Izraelskie wybory nie były trzęsieniem ziemi
Izraelskie wybory ostatecznie nie stały się wielkim trzęsieniem
ziemi, jak oczekiwał tego premier Ariel Szaron - przeciwnie,
trzęsienie miało umiarkowaną skalę - nie więcej niż 4,5 stopnia -
pisze w komentarzu powyborczym izraelski dziennik
"Haarec".
29.03.2006 | aktual.: 29.03.2006 11:54
Zdaniem gazety, wyniki głosowania przyniosą jednak dramatyczny zwrot na scenie politycznej Izraela: zamiast rządu, w którym wewnętrzne spory uniemożliwiały jakiekolwiek działania na rzecz pokoju, Izrael będzie mieć rząd, będący w stanie zrealizować plany, nakreślone wcześniej przez Ehuda Olmerta. Olmert ma wszelkie szanse stworzenia umiarkowanego rządu prowadzącego politykę pokoju - zaznacza gazeta, dodając: Fakt, że wyborcy w praktyce zmiażdżyli partie prawicowe, oznacza wyraźne posłanie, adresowane do Olmerta: "Trzymaj mocno pochodnię i działaj dalej".
Podobne opinie wyrażają w wydaniach internetowych media amerykańskie, akcentując, że izraelscy wyborcy przede wszystkim głosowali na partie, w tym Kadimę Olmerta, wysuwające hasła "jednostronnego oddzielenia" Izraela i Autonomii Palestyńskiej.
Jak pisze "New York Times", Olmert jednak zyskał mniejsze poparcie niż oczekiwał i tym samym trudniej mu będzie realizować swój program. Przyszły premier będzie zmuszony do stworzenia o wiele szerszej koalicji, niż zamierzał, by zdobyć większość w Knesecie.
Podnosząc ten sam problem, "Washington Post" sugeruje, że Olmert oprócz sojuszu z Partią Pracy może też zwrócić się do trzech partii religijnych, które jak już wiadomo wejdą do parlamentu (Szas, Zjednoczona Partii Tory i Merec), a także do kierowanej przez byłego agenta Mosadu Rafiego Eitana Partii Emerytów, która ku zaskoczeniu wszystkich obserwatorów wprowadzi do Knesetu co najmniej siedmiu deputowanych.
Taka szeroka koalicja - pisze "Washington Post" - dałaby rządowi Kadimy co najmniej 60 mandatów w 120-osobowym parlamencie Izraela.