Izraelscy hakerzy zaatakowali Palestynę?
Władze Autonomii Palestyńskiej chcą międzynarodowego śledztwa w celu ustalenia sprawców ataku hakerów na palestyńskie serwery, który spowodował awarię internetu na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy, trwającą od wtorku do środy. Palestyna sugeruje, że za zmasowanym atakiem stali izraelscy hakerzy.
Palestyński minister telekomunikacji Maszur Abu Dakka zapowiedział, że jeszcze tego samego dnia zwróci się w tej sprawie do Międzynarodowego Związku Telekomunikacyjnego, który jest wyspecjalizowaną agencją ONZ.
Zdaniem Abu Dakki, antypalestyński cyberatak był dobrze zorganizowany, "miał skomplikowaną naturę" i - choć wzięli w nim udział hakerzy z ponad 20 krajów - był ewidentnie "robotą państwa". Abu Dakka zasugerował, że mógł za nim stać Izrael.
Jak twierdzi palestyński minister, zmasowana ofensywa hakerów mogła być odwetem za przyjęcie Palestyny do UNESCO (Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Oświaty, Nauki i Kultury), które nastąpiło w poniedziałek, tym bardziej, że sprzeciwiający się tej decyzji Izrael zapowiedział sankcje wobec Palestyńczyków.
Władze Izraela nie skomentowały dotąd tych zarzutów.
Po południu działanie palestyńskich serwerów zostało w większości przywrócone. Dyrektor generalny palestyńskiego dostawcy internetu, firmy Paltel, Abdel Madżid Melhem powiedział, że do cyberataku zostały użyte "lustrzane serwery", które udają działające legalnie serwery. Jego zdaniem, sytuacja jest już prawie całkowicie pod kontrolą, ale specjaliści tej firmy nadal pracują non stop, by przywrócić pełne funkcjonowanie sieci.