"Irytuje bezczynnością, brakiem rezultatów i pomysłów"
Wraz z zeszłotygodniową otwartą krytyką Catherine Ashton przez szefa belgijskiej dyplomacji, spekulacje o odejściu szefowej dyplomacji UE powróciły w Brukseli ze zdwojona siłą. Brytyjka irytuje bezczynnością, brakiem nie tylko rezultatów, ale i pomysłów.
09.05.2011 | aktual.: 09.05.2011 16:31
- Ona jest już na stanowisku półtora roku! Ewidentnie widać, że nie wywiązuje się ze swej roli. Powinna podać się do dymisji - jeśli myśli, a jak nie, to zostanie do tego zmuszona - prorokuje jeden z dyplomatów starego kraju UE w Brukseli.
Dyplomata ten nie wyklucza scenariusza, że do zmiany Ashton dojdzie w połowie przyszłego roku, kiedy przywódcy państw UE będą podejmować decyzję ws. przedłużenia 2,5-rocznego mandatu przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya. Mandat Ashton normalnie powinien trwać pięć lat, czyli prawie do końca 2014 roku. - To nie będzie sprawa dla ministrów spraw zagranicznych, bo im niewygodnie krytykować Ashton, ale myślę, że wątek dymisji podejmie któraś z Rad Europejskich, czyli przywódcy państw UE - uważa dyplomata.
Skąd te spekulacje? Ashton irytuje już nie tylko w środowisku dziennikarzy w Brukseli i Londynie, którzy byli zszokowani nominacją niemal zupełnie przypadkowej osoby bez doświadczenia w dyplomacji na tak kluczowe stanowisko. Teraz krytyka i to publiczna pochodzi od polityków z coraz wyższego szczebla.
Ashton znalazła się ostatnio w kilku poniżających dla niej sytuacjach, by wspomnieć szczyt ws. Libii w Paryżu, gdzie - choć protokolarnie została zaproszona - nie dopuszczono jej do głosu. W zeszłym tygodniu za brak działań i inicjatyw skrytykował ją w wywiadzie dla "Le Soir" szef belgijskiej dyplomacji Steven Vanackere. A szef szwedzkiej dyplomacji Carl Bildt miał wprost zabronić jej opuszczenia posiedzenia ministrów spraw zagranicznych UE, bo chciała pojechać do NATO. - Szanowna Cathie, ty zostaniesz z nami, bo ty tu jesteś, by tę pracę organizować - miał jej powiedzieć Bildt. Musiała zostać, ale było to dla niej upokarzające, bo pokazano jej gdzie jest jej miejsce - wspomina jeden z dyplomatów. Za stanowisko ws. Libii krytykował ją otwarcie prezydent Francji Nicolas Sarkozy i pół Parlamentu Europejskiego, kiedy odmawiała uznania powstańczej Narodowej Rady Libijskiej w Bengazi za uprawnionego rozmówcę. Co znamienne, Niemcy wówczas milczeli, nie biorąc jej w obronę.
Najboleśniejsza do zniesienia jest jednak krytyka Vanackere'a. - Belgia nie ma takich interesów jak Francja, Wielka Brytania czy Niemcy, które można podejrzewać, że nie chcą, by ktokolwiek wchodził im w paradę w ich polityce zagranicznej. Belgia to kraj, który myśli w kategoriach federalizmu europejskiego - mówi osoba z kręgu Ashton.
Belgowie zrozumieli, że europejska polityka zagraniczna daleko nie zajdzie, jeśli Ashton nie zmieni stylu pracy. Tę frustrację podzielają też inni dyplomaci w Brukseli, widząc, że stolice państw UE coraz mniej interesują się Europejską Służbą Działań Zewnętrznych, czyli nowym kilkutysięcznym korpusem dyplomatów, którym Ashton zarządza. Irytację powoduje niezwykła powolność maszynerii jaką jest ESDZ.
- Materiały dostajemy w ostatniej chwili, często bardzo niskiej jakości - mówi ambasador jednego z krajów UE. Np. w sprawozdaniu na temat Chin pojawiła się banalna konkluzja, że Chiny staja się coraz ważniejsze, co przyjęto z dużym zażenowaniem. Do nielicznych sukcesów Ashton zalicza się wznowienie dialogu między Serbią a Kosowem, ale jest to sukces połowiczny, zważywszy aktywność ONZ w tym obszarze. Ponadto, po półtora roku starań udało jej się uzyskać dla Van Rompuya specjalny status obserwatora w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ.
Poprzednik Ashton, Hiszpan Javier Solna, który nie miał takiego sztabu dyplomatów, w przeciwieństwie do Brytyjki miał autorytet w sprawach międzynarodowych. - Rzecz nie polega na tym, by walczyć z krajami i im coś narzucać, bo wiadomo, że w polityce zagranicznej trudno o jednomyślność. Ale by mieć umiejętność własnej oceny sytuacji i zgłaszać propozycje - mówi dyplomata z nowego kraju UE.
Ashton została rzucona do dyplomacji z innego świata. Jest sprawnym managerem, ale to nie wystarczy. Jej kardynalny błąd polega też na tym, dodaje dyplomata, że otoczyła się brukselską biurokracją. Tymczasem, jeśli nie będzie zainteresowania stolic Europejską Służbą Działań Zewnętrznych, "to nic z tego projektu nie wyjdzie, bo istotą ESDZ miało być właśnie zaangażowanie państw". To miało naddać impulsu i dynamizmu europejskiej polityce zewnętrznej. Dlatego nieuniknione, że w pewnym momencie przywódcy państw UE będą musieli podjąć temat dymisji Ashton, jeśli chcą, by europejska polityka zagraniczną szła do przodu. Trudno sobie wyobrazić, by zupełnie ten temat odpuścili.
Inga Czerny