IV RP po roku jest już w nas
Możemy obawiać się deptania wolności jednostki pod rządami PiS. Może nam być duszno w IV RP. Ale przed zmianami, jakie zaszły wokół nas po ostatnich wyborach, nie uciekniemy. Możemy się tylko zastanowić, co zmieniło się w nas samych.
14.09.2006 | aktual.: 14.09.2006 08:40
Witamy w IV RP! W kraju, gdzie nie wypada puszczać w telewizji państwowej serialu przygodowego o czterech czołgistach i owczarku alzackim, bo przekłamuje historię, ani - z tych samych powodów - thrillera o agencie wywiadu, który przeniknął do obcej armii. Witamy w kraju, gdzie szkoła ma uczyć głównie patriotyzmu, a minister edukacji ogłasza amnestie na brak wiedzy i chce siłą ubrać uczniów w mundurki. W kraju, w którym światowa gwiazda muzyki pop sir Elton John upomina się podczas swojego koncertu o prawa gejów, a przedstawiciel władzy odpowiada, że mu bardzo współczuje jego seksualnej przypadłości. W kraju, z którego kpi prasa całego świata.
Tylko czy ten kraj to na pewno IV RP? A może to jedynie wyobrażenie utkane z lęku, że nie jest już tak jak dawniej. Nie tak łatwo jak w latach 90., gdy autorytety były jasno zlokalizowane, wartości dokładnie zdefiniowane, a na osobiste poczucie wolności nie czyhał żaden człowiek władzy. Za to każdy składał tej wolności głęboki pokłon, bo tkwiła na samym szczycie ołtarza wartości państwowych. Albo przynajmniej mówił, że składa.
To nieprawda, że pod rządami Prawa i Sprawiedliwości w Polsce nic nie drgnęło. Powoli zmienia się stan umysłu Polaków: sposób patrzenia na świat, prowadzenia dyskusji, definiowania tego, co moralne i przyzwoite. Po roku od dojścia do władzy PiS czas przyjrzeć się, co z IV RP przenikło do naszych umysłów. Nie po to, żeby oceniać, czy zmiany są dobre, czy złe, ale żeby je nazwać. Bo przez ostatni rok na pewno coś się w naszym kraju zmieniło. Zmieniło się też coś w nas samych.
Mentalnie jesteśmy dziećmi naszej rzeczywistości. Byliśmy nimi zawsze. Lata 80. Autobus PKS dojeżdża do stacji końcowej. Pasażerowie złączeni niepisaną umową oddają bilety kierowcy. Sprzeda je jeszcze raz. Niech sobie chłop dorobi. Kto widuje jeszcze takie obrazki? Dzisiaj jest jasne - podwójne wykorzystanie biletu przez kierowcę to kradzież.
Profesor Ryszard Legutko, wicemarszałek Senatu, jeden z głównych ideologów Prawa i Sprawiedliwości, wieszczy, że wyrażenie "IV RP" - ukute przez socjologa Pawła Śpiewaka zaraz po tym, gdy wybuchła afera w związku z korupcyjną propozycją, jaką Lew Rywin złożył Adamowi Michnikowi - zniknie wkrótce z naszego słownika. - IV RP to było hasło mobilizujące. Osłuchaliśmy się już z nim. Nie można zbyt długo eksploatować pojęcia ogólnego - mówi. Dla niego jest jasne: choć pojęcie umrze, to sama IV RP w nas zostanie. Możemy ją wypierać. Udawać, że jej nie ma. Albo uczyć się dzięki niej, jak uwolnić umysł od dawnych ograniczeń.
W IV RP ma być uczciwiej - to główne hasło PiS. To ta partia, nawet jeśli głosiła swoje hasła dla marketingu politycznego, uświadomiła nam, że uczciwość nie jest na zawsze dana, że trzeba o nią walczyć. Bombardowanie deklaracjami zrobiło swoje - piętnowanie oszustów jest narodową pasją. Kto w Polsce nie chciałby dobrać się do słynącego z machlojek PZPN? Z wyjątkiem tysiąca działaczy związku, ich rodzin i przyjaciół - każdy.
