sądzę.
W rozmowie nagranej z premierem w poniedziałek i emitowanej w "Sygnałach Dnia" we wtorek, dziennikarz zwrócił uwagę, że J. Kaczyński znał już wcześniej materiały z szafy płk. Jana Lesiaka, a teraz "zarzuca Janowi Rokicie, że robił rzeczy nikczemne, rzeczy, którymi zaprzeczał opozycyjnej działalności". Pan naprawdę sądzi, że Jan Rokita orientował się w tych - jak to Pan powiedział - praktykach? - padło pytanie.
Tak, przedtem byłem tego prawie pewien, chociaż był taki moment w którym postanowiłem o tym zapomnieć, uważałem, że inne sprawy są ważniejsze. Byłem przekonany, że Jan Rokita zmienił swoją postawę, ale dzisiaj już jestem tego całkowicie pewien, bo wiem więcej, niż jakiś czas temu. I to jest pierwsza przyczyna, że tak mówię - odpowiedział premier.
Druga przyczyna jest taka, że ja dzisiaj w przemianę Jana Rokity nie wierzę. To jest człowiek broniący wszystkiego, co w Polsce najgorsze, kierujący się wyłącznie osobistymi interesami, swoją żądzą władzy, swoimi zawiedzionymi nadziejami i ambicjami i w związku z tym nie ma żadnego powodu, żebym ja miał mówić nieprawdę w jego interesie - mówił szef rządu.
Na uwagę, że w dokumentach - co podkreślają zgodnie, wszyscy którzy je widzieli - nazwisko b. szefa URM (Rokity) się nie pojawia, premier powiedział: jest to kwestia ówczesnej roli Jana Rokity - to był w gruncie rzeczy człowiek nie mniej ważny niż premier, a sądzę, że jeśli chodzi o rozeznanie w tym, co się w Polsce dzieje w różnych dziedzinach dalece przewyższający panią premier (Hannę) Suchocką.
Z odtajnionych przez ABW akt z szafy płk. SB i UOP Jana Lesiaka wynika, że w pierwszej połowie lat 90. Urząd Ochrony Państwa posługiwał się swymi agentami wobec polityków opozycji w celu ich skłócenia oraz dezinformowania.
W wywiadzie dla PAP, premier powiedział m.in. Natomiast zupełnie inaczej widzę odpowiedzialność takich osób jak chociażby pan Andrzej Milczanowski, Konieczny, jak pan Jan Rokita. Bo nie mam najmniejszej wątpliwości, że on doskonale się orientował w tych praktykach. Ci ludzie nie tylko łamali prawo i to w kilka lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, ale dopuszczali się czynów po prostu nikczemnych, zupełnie jakby odwracających to, co przedtem było przedmiotem działalności wielu z nich. Bo nie mówię tu o panu Koniecznym, ale i Rokita, i Milczanowski działali w opozycji.
W wywiadzie dla wtorkowego "Dziennika" premier zapytany, jakie powinny być konsekwencje tzw. inwigilacji prawicy, odpowiedział, że o procesowe będzie trudno, bo w grę wchodzi przedawnienie. Ja nie ukrywam, że ludzie, którzy w tym uczestniczyli i są na scenie politycznej, powinni zniknąć raz na zawsze z życia publicznego. Dotyczy to Jana Rokity. Jan Rokita powinien raz na zawsze zniknąć z polityki. Jeśli się coś takiego zrobiło, to się przeprasza i przeprowadza się czynną ekspiację. A Rokita udaje, że jego w tej sprawie nie ma - stwierdził J. Kaczyński.