Isakowicz-Zaleski: "DPS-y dla dzieci muszą zniknąć". Ksiądz uważa, że zakonnice nie powinny prowadzić takich miejsc
- Szanując różne ośrodki prowadzone przez siostry zakonne, uważam że byłoby lepiej, gdyby tego typu placówki dla dzieci prowadziły osoby, które same mają rodziny, dzieci i doświadczenia w tej sprawie – mówi Wirtualnej Polsce ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski. To reakcja na wstrząsający reportaż dziennikarzy WP "Piekło u zakonnic. Bicie, wiązanie, zamykanie w klatce. Horror dzieci w DPS-ie pod Krakowem". Duchowny i prezes Fundacji im. Brata Alberta apeluje do Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Rzecznika Praw Dziecka o poważną dyskusję nt. systemowych zmian. – Wypowiedzi polityków są kompletnie niewiarygodne – dodaje.
14.06.2022 | aktual.: 14.06.2022 07:12
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski: Co musi się stać, żeby dzieci już nigdy nie doświadczały tego, co działo się w Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie pod Krakowem, gdzie siostry prezentki znęcały się nad podopiecznymi z niepełnosprawnością intelektualną?
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, prezes Fundacji im. Brata Alberta: Domy Pomocy Społecznej nie powinny być dla dzieci, zwłaszcza z niepełnosprawnościami. Dziecko powinno być w rodzinie zastępczej. Wiem, że jest wiele rodzin czy matek zastępczych, które przyjmują dzieci z niepełnosprawnościami. Do czasu dorosłości takie dziecko nie powinno przebywać w żadnym ośrodku zamkniętym niezależnie od tego, kto prowadzi te domy. Sam model takiego DPS-u, który ma charakter koszarowy, to na pewno nie jest miejsce, w którym dziecko powinno się znaleźć.
W przypadku osób z niepełnosprawnością intelektualną ukończenie pełnoletności nic nie oznacza, bo edukacja czy terapia może trwać do 25. roku życia. Trzeba dążyć do tego, żeby takie ośrodki dla dzieci w ogóle nie istniały. Takimi osobami trzeba się opiekować w rodzinach zastępczych, a nie w ośrodkach zamkniętych. To jest kluczowy problem.
Prowadzę Fundację im. Brata Alberta, która ma 36 placówek dla dorosłych osób z niepełnosprawnością intelektualną i prowadzimy cztery domy stałego pobytu. Każdy z nich jest podzielony na małe wspólnoty. Niezależnie od wielkości, praca w nich pozwala stworzyć warunki na wzór rodziny. Jest w nich pełna kontrola nie tylko władz, instytucji państwowych, ale również władz samej fundacji. Nawet jeśli dochodzi do jakichkolwiek sytuacji niepożądanych, to są one rozwiązywane w zarodku. Dziwi mnie to, że nieprawidłowości trwały tak długo. Gdzie były władze? Gdzie były władze kościelne? To trzeba wyjaśnić.
A skoro Domy Pomocy Społecznej dla dzieci istnieją to czy powinny być prowadzone przez siostry zakonne czy osoby duchowne?
W poprzednich epokach Kościół z założenia prowadził wiele dzieł charytatywnych, które się doskonale sprawdziły. Chodzi o niegdysiejsze sierocińce czy przytułki dla ubogich, które prowadził np. patron naszej fundacji św. brat Albert.
Sytuacja społeczna jednak bardzo się zmieniła, więc podkreślam, że opieka nad dziećmi powinna być sprawowana w rodzinach. Znam internaty czy inne instytucje dobrze prowadzone przez siostry zakonne, ale znam też takie sytuacje, gdzie władze zakonne traktują to jako sprawę drugo- czy trzeciorzędną.
Moje prywatne doświadczenie jest takie, że siostry zakonne realizują się świetnie w wielu sprawach, natomiast niekoniecznie muszą być opiekunkami małych dzieci. One bardzo często wykazują się dużą empatią, ale same nie mają dzieci, nie mają rodzin, pewne zjawiska umykają ich uwadze. Szanując różne ośrodki prowadzone przez siostry zakonne uważam, że jednak byłoby lepiej, żeby tego typu placówki dla dzieci prowadziły osoby, które same mają rodziny, własne dzieci i doświadczenia w tej sprawie.
Jak więc doprowadzić do zmiany całego systemu?
Potrzebna jest nam mądra dyskusja w tej sprawie. Na razie czytam wyłącznie wypowiedzi polityków. One moim zdaniem są kompletnie niewiarygodne. Gdzie politycy byli przez tyle lat? Teraz jedni będą bronić, drudzy – atakować, a za miesiąc wszyscy o tym zapomną i problem dalej nie będzie rozwiązany.
Potrzebna jest nam ogólnopolska rozmowa na temat tego, jak prowadzić Domy Pomocy Społecznej dla osób dorosłych i jak doprowadzić do tego, by dzieci w ogóle do nich nie trafiały. Siostry zakonne mogłyby prowadzić takie placówki dla dorosłych, ale muszą spełniać wymogi, które powinny być dokładnie określone. Trzeba znaleźć odpowiedź na pytanie: jak ten system ma funkcjonować, ale nie na zasadzie impulsu i sensacji. To wymaga dużych zmian. Uważam, że najlepiej sprawdziłby się model niewielkich Domów Pomocy Społecznej wspieranych z budżetu państwa w systemie "wspólnotowym", co stwarza warunki zbliżone do życia w społeczeństwie.