Związek przyczynowo-skutkowy między uczciwością działaczy a poziomem gry piłkarzy nabrał mocy aksjomatu, nikt już nie musi go udowadniać. Zawiera w sobie uniwersalną prawdę filozoficzną: piękno rodzi się z piękna, a dobro z dobra. Być może to dzięki aferom w związku piłkarskim postawa: "Niech sobie chłopcy dorobią", została ostatecznie wyeliminowana z arsenału naszych reakcji mentalnych. I nie tylko ona. - Jeszcze niedawno była pewna tolerancja dla działań na granicy prawa - zauważa profesor Legutko. - Mówiło się, że pierwszy milion musi być ukradziony, inaczej się nie da. Obowiązywało hasło: "Bogaćmy się dla dobra nas wszystkich". Tego typu myślenie przepadło. Częściowo dzięki retoryce IV RP.
Profesor opowiada partyjną, PiS-owską historię Polski. Ale jeśli się z nią nie zgadzamy, nie musimy zaraz wyciągać na wierzch własnej historii, tej z walką o wolność, demokrację i kapitalizm. I histerycznie upierać się, że to ona jest prawdziwa (nawet jeśli jest). Dajmy opowieści o uczciwości pobrzmieć, wsłuchajmy się w nią. Tak robi słynny kompozytor Wojciech Kilar, który czuje w powietrzu wielką zmianę: - Prawo i Sprawiedliwość robi prawie-rewolucję. Prawie, bo nie ma stosów ani szubienic. Ale zmian, które się dzieją, nie można nazwać ewolucją. Skończenie z komunizmem wymagało ostrych posunięć, takich, jakie robi PiS.
Słuchanie opowieści PiS jest trudne. Ta partia sama robi wszystko, żeby tego nie ułatwić. Wchodzi w koalicję z tymi, którzy kojarzą się z kryminałem (Samoobrona), czyści państwowe instytucje ze starych pracowników, żeby wstawić swoich ludzi. Nie dba nawet o to, żeby ci nowi nie byli umoczeni PRL albo kompromitującymi zachowaniami. Do zarządu TVP trafia Piotr Farfał, dawny wydawca faszystowskich gazetek, a do PZU Jaromir Netzel, którego przeszłość bada prokuratura. Do zdobycia zostały koalicji już tylko Trybunał Konstytucyjny i NBP. I zdobyte zostaną. PiS zrobi to zgodnie z prawem, a więc - według tej partii - uczciwie.
Uczciwość jako hasło polityczne stało się tak mocną bronią, że opozycja wciąż nie znalazła na nią tarczy i PO w sondażach częściej przegrywa z PiS, niż wygrywa. Machina propagandy PiS powtarza społeczeństwu, że członkowie koalicji z definicji są uczciwi. I robi to skutecznie. Premier Kaczyński i Zyta Gilowska przeszli przez burzę związaną z ich teczkami łagodniej niż politycy spoza koalicji. Bo wcześniej PiS przekonał opinię publiczną: nasi nie donosili. Marzyliśmy przez lata o sprawnej władzy - to ją mamy. PiS stworzył maszynkę do głosowań, której tryby łamią zasady fair play, ale są tak sprawne, że protesty niewiele zmienią. A to robi wrażenie.
Marszałek Ryszard Legutko: - Ludzie wybaczają politykom wiele, jeśli ci skutecznie realizują obietnice wyborcze. Zaakceptowali przyjęcie Samoobrony do koalicji, choć wiedzą, że działacze tej partii są na bakier z prawem. Ale pewnych rzeczy się nie wybacza. Gdyby pojawiły się informacje o przekrętach, takie jak za czasów SLD, zabawa by się skończyła.
