ŚwiatIzrael czeka kolejna wojna? Coraz więcej sygnałów do niepokoju

Izrael czeka kolejna wojna? Coraz więcej sygnałów do niepokoju

• Czy dwa lata po zakończeniu ostatniego konfliktu Strefę Gazy czeka nowa wojna?

• Takie ostrzeżenia coraz częściej pojawiają się w mediach

• Podkreśla się nie tylko nastawienie Hamasu, ale i nowego ministra obrony Izraela

• Hugh Lovatt z ECFR przyznaje, że jeśli nic nie zmieni, konflikt się odnowi

• Z kolei Patrycja Sasnal z PISM ocenia, że największe zagrożenie nie nadchodzi z Gazy

• - Wojna już niejako pełza - ocenia ekspertka

• Załamanie procesu pokojowego jeszcze bardziej zmniejsza szanse na spokojną przyszłość

Izrael czeka kolejna wojna? Coraz więcej sygnałów do niepokoju
Źródło zdjęć: © Getty Images News | Christopher Furlong
Małgorzata Gorol

Nadchodzi kolejna wojna w Strefie Gazy - ostrzega amerykański serwis The Daily Beast, powołując się na obawy samych Izraelczyków, mieszkańców terenów w pobliżu palestyńskiej enklawy rządzonej przez radykałów z Hamasu, ale też anonimowych przedstawicieli wojska i wywiadu Izraela. Skąd takie czarnowidztwo? The Daily Beast podaje kilka argumentów. Po pierwsze, sam Hamas może przyczynić się do wywołania konfliktu, bo dzięki nowej technologii Izraelczycy mają być sprawniejsi w wykrywaniu ukrytych tuneli ze Strefy Gazy, a to oznaczać będzie koniec przemytu, nie tylko towarów, ale też bojowników. Po drugie, wielką niewiadomą staje się w równaniu o wojnę lub pokój z Palestyńczykami Awidgor Lieberman, izraelski nacjonalistyczny polityk, dawny szef dyplomacji, a od końca maja minister obrony.

Minister znany z ostrego języka

W tym drugim kontekście nie tylko amerykański serwis bije na alarm. Krótko po nominacji Liebermana także bliskowschodnie media zastanawiały się, co taki szef obrony będzie oznaczał dla Strefy Gazy. Nie bez powodu. Lieberman jest znany z twardego stanowiska wobec Palestyńczyków. Jeszcze przed objęciem teki ministra obrony polityk groził, że przywódcy Hamasu powinni zacząć sobie szukać miejsca na cmentarzu, jeśli nie oddadzą przetrzymywanych Izraelczyków, a także ciał dwóch żołnierzy, którzy zginęli podczas ostatniej wojny w Gazie w 2014 r. - Gdybym był ministrem obrony, dałbym panu Ismailowi Haniji (liderowi Hamasu - red.) 48 godzin - cytował izraelskiego polityka "New York Times".

Nie była to pierwsza tak stanowcza wypowiedź Liebermana. Do dziś wypomina mu się słowa z 2009 r., gdy z kolei w Strefie Gazy trwała operacja "Płynny Ołów". - Musimy kontynuować walkę z Hamasem, tak jak to zrobiły USA z Japonią w czasie II wojny światowej. Wtedy również okupacja kraju nie była konieczna - przytaczał wówczas deklarację Liebermana izraelski dziennik "Jerusalem Post", przypominając, że do amerykańskiej operacji lądowej nie doszło, bo Japończycy poddali się po wydarzeniach z Hiroszimy i Nagasaki.

Czy więc faktycznie można się obawiać kolejnej, licząc od 2008 r., czwartej już wojny w Strefie Gazy?

Według Hugh Lovatta z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych obecna sytuacja wokół Strefy Gazy faktycznie się zaostrza i jeśli nic się nie zmieni, "pytaniem jest nie czy, ale kiedy odnowi się konflikt". - Nominacja Awigdora Liebermana na stanowisko ministra obrony nie stworzyła tej dynamiki. Jednak, w obliczu ponownego zaostrzenia, obecność tego polityka, który opowiada się za twardym stanowiskiem wobec Hamasu, łącznie z reokupacja Strefy Gazy, sprawi, że izraelski rząd będzie miał mniej możliwości deeskalacji i zmniejszenia ciśnienia budowanego wokół Gazy. Lieberman doleje oliwy to jakiegokolwiek ponownego konfliktu w Gazie - ocenia ekspert.

