IPN: wyciek jawnego materiału nie jest przestępstwem
Specjalna komisja Instytutu Pamięci Narodowej ma do środy zbadać sprawę wycieku z IPN rzekomej "listy agentów", a w środę sprawą zajmie się kolegium IPN - poinformował prezes IPN Leon Kieres. Dodał, że owa lista nie jest listą agentów, ale spisem osób pojawiających się w archiwach tajnych służb PRL.
29.01.2005 | aktual.: 31.01.2005 14:01
W sobotę "Gazeta Wyborcza" napisała w artykule pt. "Ubecka lista krąży po Polsce", że skopiowana w archiwum IPN przez nie wymienionego z nazwiska dziennikarza lista funkcjonariuszy tajnych służb PRL, agentów i kandydatów na agentów z "nieprawdopodobną liczbą 240 tys. nazwisk" krąży po Polsce. Komputer z bazą danych o archiwach znajduje się w czytelni od jesieni ubiegłego roku. Mają do niego dostęp wszyscy, którzy korzystają z archiwum.
Według Kieresa, dziennikarzem, który ma tę listę, jest Bronisław Wildstein z "Rzeczypospolitej". On sam potwierdził to telewizyjnemu "Teleekspresowi".
To nie jest żadna "ubecka lista agentów", lecz inwentarz, pomoc archiwalna, z informacjami o osobach występujących w archiwach służb specjalnych, bez określania kategorii tych osób; to hańba mówić o niej jako o "liście agentów" - powiedział Kieres. Inwentarz ten jest w czytelni IPN, bo chodziło o to, by tak jak w archiwach państwowych badacz szukający danego materiału miał go pod ręką, by wiedzieć, gdzie czego szukać w archiwach IPN. Dopominali się o to sami historycy - podkreślił Kieres.
Spytany, czy IPN nie ponosi winy za brak zabezpieczeń przed skopiowaniem, Kieres odparł, że powołał specjalną komisję, która ma do środy wyjaśnić sprawę. Ujawnił, że lista być może wcale nie została skopiowana z komputera, lecz mogła być np. wydrukowana.
Listę sporządza IPN od czerwca 2004 r., na polecenie kolegium IPN. Bez niej udostępnianie materiałów Instytutu przebiegałoby o wiele wolniej - podkreślił Kieres. Powiedział, że docelowo będzie na niej w sumie ok. 1,5 mln nazwisk, chyba że kolegium zdecyduje, by prace nad nią wstrzymać. Zapytam o to w środę kolegium - dodał.
Według Radonia, w sprawie nie doszło do przestępstwa, gdyż inwentarz jest jawny. Na pewno nieprawidłowością jest jego skopiowanie i twierdzenie, by była to "lista agentów" - dodał. Podkreślił, że opublikowanie listy - do czego, według jego wiedzy, nie doszło - mogłoby być złamaniem ustawy o ochronie danych osobowych. Wtedy odpowiedzialność spoczywałaby na osobie, która by to opublikowała, nie na IPN - dodał.
Kieres dodał, że utajnienie listy przez IPN byłoby z łamaniem prawa.