Ostatnio PiS-owska maszynka zaskoczyła perfekcyjnie w połowie sierpnia (a wcześniej wielokrotnie). Sejm najpierw odwołał szefa komisji samorządu Waldemara Pawlaka, który chciał wysłuchania publicznego w sprawie zmian w ordynacji do samorządów. Potem posłowie powiększyli samą komisję tak, żeby partia Kaczyńskiego mogła w niej rządzić i wysłać pomysł wysłuchania do jednego z sejmowych koszy. Na biurku zostały korzystne dla PiS przepisy dotyczące wyborów samorządowych. A jeśli ktoś ma wątpliwości, to można go zbyć milczeniem. Nowa władza nawet nie odpowiedziała na niewygodne pytania opozycji, która żądała podstawy prawnej odwołania wysłuchania publicznego.
Historyk literatury, profesor Maria Janion ma dystans do PiS-owskiej opowieści: - Uczciwość i przyzwoitość to hasła inteligencji, głoszone przez ludzi takich jak Słonimski czy Bartoszewski. Składniki etosu inteligenckiego. A ten etos władza właśnie tępi. Słonimski i Bartoszewski przestają dziś być autorytetami. A jednak pieśni o uczciwości wciąż da się słuchać. Nawet uchem wrażliwym na fałszowanie. Wojciech Kilar mówi tak: - Nie ma rewolucji bez błędów. Nie ma aniołów, zwłaszcza w polityce. Zdarza się, że nawet przeciwnicy PiS podśpiewują jedną zwrotkę pieśni tej partii - tę o walce ze złem społecznym i zaprowadzeniu ładu. Trudno sprzeciwiać się tępieniu pornografii w kioskach, walce szefowej Urzędu Komunikacji Elektronicznej Anny Streżyńskiej z monopolem TP SA. I nie cmokać z zachwytu, oglądając w TV komandosów wyprowadzających w kajdankach oszustów gospodarczych albo policjantów z drogówki, którzy łapią pijanych kierowców w rytm groźnych kiwnięć palcem ministra Ziobry.
Te obrazki odpowiadają na nasze potrzeby - sprawiedliwości oraz bezpieczeństwa. I rodzą myśl: nawet jeśli ci z koalicji są beznadziejni, to przynajmniej zrobią porządek. Tylko czy te obrazki nie dają złudzenia słuszności celów obecnej władzy w ogóle? I nie prowadzą do utrwalenia zasady: cel uświęca środki? Zasady złej, bo jej konsekwencje pożerają godność człowieka.
W pościgu za przestępcami łatwo podeptać prawa obywatelskie. Kamery w szkołach, których chce minister Giertych, zwiększą bezpieczeństwo uczniów i nauczycieli, ale kosztem poczucia, że wzrok wielkiego brata tkwi nam ciągle na karku. To, że więcej ludzi trafi do więzień za coraz bardziej błahe przestępstwa, niekoniecznie zwiększy bezpieczeństwo na ulicach. Więzienia to uniwersytety kryminalistów. Ale w kwestii tego, co ważniejsze - bezpieczeństwo czy wolność - koalicja jest nieugięta.
- Jest taki mit - twierdzi stanowczo marszałek Legutko - że bezpieczeństwo musi przełożyć się na ograniczenie wolności. Praktyka tego nie potwierdza.
Wolność kosztuje. Płacimy za nią brakiem poczucia kontroli. PiS porachował i uznał, że płacimy za dużo. Profesor Legutko wyraża to tak: - Represyjność prawa daje poczucie bezpieczeństwa.
Mój pierwszy odruch: rozstrzelać tę opinię serią z karabinu kontropinii: że represyjność jest niezgodna z duchem miłosierdzia i ideałami humanizmu, że poczucie bezpieczeństwa nie oznacza faktycznego jego zwiększenia, że w więzieniach nie brakuje niewinnych skazańców.