Inaczej widzi to dr Patrycja Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. - Powołanie Liebermana może zaostrzyć retorykę, ale czy (ministrem obrony - red.) byłby on czy ktoś inny, decyzje podejmuje premier Benjamin Netanjahu wspólnie z wojskiem - mówi Wirtualnej Polsce ekspertka.

Krótko po tym, jak Lieberman objął tekę ministra obrony, przypominano mu zresztą jego słowa o ultimatum dla hamasowskich liderów. Jak podaje serwis, Middle East Monitor, sam polityk odparł, że powinno się go o to zapytać, ale dopiero pod koniec jego kadencji.

Jeszcze inne zagrożenie

Hugh Lovatt przyznaje w ocenie dla WP, że w samej Strefie Gazy rządy Hamasu są coraz mniej popularne, za to coraz bardziej krytykowane. Ekspert uważa, że organizacji tej pozostają wobec tego trzy możliwości. Pierwsza to droga przemocy, także przez niebezpośrednie ataki na cele izraelskie tak w samym Izraelu, jak i na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie. Druga opcja to wewnątrzpalestyńskie pojednanie z Fatahem i Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Trzecia możliwość to taka polityka, która pozwoli na utrzymanie obecnego względnego spokoju na granicach Strefy Gazy w zamian za znoszenie blokady nałożonej na te obszary. - W tym momencie eskalacja przemocy wydaje się być najbardziej prawdopodobna, ale nie jest to jeszcze nie do uniknięcia - ocenia Lovatt.

Tymczasem według ekspertki PISM to wcale nie ze strony Hamasu i Strefy Gazy nadchodzi największe zagrożenie, a uwagę należałoby raczej zwrócić w stronę Zachodniego Brzegu Jordanu i na degenerującą się frustrację jej mieszkańców. - Pojęcie wojny się rozmywa, bo ona już niejako pełza, przynajmniej od października ubiegłego roku, gdy nasiliły się ataki nożowników - mówi dr Sasnal, przypominając, że w ostatnim roku doszło do ok. 200 takich zamachów, w których zginęło 30 Izraelczyków i 200 Palestyńczyków, także napastników. - Nie sądzę, żeby to była wojna kierowana jedynie przeciwko Strefie Gazy, bardziej będą to działania na mniejszą skalę, ale przeciw ludności palestyńskiej na Zachodnim Brzegu, skąd pochodzi wielu terrorystów - mówi.

Dr Sasnal nie wyklucza jednak, że Hamas będzie chciał poprzeć nożowników, nie tylko słowem, ale i czynem. - Ilekroć Izraelczycy są atakowani, Hamas otwarcie się cieszy. Jako ruch oporu antyizraelski, antyżydowski pod takie działania się podłącza, a nawet pewnie w części organizuje - dodaje dr Sasnal.

Bez światła w tunelu

Oboje ekspertów podkreśla załamanie procesów pokojowych między Izraelem i Palestyńczykami.

- Z jednej strony mamy do czynienia w Izraelu z najbardziej prawicowym, czyli niechętnym ugodom z Palestyńczykami, rządem w historii. Z drugiej, po stronie palestyńskiej występuje potworny kryzys władzy i autorytetu, bo i Mahmud Abbas jako prezydent, i Hamas cieszą się coraz mniejszą popularnością, a demokracja kuleje, właściwie nie istnieje, bo nie ma wyborów tak do Rady Legislacyjnej, jak i na prezydenta - ocenia dr Sasnal, dodając, że brak także skutecznych mediatorów, bo ani wcześniej Stany Zjednoczone, ani obecnie Francja nie zdołały sprawić, by Izrael i Palestyna podały sobie dłonie.

Skręt Izraela w stronę idei aneksjonistycznych i poparcia dla osadnictwa oraz autokratyzm po stronie palestyńskiej podkreśla także ekspert ERCF. - Izraelskie społeczeństwo zakończy okupację wtedy, gdy kalkulacje kosztów i korzyści się zmienią, i zdecyduje, że pokojowe porozumienie oparte na palestyńskim państwie będzie w jego najlepszym interesie. Z kolei palestyńskie przywództwo musi zostać pchnięte w kierunku pojednania i demokratycznych wyborów - ocenia Lovatt.

Ale jakie są realne szanse dla pokojowych inicjatyw? - Niestety, nie widać światła w tym tunelu - uważa dr Sasnal.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (55)