IPN: Lech Wałęsa zanegował autentyczność okazanych dokumentów
• Lech Wałęsa był przesłuchiwany jako świadek
• Prokurator: będzie zlecenie ekspertyz z dziedziny pisma porównawczego
• Były prezydent w IPN spędził ok. trzech godzin
13.04.2016 | aktual.: 13.04.2016 15:25
IPN okazał Lechowi Wałęsie dokumenty rękopiśmienne TW "Bolka" - ich autentyczność b. prezydent zanegował. Jak podał IPN, odbyło się to w ramach przesłuchania Wałęsy jako świadka w śledztwie co do ewentualnego poświadczenia nieprawdy przez funkcjonariuszy SB.
Prokurator IPN Janusz Romańczuk zapowiedział bezzwłoczne zlecenie koniecznych ekspertyz z dziedziny pisma porównawczego.
B. prezydent spędził w Instytucie Pamięci Narodowej w Warszawie ok. trzech godzin. Wjechał ok. godz. 10 na teren IPN przy ul. Kłobuckiej, gdzie mieszczą się archiwa Instytutu, nie udzielając wypowiedzi dziennikarzom. Krótko przed godz. 13 wyjechał, także nie rozmawiając z mediami.
Tego dnia b. prezydentowi, przesłuchanemu w charakterze świadka, został okazany oryginał rękopiśmiennych materiałów z teczki "Bolka". Chodziło o to, aby zeznał do protokołu, że - jego zdaniem - konkretne dokumenty z teczki zostały sfałszowane. Jest to wymogiem prawnym, by prokurator IPN mógł powołać biegłego z dziedziny pisma porównawczego.
Śledztwo ws. podejrzenia poświadczenia nieprawdy przez funkcjonariuszy SB w dokumentach "Bolka" w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej prowadzi białostocki pion śledczy IPN. Wszczęto je po pierwszych wypowiedziach Wałęsy o sfałszowaniu akt z teczki, m.in. pokwitowań odbioru pieniędzy.
"W toku przesłuchania okazano panu Lechowi Wałęsie oryginały akt archiwalnych dotyczących współpracy agenta o pseudonimie TW "Bolek". Pan Lech Wałęsa zanegował autentyczność okazanych dokumentów" - głosi komunikat prok. Romańczuka. Dodał on, że okazanie miało "kluczowe znaczenie dla kierunku i zakresu zlecanych ekspertyz wykonywanych przez biegłych".
"W związku z tym prokurator bezzwłocznie zleci przeprowadzenie koniecznych badań. Jest to możliwe dzięki temu, że od zainicjowania śledztwa 25 lutego br. został zgromadzony praktycznie cały materiał porównawczy niezbędny do badań porównawczych pisma" - poinformował prokurator.
- Pan prezydent oświadczył, że żaden z okazanych mu dokumentów rękopiśmiennych nie został przez niego ani sporządzony, ani podpisany - powiedział pełnomocnik Wałęsy, prof. Jan Widacki, który brał udział w tych czynnościach. - Myślę, że ekspertyza to potwierdzi - dodał Widacki.
Zdaniem adwokata także zobowiązanie "Bolka" do współpracy z grudnia 1970 r. jest nieautentyczne, gdyż napisano je "pismem wyrobionym", a skoro Wałęsa do dziś nie ma tak wyrobionego charakteru, to tym bardziej nie miał go wtedy. Widacki wyraził przekonanie, że cała teczka pochodzi z lat PRL. - Niektóre z tych dokumentów były podrzucane opozycjonistom w czasach PRL - podkreślił pełnomocnik Wałęsy.
- Jesteśmy po jednej stronie z IPN w dążeniu do prawdy - oświadczył Widacki. Zapowiedział, że Wałęsa będzie aktywnie korzystał ze swych praw pokrzywdzonego w tym śledztwie i np. będzie składał wnioski dowodowe.
16 lutego prokuratorzy IPN dokonali przeszukania w domu wdowy po gen. Czesławie Kiszczaku, gdzie zabezpieczono sześć pakietów dokumentów, w tym teczkę personalną i pracy TW "Bolka". Prezes IPN Łukasz Kamiński ujawnił, że jest tam m.in. odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy z SB, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek", a według opinii eksperta archiwisty z IPN dokumenty są autentyczne. Kamiński zapowiedział, że dokumenty te będą poddane badaniom, m.in. z dziedziny pisma porównawczego.
22 lutego IPN udostępnił teczki "Bolka" dziennikarzom i historykom. Są w nich m.in. liczne doniesienia "Bolka" wobec poszczególnych osób, notatki funkcjonariuszy SB ze spotkań z nim z lat 1970-1976 r. oraz pokwitowania odbioru pieniędzy od SB. Większość tych dokumentów - których jest kilkadziesiąt - jest napisana odręcznie.