Stop. Może poczucie bezpieczeństwa jest wartością samą w sobie? Może daje ludziom oddychać spokojniej i skupić się na pracy, zmniejsza stres, pozwala żyć radośniej? W Polsce są miliony ludzi, którzy przedłożą poczucie bezpieczeństwa nad poczucie swobody. Nie mamy prawa walczyć o wolność - pisząc i kłócąc się przy stolikach w pubach - w ich imieniu. Czy to, że o to prawo pytamy, nie jest zasługą IV RP? Czy nie było tak, że w III RP dawaliśmy sobie prawo do walki za wolność innych bez pytania ich, czy tego chcą, zniewoleni dogmatem o absolucie owej wolności?
A z drugiej strony, czy nie mamy prawa walczyć o wolność w ogóle? I jakie mogą być dalekosiężne skutki złożenia tej wartości na ołtarzu boga Bezpieczeństwa? Jest też inny rodzaj piekła niż fizyczny - piekło mentalne, które daje się jeszcze łatwiej oswoić, bo tkwi w umyśle tak mocno, że już go nie widać. Profesor Maria Janion boi się, że retoryka PiS dokłada do piekła neurozy. Mówi, że jednym z mentalnych nawyków, które wzmacnia w nas IV RP, jest pogłębienie kompleksu ofiary. Polityka koalicji bierze się z postawy Mickiewiczowskiego Konrada, który satysfakcję z istnienia ma tylko dlatego, że cierpi za innych. Albo tylko mu się wydaje, że za innych. Badaczka literatury, dla której mesjanizm jest polskim przekleństwem, widzi jego wyraźny powrót w ostatnich miesiącach: - W polityce rozpowszechnił się sposób myślenia ofiar. Dotacje z Unii Europejskiej należą nam się jako reparacje za nasze krzywdy. Postawa ,nam się należy" staje się coraz bardziej wyraźna. Czujemy wyższość moralną nad Rosjanami i nad Niemcami.
Nad tymi drugimi czujemy ją w sposób zupełnie szalony. Ta wyższość nie bierze się ze standardów etycznych, jakich przestrzegamy, tylko z tego, że byliśmy krzywdzeni.
Profesor Janion ze zdziwieniem ogląda w telewizji zastępy kombatantów, którzy opowiadają, jak byli niedoceniani w III RP i jak doceniła ich dopiero IV: - Byli tak samo docenieni wtedy i teraz. Myśli pan, że jest jakaś IV RP? Bo ja nie widziałam żadnego przełomu. Przełom był, ale w roku 1989. Jeśli nie ma przełomu, jak twierdzi profesor Janion, to może jest powrót do PRL. Tak jak wówczas wróg jest jasno zdefiniowany i często to ten sam wróg - część środowiska opozycji z czasów komunizmu: Michnik, Kuroń (pośmiertnie), Mazowiecki. Za to wzrosła tolerancja na swoich ludzi, rodem z PRL. Ideolog LPR Maciej Giertych w stanie wojennym był członkiem Rady Konsultacyjnej przy przewodniczącym Rady Państwa Wojciechu Jaruzelskim. PRL nie jest już najciemniejszą epoką w dziejach naszego państwa. Z retoryki koalicjantów wynika, że teraz jest nią to, co premier Jarosław Kaczyński nazywa "państwem postpeerelowskim". Wrogiem są całe grupy zawodowe, na przykład strajkujący lekarze, których wicepremier Dorn chciał wysłać w
kamasze. Lekcja z takich gróźb może być tylko jedna: nie podskakujcie, bo aparat państwowy ma sposoby, żeby was usadzić. I jeśli w tym miejscu przychodzi do głowy, że trzeba walczyć nie tylko o uczciwość, ale też o wolność, to można mieć wrażenie, że przychodzi nie bez podstawy.
Oto ważny rozdział z historii Polski według PiS: jeden z ośrodków władzy w III RP znajdował się przy ulicy Czerskiej w Warszawie. W siedzibie spółki akcyjnej Agora, wydawcy "Gazety Wyborczej". Wysyp dziennikarzy o prawicowych poglądach w telewizji i publicystyce prasowej, pojawienie się nowej gazety opiniotwórczej - "Dziennika", wizyty najważniejszych osób w państwie w religijnym Radiu Maryja, przerwanie gorącej linii telefonicznej Czerska - Pałac Prezydencki sprawiły, że to już historia. Dzisiaj ośrodki władzy są tam, gdzie być powinny - na Wiejskiej i w Pałacu Namiestnikowskim, a Agora to już tylko oblężona twierdza gdzieś na dalekich kresach.
