Iwona Wieczorek zaginęła 10 lat temu. Jej matka: wiem, że nie zobaczę córki żywej
- Czekam na wiadomość od policji. Wiem, że ta sprawa zostanie wyjaśniona. Mam tylko nadzieję, że stanie się to, zanim umrę - mówi Wirtualnej Polsce mama Iwony Wieczorek. 19-latka zaginęła 10 lat temu. Ostatni raz była widziana w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku. Mimo szeroko zakrojonych poszukiwań, które co jakiś czas są wznawiane, nie udało się wyjaśnić tajemnicy jej zaginięcia.
10.07.2020 | aktual.: 11.07.2020 08:19
Nadzieja czy wiara?
Wierzę w to, że sprawa zaginięcia Iwony w końcu zostanie wyjaśniona. Cały czas cierpliwie czekam.
Aż zapuka policja?
Tak. Czekam, aż przyjdą i powiedzą: wiemy na 100 procent, że Iwona nie żyje. Mamy jej ciało.
Dzwoni pani jeszcze na policję, żeby zapytać o nowe wiadomości w sprawie zaginięcia córki?
Na początku cały czas byliśmy w kontakcie. Później dzwoniłam raz na jakiś czas, ale już przestałam. Wiem, że sami w końcu przyjdą.
Lada dzień ruszają kolejne poszukiwania w Trójmieście. Pojawia się u pani myśl: może to tym razem?
Nic nie wiem na temat tych poszukiwań. Organizator mnie nie informował. To prywatna osoba. Nawet nie wiem, kiedy się zaczynają. Ale zawsze czekam na efekt. Każda próba rozwikłania zaginięcia Iwony jest dla mnie istotna i ją popieram. W głowie pojawiają się pytania: czy to teraz, czy to będzie ten moment?
Żyje pani już z tymi pytaniami 10 lat. Czas łagodzi tęsknotę?
Żal w sercu i bezradność są jeszcze większe niż w pierwszych dniach od zaginięcia Iwony. Wtedy działałam, cały czas organizowaliśmy poszukiwania, rozklejaliśmy plakaty. W tej chwili, mimo że wiele już zrobiono w tej sprawie, nadal nie wiem nic. Jest tylko dużo szumu.
Co sprawia, że zaginięcie Iwony nadal tak interesuje ludzi?
Iwona zaginęła w okresie wakacyjnym. Młoda dziewczyna, maturzystka, która wkracza w dorosłe życie, rozpłynęła się we mgle. To wstrząsnęło ludźmi. Dodatkowo, Iwony nie ma, mimo że tak dużo działo się wokół tej sprawy. Ja cały czas wołam o pomoc: pomóżcie mi, chce wiedzieć, co stało się z moim dzieckiem.
Trudno w to uwierzyć, ale nie wszystkim się to podoba. Są osoby, które mówią, że powinnam dać sobie spokój. Narzekają, że skoro zaczynają się wakacje, to znów będzie się mówiło o Iwonie Wieczorek. Nie chciałabym zakłócać nikomu spokoju i straszyć, ale moja historia jest też ostrzeżeniem. Trzeba być czujnym na każdym kroku. Wydawało mi się, że koleżanki Iwony są z prawdziwego zdarzenia, a okazało się, że w środku nocy poszła sama. Nikt jej nie powstrzymał.
Szuka pani też winy w sobie?
Zawsze wraca myśl, że mogłam ją wtedy zamknąć w domu. Iwona zrobiłaby mi awanturę, była bardzo uparta. Skończyłoby się kłótnią, ale nic złego by się nie stało. Dziś Iwona cieszyłaby się życiem. Tyle że to nieprawda. Równie dobrze mogę zaraz wyjść po bułki i zginąć pod kołami samochodu. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Mam tylko żal, że pewnych rzeczy nie zrobiłam w tej sprawie, że mogłam coś jeszcze zrobić, by ją szybciej odnaleźć.