W decyzji z czerwca 1976 r. o rozwiązaniu przez SB współpracy z "Bolkiem" jako powód podano jego "niewłaściwe zachowanie się" jako współpracownika mimo kilkakrotnych ostrzeżeń, niechęć do współpracy oraz fakt, że 30 kwietnia 1976 r. został zwolniony z pracy w stoczni za wystąpienia krytykujące jej władze. Odnotowano, że za przekazywane informacje "Bolek" był wynagradzany w sumie kwotą 13 100 zł. "Wynagrodzenie brał bardzo chętnie" - dodano.
"Nie może być żadnych materiałów mojego pochodzenia" - zapewniał w lutym b. prezydent. Z tego, co patrzę na te papierki, to nieźle je podrobili - twierdził. Musieli wykazywać, że współpracuję, i pisali za mnie donosy, by brać na moje konto pieniądze - dodał. B. lider "Solidarności" oświadczył też, że jest przekonany, że "to wszystko jest sfałszowane" przez tajne służby PRL, m.in. na podstawie tego, co "wpadało na rewizji". Potem mówił, że gdyby donosił SB, to przyznałby się do błędu. - Obrażono mnie wobec całego świata, w związku z tym ambicja moja mówi: "Na to pozwolić nie możesz". Dlatego jak sprawdzę i jestem w stanie udowodnić, to wtedy idę do sądu - dodał.
Instytut wysłał Wałęsie oficjalne powiadomienie o możliwości zapoznania się z nową dokumentacją o nim. Według ustawy o IPN, każdy ma prawo do wniesienia do dokumentów IPN na swój temat własnych uzupełnień, sprostowań, uaktualnień, wyjaśnień oraz dokumentów. "Dane już zawarte w dokumentach nie ulegają zmianie" - stanowi ustawa. Wałęsa nie ma zaś prawa zastrzec dostępu do dokumentów udostępnianych obecnie przez IPN, bo przysługuje to tylko osobom, które nie współpracowały ze służbami PRL - mówił Rafał Leśkiewicz, szef archiwów IPN.
RPO Adam Bodnar w liście do prezesa IPN pisał, że działania IPN związane z udostępnieniem akt "Bolka" mogły naruszać konstytucyjne prawo do autonomii informacyjnej Wałęsy. Kamiński odpisał, że wstrzymanie udostępniania akt "Bolka" do czasu skorzystania przez osobę, której dotyczą, z przysługujących jej uprawnień "stanowiłoby oczywiste i jaskrawe naruszenie prawa". Zaznaczył, że jako były prezydent Wałęsa jest osobą publiczną i każdy obywatel - na podstawie ustawy lustracyjnej - ma prawo dostępu do dotyczących go dokumentów w IPN.
W 2000 r. Sąd Lustracyjny orzekł, że Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb specjalnych PRL. Wałęsę lustrował sąd z urzędu jako kandydata w wyborach prezydenckich. IPN nie może wnieść o wznowienie tego postępowania w związku z ujawnieniem nowych dokumentów. Ustawa lustracyjna przewiduje bowiem, że po 10 latach od wyroku nie można wznowić postępowania lustracyjnego na niekorzyść osoby lustrowanej. O sądową autolustrację może zaś wnieść sam Wałęsa. Indagowany, czy wystąpi o swą lustrację, Wałęsa odparł: "Jak będzie taka potrzeba, to tak".
Według IPN wyrok Sądu Lustracyjnego "nie ogranicza swobody badań naukowych ani swobody wypowiedzi. Tym bardziej, że od jego wydania znane są nowe dokumenty, które nie były przedmiotem badań sądu w postępowaniu lustracyjnym".
Zdaniem wydanej w 2008 r. przez IPN książki pt. "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, nie wiadomo, na jakiej podstawie sąd w 2000 r. wysnuł wnioski, że autentyczna teczka "Bolka" nigdy nie istniała, a szef MSW Antoni Macierewicz w 1992 r. dysponował aktami sfałszowanymi przez SB. Sąd replikował wtedy, że wniosek, iż Macierewicz dysponował w 1992 r. aktami sfałszowanymi przez SB, sąd wysnuł na podstawie opinii grafologicznej z listopada 1990 r. stwierdzającej, że własnoręczne "doniesienie" z dnia 12 stycznia 1971 r. i dwa pokwitowania odbioru pieniędzy z lutego 1971 r. i czerwca 1974 r. nie zostały sporządzone przez Wałęsę.