Politycy zazwyczaj reagują na skandale albo upominają się o prawa osób z niepełnosprawnościami, kiedy są w opozycji. Ci sami – kiedy dochodzą do władzy – zapominają o tych problemach. To zarzut, który można postawić wszystkim największym partiom politycznym. Co mają zrobić politycy, jeśli naprawdę chcą coś zmienić?
Konieczna jest rozmowa z przedstawicielami organizacji pozarządowych, które od lat prowadzą ośrodki dla osób z niepełnosprawnością intelektualną oraz rodzicami takich dzieci. Po to, by ci rodzice mieli świadomość, że kiedy ich zabraknie, to ich dziecko będzie mogło się znaleźć w odpowiednim ośrodku dla osób z niepełnosprawnościami, którym niekoniecznie musi być Dom Pomocy Społecznej. To powinny być działania apolityczne, niezwiązane z żadną partią. Nie można też wykluczać Kościoła z tej dyskusji.
Prowadzę już fundację prawie 35 lat, przeżyłem wszystkie fale reform, prób zmian, które zawsze wiążą się z wyborami i kampanią wyborczą. Później zawsze sprawa wracała w utarte koleiny. Żeby wyciągnąć pozytywny wniosek z opisanej przez was sprawy, trzeba w końcu znaleźć odpowiedź na pytanie: "co dalej z Domami Pomocy Społecznej?".
Jestem przeciwnikiem ich likwidacji, bo niektórzy mówią o "deinstytucjonalizacji". Łatwo powiedzieć, ale nie da się tych domów rozbić i powiedzieć, że w ciągu dziesięciu lat nie będzie ani jednego takiego miejsca. Moim zdaniem trzeba je przemodelować, stworzyć charakter rodzinny takich miejsc, zaangażować ludzi, którzy mają długie doświadczenie pracy z osobami z niepełnosprawnościami.
Kolejnym problemem jest to, że wiele Domów Pomocy Społecznej znajduje się w bardzo trudnej sytuacji finansowej ze względu na gwałtowny wzrost kosztów i brak odpowiedniej kadry. To nie jest łatwa praca. Sam tytuł magistra pedagogiki czy psychologa niczego nie rozwiązuje. Tu potrzebne jest powołanie. Nie może być tak, że luki w opiece społecznej łata się przypadkowymi osobami, bo wtedy może dojść do sytuacji takich jak w Jordanowie. Państwo jako instytucja musi mieć świadomość, że do zmiany konieczne są nakłady finansowe. I tu spodziewam się oporów, by taką reformę przeprowadzić.
Kto powinien zacząć dyskusję i prace nad zmianami, żeby tym razem udało się wprowadzić je do systemu?
Rzecznik Praw Obywatelskich i Rzecznik Praw Dziecka. Na pewno nie trzeba powoływać nowego urzędu, bo to byłby absurd. Te dwie instytucje mają ogromne możliwości, by bez sporu politycznego podjąć takie kroki i wypracować model, który byłby najlepszy. Jestem pewien, że wiele organizacji by się do tego włączyło. Wtedy politycy musieliby przyjąć to rozwiązanie, niezależnie od tego, kto rządzi czy będzie rządził. Uważam, że obaj rzecznicy to jest właściwy adres, by podjąć ten krok.
Arcybiskup Jędraszewski do czasu, kiedy prowadzimy rozmowę, nie odniósł się do tej sytuacji. Czego ksiądz by oczekiwał?
Niezależnie od tego, kto prowadzi DPS, podlega on nadzorowi wojewody i starosty. To oni powinni jak najszybciej tę sprawą wyjaśnić.
Jeżeli chodzi o władze kościelne, to problem polega na tym, że zakon sióstr prezentek działa na prawie papieskim, czyli nie podlega jurysdykcji biskupa krakowskiego. Niemniej uważam, że ksiądz biskup sam powinien chcieć się włączyć do działań kontrolnych. Nie chodzi o stronę prawną, ale duchową.
Mógłby sprawdzić, czy zakon, który prowadzi swoją działalność na terenie archidiecezji krakowskiej taki dom, działa zgodnie z przepisami kościelnymi, z charyzmatem zakonnym. Biskup nie ma władzy nad tym zakonem, ale ma prawo wglądu w to, co dany zakon robi.
Są przecież odpowiednie osoby w archidiecezji krakowskiej, które znają się na działalności tego typu placówek np. Caritas, więc ksiądz biskup mógłby je wysłać do Jordanowa, żeby następnie mógł ocenić to, co się tam dzieje od strony duchowej, czy siostry dopuszczały się nadużyć, czy mają odpowiednią formację. To jest zbyt poważna sprawa, by ktokolwiek się tłumaczył, że to nie jest jego jurysdykcja. Zwłaszcza że zakon został wyróżniony przez papieża Franciszka, który w czasie Światowych Dni Młodzieży w 2016 r. odwiedzał szkołę prezentek w Krakowie.