A jak to widzą wyznawcy alternatywnej wersji historii, tej z pojęciem wolności w centrum? Ograniczana jest wolność słowa, w "Wiadomościach" TVP oglądamy teraz wizyty gospodarskie premiera Kaczyńskiego w terenie. I są one pokazywane znacznie dłużej niż wizyty w terenie poprzednich premierów. Zniknął z nich za to choćby cień krytyki władzy. Przykład: przesłodzone wywiady Michała Karnowskiego w państwowej Trójce z politykami koalicji. Artysta, który kontestuje wartości katolicko-narodowe, nie ma szans, by jego sztuka była pokazana w TVP. Ma szczęście, jeśli władze nie będą szykanować galerii, w której wystawia, bez względu na to, czy jest ona prywatna, czy nie.
Ale nie wszyscy artyści czują się ograniczeni twórczo. Wybitny malarz Wilhelm Sasnal mówi, że tworzy kolejne obrazy bez autocenzury. Jeśli narzeka na rzeczywistość IV RP, to jako obywatel, a nie jako twórca:
- Jest cholernie duszno. Gdyby ktoś powiedział rok temu, że ministrem edukacji będzie Giertych, uznałbym to za żart. Najbardziej przerażające jest to, że ludzie przyzwyczaili się do tego gnoju. Starałem się zrozumieć, że obecne władze to demokratyczny wybór społeczeństwa. Aż uświadomiłem sobie, że to jest właśnie najstraszniejsze. Ludzie się godzą na Giertycha jako ministra edukacji, a PiS w sondażach wciąż idzie w górę.
To, co dla jednych jest duchotą, innym pozwala oddychać pełną piersią. Rolnicy są bardziej zadowoleni niż kiedykolwiek: mają dotacje i swojego człowieka - Andrzeja Leppera - przy władzy. Pojęcie "moher" przestało być negatywne. Państwo wyprzedza życzenia Kościoła, a nawet samo je wymyśla. Władze województwa mazowieckiego lekką ręką wydały 20 milionów złotych na budowę w Warszawie Świątyni Opatrzności - wielkiego kościoła, którego architektura wzbudza wiele sprzecznych opinii. Wilhelm Sasnal nazywa tę sytuację ostrymi słowami: - Religia znowu stała się opium dla ludu.
W Polsce znowu niewygodnie być inteligentem. Bo z inteligenta, czyli wykształciucha, znowu można się naśmiewać. Inteligencka wersja historii starła się z nową, ludofilską. Dla wiceministra Giertycha prawdziwymi bohaterami rewolucji antykomunistycznej w Polsce byli tylko robotnicy, a już nie wykształceni działacze opozycji, co wyraził dobitnie, krytykując pośmiertnie Jacka Kuronia.
Nawet w słowach profesora Legutki, który nie opisuje świata w czarno-białych barwach, czai się heglowskie przekonanie o istnieniu ducha dziejów, który używa jednostki na różnych etapach dążenia do własnych celów. - Mamy do czynienia z przetasowaniem elit - mówi profesor. - Podobną tezę postawiłem 10 lat temu i wtedy okazała się fałszywa. Teraz tak nie jest. Elita III RP wyczerpała się. Impulsy intelektualne, jakie z niej szły, spełniły już swoją funkcję. Z nich już się nic nie wyciśnie.
I tak ci, którzy dawniej wykluczali, stali się nagle wykluczeni. Może byłby to nawet powód do tego, żeby się bać, gdyby nie to, że bycie wykluczonym też jest tylko stanem umysłu. Zostaniemy wykluczonymi, tylko jeśli się na to sami zgodzimy.
Marcin Fabjański