Mówi pani o córce w czasie teraźniejszym…
Ona przez cały czas jest ze mną. Obok mnie. W pracy, w domu czuję ją za plecami. Mam wtedy przekonanie, że wkrótce się odnajdzie. Czasami motyl wpadnie do salonu i myślę: o, Iwonka, co ty tu robisz? Dlatego chyba mówię w czasie teraźniejszym, ale sama się w ten sposób trochę oszukuję. Jestem świadoma tego, że już jej nie zobaczę. Została kwestia odnalezienia ciała. Czasami tylko myślę: a może nie, może jednak żyje. Zawsze jest minimalna szansa.
Rodzice zmarłych dzieci mają ich groby. Mogą tam zapalić świeczkę, przynieść kwiaty. Pani ma coś, co pomaga pamiętać?
Nie robię w domu żadnych ołtarzyków, nie palę świeczek przy jej zdjęciu. Chciałabym mieć jej grób, ale nie będę nic robiła, dopóki nie będzie ciała i 100-procentowej pewności, że to Iwona. Bardzo chciałabym już postawić tę kropkę nad i.
Prawo daje możliwość uznania osoby zaginionej za zmarłą.
Nie wyobrażam sobie chodzenia na pusty grób. Muszę mieć choćby jej rzeczy, które wtedy miała na sobie, żeby je włożyć do trumny. Jakikolwiek element, skrawek.
Czy wtedy poczuje pani ulgę?
Nie wiem. Już się przyzwyczaiłam, że Iwony cały czas się szuka. Nie mam pojęcia, jak zareaguję, gdy okaże się, że to już koniec.
Zachowała pani rzeczy Iwony?
Oczywiście. Mam jej lalki. Tylko część oddałam do domu dziecka. Zostały ubrania, ale niektóre musiałam wyrzucić, bo przez tyle lat sparciały. Wiele rzeczy, które zostawiła, stoi w domu jako elementy dekoracji. Nie mam jednak jednego miejsca, które jest jej poświęcone.
Wraca pani do tego poranka, gdy zorientowała się, że Iwony nie ma?
Cały czas mam to w głowie.
Chyba nikt na początku nie zakłada najgorszego scenariusza.
Na początku myślałam, że Iwona pewnie jest u koleżanki. Zaspała po imprezie.
Kiedy pojawiła się myśl, że jednak stało się coś złego?
Byłam już w pracy, gdy przyszedł kolega Iwony i zapytał, czy ją widziałam. Powiedział, że ze znajomymi jej szukają, ale nigdzie jej nie ma. Zaczęliśmy sprawdzać najpierw u rodziny, babci, później u kolejnych znajomych. Wtedy jeszcze nie docierało do mnie, że nigdy już nie zobaczę córki. W końcu poszłam na policję. Od tamtej pory czekam. Już 10 lat.
Policyjny analityk uważa, że z zaginięciem Iwony może mieć związek jej były chłopak Patryk. Czy według pani to prawdopodobne?
Po tylu latach bardzo trudno kogoś obciążyć, bo potem może okazać się niewinny. Nie chcę występować w roli oskarżyciela.
Gdy rozmawiałyśmy dwa lata temu, mówiła pani, że znajomi Iwony coś ukrywają i chciałaby pani, by w końcu powiedzieli prawdę.
Cały czas czekam na to, by osoby, które cokolwiek wiedzą, a to zataiły, powiedziały prawdę. Chcę po prostu wiedzieć, co stało się z moim dzieckiem. Mam tylko nadzieję, że tego doczekam.
19-letnia Iwona Wieczorek zaginęła w drodze z imprezy w Sopocie do domu w Gdańsku. Wieczór spędziła z koleżanką Adrią oraz trzema poznanymi niedawno kolegami: Adrianem, Markiem i Pawłem. Ostatni raz znajomi widzieli ją ok. 2:50 nad ranem, gdy po kłótni opuściła klub i udała się w stronę domu. Między 3 a 4 rano rozmawiała jeszcze z koleżanką przez telefon. Monitoring miejski zarejestrował, jak idzie nadmorskim deptakiem w rejonie Jelitkowa, jednej z dzielnic Gdańska. Od domu dzieliło ją 20 minut.