Internet oszalał na punkcie "Wejsznorii". To białoruski San Escobar
"Wejsznoria" - fikcyjne państwo stworzone na potrzeby scenariusza rosyjskich ćwiczeń wojskowych Zapad, stało się hitem internetu. Białoruscy opozycjoniści uznali teoretycznie wrogie "państwo" za swoje. Dzięki temu Wejsznoria ma już swoją flagę, paszport, walutę i resort dyplomacji.
Według opublikowanego w środę scenariusza manewrów "Zapad-17", Wejsznoria jest jednym z trzech państw-agresorów, chcących doprowadzić do destabilizacji sytuacji na Białorusi i skłócenie jej z Rosją. Pozostałe dwa państwa, Wesbaria i Lubenia, zajmują tereny południowej Litwy oraz północnej Polski. Wejsznoria mieści się na północno-zachodnim terytorium rzeczywistej Białorusi. To region najgęściej zamieszkany przez mniejszość polską. Komentatorzy zauważyli też, że granice państwa pokrywają się z mapą największego poparcia dla Zianona Pazniaka, oponenta Łukaszenki w wyborach w 1994 roku.
Wbrew intencjom autorów, okazało się, że białoruscy internauci szybko przekonali się do "wrogiego" państwa wymyślonego przez rosyjskich i białoruskich generałów. Natychmiast ukonstytuował się wirtualny resort spraw zagranicznych nowej republiki, który ogłosił ją "krajem bez Łukaszenki, bez rosyjskich wojsk i krajem przyjaźniącym się z zachodnimi sąsiadami".
"Wejsznoria jest spokojnym krajem, demokratycznym i nigdy nie prowadził wrogiej polityki wobec sąsiadów. W przeciwieństwie do Łukaszenki, prezydenci Wejsznorii wybierani są w demokratycznych wyborach. Możliwe, że Moskwa prowokuje konflikt między Mińskiem i Giradisem (stolicą Wejsznorii), w pełni kontrolować Białoruś i nie dopuścić do przystąpienia do NATO i UE" - wyjaśnił na Facebooku politolog Paweł Usow.
Władze państwa obiecały "tuszonkę, miód, mleko i słoninę" białoruskim żołnierzom, którzy przejdą na stronę Wejsznorii, lecz zadeklarowały, że nie będą bombardować Mińska. Na wszelki wypadek ogłoszono jednak mobilizację.
Powstała też strona, za pomocą której można ubiegać się o wejsznorski paszport (w chwili obecnej w kolejce na niego czeka ponad 2 tysiące osób)
Ku zaskoczeniu wielu, wirtualna republika szybko doczekała się również międzynarodowego uznania. Jej suwerenność uznały nie tylko sojusznicze Lubenia i Wesbaria, ale również Rosja - a przynajmniej satyryczne konto rosyjskiego MSZ.
Narodziny Wejsznorii zainspirowało też całe multum memów komentujących fenomen wirtualnego państwa i wyśmiewające się z białoruskiego prezydenta Alaksandra Łukaszenki.
"Twoja twarz, kiedy dowiadujesz się, że mieszkańcy twojego kraju kibicują Wejsznorii na ćwiczeniach Zapad-2017"
Internetowy fenomen stał się na tyle popularny, że wywołał całkiem poważną analizę wśród niezależnych białoruskich komentatorów.
Według znanego blogera Eduarda Palczysa, popularność Wejsznorii pokazuje tęsknotę Białorusinów za demokracją.
- Wejsznoria to ta sama Białoruś, tylko w formacie marzenia na pewnym terytorium. Wolna, narodowa, prawdziwie niezależna. Ten spontaniczny mem pokazuje, że Białorusinom brakuje narodowo-demokratycznego państwa - powiedział w wywiadzie dla białoruskiego Radia Swaboda.
Podobne tezy dominują wśród innych publicystów. Zauważają oni, że na popularność mema wpłynęły dodatkowo manewry Zapad, które budzą na Białorusi wielkie zainteresowanie. Od dłuższego czasu w kraju zaczęły pojawiać się obawy i teorie mówiące o tym, że kiedy rosyjskie wojska przyjadą na Białoruś, to już stamtąd nie wyjadą, lub że staną się okazją do zacieśnienia kontroli nad często kapryśnym sojusznikiem.