Irakijczycy wobec aliantów "głęboko wrodzy"
Wojska amerykańskie i brytyjskie nie tylko nie są witani w południowym Iraku jako wyzwoliciele, ale wręcz przeciwnie zmuszeni są stawiać czoło "głębokiej wrogości" ze strony ludności cywilnej - napisał w poniedziałek amerykański dziennik "The Wall Street Journal".
24.03.2003 | aktual.: 24.03.2003 12:49
Zdaniem dziennika, siły koalicyjne usilnie starają się uruchomić i zabezpieczyć port Um Kasr, by zacząć dostarczać do regionu pomoc humanitarną - w nadziei, że dostawy żywności uśmierzą wrogość ze strony ludności cywilnej, pozbawionej wody i żywności oraz przygnębionej inwazją.
"Wrogość wobec inwazji sił alianckich w południowym Iraku, głównym skupisku irackich szyitów, którzy w 1991 roku wywołali powstanie przeciwko Saddamowi Husajnowi, stoi w sprzeczności z oczekiwaniami wielu amerykańskich dowódców, że zostaną powitani jako wyzwoliciele" - napisał "WSJ".
Jeszcze kilka tygodni temu dowódcy antysaddamowskiej koalicji czynili w Kuwejcie przygotowania do przerzucenia do Iraku ekip telewizyjnych, by sfilmowały tłumy wiwatujące na cześć wyzwolicieli - przypomina "WSJ". I dodaje: "Wielu szyitów z południowego Iraku pamięta aż nadto dobrze surowe represje, które w 1991 roku spadły na tych, którzy usłuchali amerykańskich obietnic pomocy i wystąpili zbrojnie przeciwko Saddamowi".
"Jeżeli otwarcie portu Um Kasr napotka trudności, to kakofonia Pentagonu (pod adresem dowództwa armii z powodu tego, że portu nie udało się uruchomić i zabezpieczyć) będzie ogłuszająca" - powiedział reporterowi "WSJ" amerykański oficer.
Obecne plany zakładają uruchomienie portu w połowie tygodnia. Pierwsza pomoc humanitarna ma być dostarczana konwojami ciężarówek z Kuwejtu - pisze dziennik.
"WSJ" odnotowuje nie tylko opór stawiany alianckim siłom lądowym, ale także stosunkowo silny ostrzał obrony przeciwlotniczej wokół Bagdadu. Wysnuwa stąd wniosek, że reżim Saddama utrzymał spory zakres kontroli nad siłami irackimi wokół stolicy.
"Przedstawiciele Waszyngtonu liczyli, że zmasowany pokaz siły skłoni irackich żołnierzy do poddawania się i szybko zakończy konflikt. Masowe przechodzenie Irakijczyków na stronę aliantów poprawiłoby wizerunek Waszyngtonu w czasie, gdy doznaje on dyplomatycznego uszczerbku" - zauważa dziennik.
W komentarzu redakcyjnym "The Wall Street Journal" wyraża opinię, że Saddamowi Husajnowi jest na rękę to, że Irakijczycy giną i że zależy mu wręcz na tym, by zginęło ich jak najwięcej. W ten sposób spodziewa się wpłynąć na opinię publiczną, zwłaszcza amerykańską, by ta zmusiła George'a Busha do zakończenia wojny.(an)