ISIS a Azja Centralna. Realny problem czy pretekst do rozprawy z opozycją?
Czy Azja Centralna może paść kolejnym łupem Państwa Islamskiego? Tak przekonują autokratyczni przywódcy państw regionu, którzy właśnie z tego powodu ostro angażują się w walkę z dżihadystami. Jednak jeśli przyjrzeć się bliżej ich działaniom, okaże się, że to, co przedstawiają jako batalię z fundamentalistami, w gruncie rzeczy jest kampanią wymierzoną w politycznych przeciwników. I paradoksalnie może ona przynieść opłakane skutki w postaci wzrostu realnego islamskiego radykalizmu, który ma szanse stać się jedynym ujściem społecznego niezadowolenia.
05.10.2015 | aktual.: 05.10.2015 17:28
We wrześniu władze Tadżykistanu aresztowały 13 członków Islamskiej Partii Odrodzenia, a kolejnym 50 działaczom skonfiskowano paszporty. Wszystko działo się kilka dni po szczycie Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (CSTO) w Duszanbe, stolicy kraju. Głównym tematem rozmów było zagrożenie, jakie dla Centralnej Azji stanowi Państwo Islamskie.
Najznamienitszym gościem szczytu był prezydent Rosji, Władimir Putin. Kreml podkreśla, że zagrożenie islamskim ekstremizmem w Azji Centralnej jest poważne. CSTO, w którym centralną rolę odgrywa Rosja, jeszcze w ubiegłym roku ostrzegało, że w regionie dochodzi do "próby utworzenia swego rodzaju podziemnego państwa ekstremistów".
Prezydent Tadżykistanu, Emomali Rahmon, w umiejętny sposób wykorzystuje te nastroje i ubiera w fundamentalistyczne szaty muzułmańskich polityków, którzy niekoniecznie mają coś wspólnego z islamem w najostrzejszej odmianie.
Aresztowanie z "Raportu mniejszości"
Dzień po wspomnianej serii zatrzymań prokuratura opublikowała zadziwiające oświadczenie, z którego wynikało, że członkowie partii nie popełnili żadnych przestępstw. Zostali aresztowani na poczet zapobiegania przyszłym aktom terroryzmu. Wszystkim zarzucono powiązania z gen. mjr Abduhalimem Nazarzodą, który dowodził elitarnym zbuntowanym batalionem szturmowym. Władze już uporały się z renegatem, który został zlikwidowany w akcji służb specjalnych.
Samo aresztowanie działaczy przypomina film "Raport mniejszości", z tą różnicą, że zamiast trzech jasnowidzów przewidujących przyszłe przestępstwa, mamy jednego - wszechwładnego prezydenta Emomaliego Rahmona. - Tadżyckie władze mają obowiązek postawić tym ludziom konkretne zarzuty lub wypuścić ich, utrzymując zasadę domniemania niewinności. Nie mogą przetrzymywać opozycjonistów na podstawie fałszywych twierdzeń o zapobieganiu przyszłych przestępstw - komentował na łamach "The Diplomat" Hugh Williamson, dyrektor Human Rights Watch w Europie i Azji Centralnej. Amnesty International ostrzegła, że zatrzymanym grozi nieuczciwy proces, a nawet tortury.
Wyciąć opozycję
Aresztowania to kolejny etap rozprawy ze zdelegalizowaną partią islamską, która w 2006 roku zbojkotowała wybory prezydenckie wygrane przez obecnego autorytarnego przywódcę. Od tamtej pory konflikt między środowiskiem prezydenta a islamskimi politykami się nasilał. Apogeum nastąpiło w momencie wspomnianego buntu oficera. Rahmon i jego administracja utrzymują, że generał działał z inspiracji i rozkazu partii, która odpowiedziała w ten sposób na delegalizację. Z kolei przewodniczący partii, Muhiddin Kabiri, który przebywa na emigracji, twierdzi, że jego środowisko nie miało nic wspólnego z rewoltą wojskowego.
Coraz więcej komentatorów zauważa, że pod pretekstem walki z islamską radykalizacją Rahmon przeprowadza czystki w środowisku opozycjonistów. Tamerlan Ibraimow, politolog z sąsiedniego Kirgistanu twierdzi, że Islamska Partia Odrodzenia jest daleka od ekstremizmu, a bezpardonowe metody działania prezydenta mogą ów ekstremizm wzmocnić. - (Partia) nie mogła stanowić żadnego zagrożenia dla bezpieczeństwa i politycznej pozycji reżimu Rahmona. (…) Delegalizacja partii pokazała, że polityczny nacisk przyczynia się tylko do wzrostu ekstremizmu w tym społeczeństwie - oceniał Kirgiz w serwisie "The Diplomat".
Mechanizm podobny do tadżyckiego realizuje także prezydent Uzbekistanu, Islam Karimow, który również wykorzystuje potencjalne zagrożenie ze strony ISIS do podcinania skrzydeł opozycji. Karimow także wprowadził w swoim kraju prawo, które pozwala odebrać obywatelstwo osobom szkodzącym ojczyźnie, działającym na rzecz obcych państw lub popełniającym zbrodnie przeciwko pokojowi i bezpieczeństwu. W realiach władzy autorytarnej takie zapisy pozwalają na dyskryminację opozycji oraz blokadę wyjazdów i powrotów do kraju.
