Izrael: intelektualiści przeciwni polityce antyimigracyjnej
Izraelscy intelektualiści, artyści i naukowcy w liście do rządu potępili politykę przedstawiania imigrantów w złym świetle, skrytykowali aresztowania i deportacje szczególnie obywateli Sudanu Południowego.
15.06.2012 14:11
Ok. 70 sygnatariuszy petycji oświadczyło, że polityka "zero imigracji i zero uchodźców jest niemoralna". Uznali oni jednak prawo Izraela do budowy wzdłuż granicy z Egiptem muru w celu walki z nielegalną imigracją i ustalenia, kto ma prawo przebywać na terytorium kraju.
Autorzy petycji rekomendują także, by osoby ubiegające się o azyl, które nie mogą wrócić do swych krajów, miały możliwość podjęcia tymczasowej pracy w Izraelu.
- Problem imigrantów jest globalny. Izrael, jak każdy inny kraj, ma prawo decydować, kogo wpuścić na swoje terytorium. Ale gdy imigranci są już w Izraelu, mają prawo być traktowanymi z szacunkiem i godnością, tak przez obywateli, jak i rząd - powiedział znany izraelski intelektualista i pisarz Awraham Burg.
- Izraelski rząd nie zatrzymuje w wystarczającym stopniu nielegalnej imigracji, a jednocześnie nie robi nic, by powstrzymać nienawiść, ksenofobię i podżeganie - dodał Burg.
Dramaturg Joszua Sobol, który również podpisał się pod listem, powiedział w rozmowie z radiem wojskowym, że imigranci są "traktowani jak kozły ofiarne".
Według danych rządowych, w Izraelu przebywa nielegalnie około 60 tysięcy Afrykanów. Większość z nich to Erytrejczycy i Sudańczycy, którzy nie mogą być deportowani ze względu na grożące im niebezpieczeństwo w swoich krajach.
W zeszłym tygodniu wyrok sądu otworzył drogę do deportacji imigrantów z Sudanu Południowego. W swojej decyzji sąd uznał, że mieszkańcom Sudanu Płd. nie grozi niebezpieczeństwo po powrocie do kraju i jako grupie nie należy im się zbiorowa ochrona.
Oficjalne szacunki mówią, że w Izraelu znajduje się około 1500 Sudańczyków z Południa. Izrael przygotowuje się do ich masowej deportacji, a pierwszy samolot z imigrantami ma odlecieć w niedzielę.
Od niedzieli zostało aresztowanych około 300 osób, głównie z Sudanu Południowego. Kolejnych 400 zgodziło się na dobrowolną deportację, w zamian dostali bilet lotniczy, po tysiąc euro na każdą dorosłą osobę i 240 euro na dziecko.
W połowie maja w Tel Awiwie wybuchły antyimigranckie zamieszki, które skończyły się przemocą, demolowaniem afrykańskich sklepów i atakowaniem czarnoskórych przechodniów.
Narastająca ksenofobia podzieliła kraj, szczególnie wobec kontrowersyjnych wypowiedzi izraelskich polityków. Członkini izraelskiego parlamentu z prawicowej partii Likud Miri Regew nazwała podczas majowej demonstracji sudańskich uchodźców "rakiem", za co później przeprosiła publicznie. Krytycy porównali jej wypowiedź do języka używanego przeciwko Żydom w czasie Holokaustu.
W marcu pod podobnym listem przeciwko deportacji Sudańczyków z Południa podpisało się 400 znanych Izraelczyków, w tym pisarze Amos Oz, Dawid Grossman i A.B. Yehoszua. "Jak kraj (...), którego większość mieszkańców stanowili kiedyś uchodźcy doświadczeni rasistowskim prześladowaniem, może nie pomóc innym uchodźcom?" - napisali w liście.