Izrael: po burzliwej debacie Kneset przyjął nowe prawo o imigrantach
Do 3 nad ranem trwała burzliwa debata w izraelskim parlamencie nad kontrowersyjnym prawem o osobach starających się o azyl w Izraelu. Nowe przepisy przyjęto mimo sprzeciwu posłów z partii opozycyjnych i krytyki obrońców praw człowieka.
10.12.2013 | aktual.: 10.12.2013 11:02
Nowe prawo pozwala na przetrzymywanie bez ograniczeń czasowych osób starających się o azyl w tzw. ośrodku półotwartym. Organizacje obrony praw człowieka i opozycja kwestionują "otwarty" charakter tych miejsc.
- Gdyby to zależało ode mnie, odesłałabym ich wszystkich tam, skąd przyszli - mówiła o ludziach starających się o azyl w Izraelu przewodnicząca parlamentarnej komisji spraw wewnętrznych Miri Regew z rządzącej partii Likud.
- A gdzie byś zamknęła Nelsona Mandelę - w otwartym czy w zamkniętym ośrodku? - krzyczała do niej Tamar Zandberg z lewicowej partii Merec.
Nowe prawo zostało uchwalone w trybie pilnym po tym, jak Sąd Najwyższy Izraela uznał we wrześniu za niekonstytucyjne poprzednie przepisy pozwalające na zamykanie osób starających się o azyl w więzieniu na trzy lata za nielegalne przekroczenie granicy.
- To jest dokładnie takie samo, jeśli nie gorsze prawo jak to, które Sąd Najwyższy uchylił. Ośrodek półotwarty to więzienie prowadzone przez służby więzienne. Jeśli coś wygląda jak więzienie i jest prowadzone jak więzienie, to jest więzieniem - mówiła Zandberg.
"Teoretycznie nie jest to więzienie"
Zgodnie z nowymi przepisami starający się o azyl zostaną zamknięci na rok w więzieniu w Saharonim na pustyni Negew, a po roku będą przeniesieni do znajdującego się naprzeciwko półotwartego ośrodka Sedot.
- Z tego ośrodka nie ma można być zwolnionym, bo to teoretycznie nie jest więzienie. Jedyna droga wydostania się z ośrodka to zgoda na powrót do kraju pochodzenia - powiedziała Sigal Rosen z izraelskiej organizacji pomagającej imigrantom Hotline for Migrant Workers.
- Nie możemy wrócić do Erytrei, dopóki nie zmieni się tam rządzący reżim. Za wyjechanie z kraju bez specjalnego pozwolenia, idzie się do więzienia - powiedział Dawit Demoz, Erytrejczyk mieszkający w Izraelu od października 2009 roku.
Otoczone płotem i drutem kolczastym baraki w Sedot mają pomieścić 3300 osób. Rząd zapewni przebywającym tam opiekę medyczną, jedzenie i dach nad głową. Przetrzymywani będą musieli stawiać się na miejscu trzy razy dziennie podczas sprawdzania listy obecności oraz nocować w ośrodku.
Z deszczu pod rynnę
- Trzy razy dziennie przez godzinę lub dwie musisz siedzieć w pokoju i czekać na koniec sprawdzania listy obecności. Pomiędzy jednym a drugim sprawdzaniem nie starczy czasu, żeby dojechać do najbliższego miasta - Berszewy. Jak na razie są tylko trzy autobusy dziennie - mówi Rosen. - A jak się nie stawisz na sprawdzanie obecności, to wrócisz do więzienia na trzy miesiące - dodaje.
W Izraelu 55 tys. ludzi należy do dwóch grup chronionych - to Erytrejczycy i Sudańczycy; niecałe dwa tysiące z nich przebywa w więzieniach. Rząd w większości przypadków nie rozstrzyga o statusie uchodźców, ale też nie przeprowadza przymusowych deportacji tych ludzi, ze względu na niebezpieczeństwo grożące im po powrocie do kraju.
Choć teoretycznie uchodźcy i osoby starające się o azyl nie mają pozwolenia na pracę, Sąd Najwyższy w 2011 roku nakazał państwu nie egzekwować zakazu pracy, jeśli nie zaoferuje im jakiejś alternatywy.
- Nie przyjechałem do Izraela za pracą, tylko żeby ratować życie. W Erytrei sytuacja jest tragiczna, dyktatorski reżim łamie prawa człowieka na wielką skalę, a obowiązkowa służba wojskowa to niewolnicza praca - mówi Dawit Demoz.
W związku z otwarciem ośrodka, w którym zapewnione będzie jedzenie i dach nad głową, szef MSW Izraela Gideon Sa'ar zapowiedział, że państwo zacznie egzekwować zakaz pracy.
Imigranci zniszczą Izrael?
- Według byłego szefa policji, a obecnie członka Knesetu Mosze Mizrahiego większość przestępstw popełnianych przez afrykańskich imigrantów wynika z braku środków do życia - powiedziała Sara Robinson z izraelskiego oddziału Amnesty International. Koncentracja Afrykanów w dzielnicach południowego Tel Awiwu wywołała wiele napięć w relacjach z mieszkającymi tam Izraelczykami.
- W więzieniach i półotwartych ośrodkach jest 8 tysięcy miejsc. Pozostałych kilkadziesiąt tysięcy ludzi wciąż będzie mieszkać w izraelskich miastach, ale bez możliwości pracy - dodała Robinson, tłumacząc, dlaczego nie wierzy, że nowe prawo rozwiąże problemy w Tel Awiwie.
- To jest okrutne i proste równanie. Jeśli Izrael postanowi być najbardziej liberalnym krajem Zachodu w kwestiach nielegalnych imigrantów, doprowadzi to do końca jedynego państwa żydowskiego - oświadczył minister Sa'ar w Knesecie.
Z Sedot Ala Qandil