Azja Centralna na tle innych
W sytuacji, w której CSTO mówi o "tworzeniu ekstremistycznego państwa podziemnego w Azji Centralnej", a politycy i badacze z Rosji konsekwentnie wzmacniają ten alarmistyczny ton, warto przyjrzeć się, jak faktycznie przedstawia się sytuacja islamskiego fundamentalizmu spod znaku ISIS tym regionie.
Według czerwcowego raportu Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych do Państwa Islamskiego w Syrii wyjechał walczyć jeden na 14,4 tys. Turkmenów, jeden na 40 tys. Tadżyków, jeden na 56 tys. Kirgizów, jeden na 58 tys. Uzbeków oraz jeden na 72 tys. Kazachów. Co ciekawe większość jest rekrutowana nie w ojczyznach, a w Rosji, gdzie pracują.
Z publikacji PISM wynika, że poza Turkmenistanem, liczby są skromne w porównaniu do państw Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki, gdzie w szeregach ISIS jest jeden na 5,3 tys. Jordańczyków, jeden na 6,5 tys. Libańczyków czy jeden na 7,3 tys. Tunezyjczyków. Nawet niektóre państwa europejskie przebijają Azję Centralną pod względem liczby bojowników ISIS per capita - jeden na 11,7 tys. Bośniaków, jeden na 23,8 tys. Belgów oraz jeden na 55,2 tys. Francuzów jest obywatelem samozwańczego kalifatu.
O stosunkowo niewielkiej radykalizacji regionu najlepiej świadczy fakt, że z Belgii pochodzi więcej członków ISIS niż z Tadżykistanu, w którym żyje wielokrotnie więcej muzułmanów. A przecież z powyższej statystyki wynika, że to właśnie Tadżykistan uchodzi za najbardziej fundamentalistyczny w Centralnej Azji.
Całościowo liczba bojowników ISIS z Azji Centralnej waha się miedzy 2 a 4 tys. Przy czym uważa się, że górna granica może być zawyżona, a w tej liczbie znajdują się także kobiety i dzieci. Na łamach magazynu "Foreign Policy" John Heathershaw z Uniwersytetu w Exeter podkreślał jednak, że "szacunki i liczby od rządów z Azji Centralnej są wysoce upolitycznione i spekulacyjne. Prosta prawda jest taka, że nikt nie zna dokładnej liczby".
Prognozy
Jak dowidzi raport PISM, Państwo Islamskie nie posiada żadnych struktur regionalnych w państwach Azji Centralnej. Islamiści skupiają się na zorganizowaniu przyczółków w niedalekim Pakistanie i Afganistanie, gdzie jednak muszą konkurować z talibami, z którymi nie jest im po drodze.
Państwo Islamskie w styczniu tego roku ogłosiło powstanie wilajetu (prowincji) Chorosan na terenach Pakistanu i Afganistanu. Nazwa nowej jednostki administracyjnej pochodzi od historycznej krainy, która rozciągała się na terenie dzisiejszego Turkmenistanu, Iranu i Afganistanu
Polscy badacze uważają, że Azja Centralna może pojawić się w kręgu zainteresowania ISIS, jeśli dżihadystom uda się faktycznie zakotwiczyć w AfPak-u. Wówczas będą mogli wykorzystać te kraje jako punkt wypadowy do Azji Centralnej. Pomocny może okazać się Islamski Ruch Uzbekistanu. W sierpniu ta radykalna organizacja, licząca około pół tysiąca członków, przysięgła wierność Państwu Islamskiemu. Na początku września afgański dziennikarz Sultan Faizy szacował w reportażu agencji AP, że ISIS może liczyć w Afganistanie i Pakistanie na około dwa tysiące lojalistów, z czego około 1/4 to właśnie Uzbecy.
Jednak zanim samozwańczy kalifat porwie się na państwa Azji Centralnej, musi ugruntować swoją pozycję w nowym wilajecie, gdzie ma przeciwko sobie około 60 tys. talibów.
Paradoksalnie, Państwu Islamskiemu może sprzyjać nieprzejednana postawa autorytarnych liderów Azji Centralnej, którzy - poza władzami Kirgistanu - nie przebierają w środkach, by utrzymać się na szczycie. - Jeśli reżimy nie dopuszczą politycznej opozycji, obywatele zwrócą się ku opcjom religijnym, bo ich zdaniem są one usankcjonowane przez instancję, która jest ponad każdą świecką władzą i nie mają już żadnych innych opcji. ISIS, które jest częścią "boskiego" projektu, będzie coraz silniejsze i silniejsze - ocenia w wywiadzie dla serwisu "The Diplomat" Tatiana Dronzina z Uniwersytetu w Sofii, która przeprowadziła badania wśród bojowników Państwa Islamskiego z Kirgistanu i innych państw regionu.
Oznacza to, że autokratyczni przywódcy, w imię zabezpieczenia swojej niepodzielnej władzy, kneblują opozycję i prowadzą niebezpieczną grę z urojonym radykalizmem, przy okazji podgrzewając ten prawdziwy, co w przyszłości może mieć opłakane skutki.