Internauci w USA walczą z krzyżakami
Obserwując amerykańskie medialne relacje z prawyborów, polski czytelnik może odetchnąć z ulgą. Niezależność polskich mediów jest wzorowa.
Od czasu prawyborów w Teksasie słyszymy, że dzięki wygranej w tym dużym stanie, Hillary Clinton "wraca do gry". Rzadko można przeczytać, że faktycznie wyniki demokratycznych prawyborów w tym stanie są jeszcze nie rozstrzygnięte. Jeszcze rzadziej – że najprawdopodobniej większą liczbę delegatów w Teksasie zgromadził... Barack Obama.
W stanie tym prawybory Demokratów przebiegają dwutorowo - część delegatów wybieranych jest w głosowaniu powszechnym, część - na zebraniach sąsiedzkich (tzw. caucuses). W głosowaniu powszechnym Clinton zdobyła 65 głosów elektorskich (wobec 61 głosów Obamy). Ale wyniki głosowań na zebraniach sąsiedzkich nie są jeszcze znane. Według szacunków senator z Illinois prowadzi kilkunastoma punktami procentowymi. Oznacza to, że w całym Teksasie może zdobyć nawet 7 głosów elektorskich więcej niż Clinton.
OK - ktoś mógłby powiedzieć - media są niecierpliwe, nie chce im się czekać na całościowe wyniki, potrzebują zwycięzcy już dzisiaj. A Clinton - Feniks zrodzony z popiołów - świetnie nadaje się na chwilowego medialnego herosa.
Są jednak pewne przesłanki, by uznać, że Clinton jest herosem liberalnych mediów głównego nurtu od początku. Oto bowiem artykuł o pierwszym zwycięstwie Obamy - w prawyborach w Iowa - opublikowany w w "The New York Times" zdobiło zdjęcie uśmiechniętej i podnoszącej w geście zwycięstwa ręce Hillary Clinton. "Zgadnijcie kogo popiera redakcja 'The New York Times'" - pytał w komentarzu amerykański internauta.
Nie powinno też być wątpliwości, kogo popiera redakcja Associated Press. Po zwycięstwie Obamy w prawyborach w stanie Mississippi, gdzie senator z Illionois pokonał byłą pierwszą damę stosunkiem głosów 61:37, tytuł informacji AP na ten temat głosił: "Barack Obama zdobył znikome poparcie białych wyborców".
Wyolbrzymianie przez niektóre amerykańskie media sukcesów Hillary Clinton i minimalizowanie sukcesów Baracka Obamy łatwo zrozumieć, jeśli zwrócimy uwagę na nazwę pliku graficznego przedstawiającego Obamę i republikańskiego kandydata na prezydenta Johna McCaina. Obrazek pojawił się w portalu internetowym jednej z amerykańskich telewizji po serii zwycięstw obu kandydatów. Plik nazywał się "doomsday.jpg", czyli jasno wskazywał, że przynajmniej fotoedytor portalu uważa, że dzień, w którym Amerykanie musieliby wybierać między Obamą a McCainem będzie Dniem Sądu.
Jak widać "niemieckie" media nie są polską specjalnością. Według wypracowanych przez Jarosława Kaczyńskiego standardów oceny dziennikarzy, media amerykańskie są bardzo "niemieckie". Wręcz krzyżackie. Na szczęście są tacy, którzy potrafią z "krzyżakami" wielkich medialnych koncernów walczyć. To internauci, którzy szczegółowo śledzą aktywność prasy, telewizji i portali, i obnażają na internetowych forach wszelkie próby manipulacji.
O tym, że internauci, między piwkiem i oglądaniem pornografii zajmują się również obywatelską kontrolą, mógł się ostatnio przekonać prezes PiS. Afera z jego pogardą dla internautów najprawdopodobniej nie wypłynęłaby na szerokie wody, gdyby nie aktywność blogerów. Wprawdzie wywiad z Kaczyńskim został wysłany przez PiS do większości mediów, ale kontrowersyjną wypowiedzią zainteresował się początkowo jedynie autor bloga ireporter. Później informację na ten temat podał wpływowy autor bloga netto. Dopiero po dwóch dniach sprawą zainteresowały się portale. Następnego dnia (prawie tydzień po wywiadzie i trzy dni po tekście ireportera) o stosunku Kaczyńskiego do Internetu napisał "Dziennik", co zaowocowało tematem dnia w TVN24, a pod wieczór - "njusami" w Reuterze i Yahoo.
Sprawa może błaha, a medialny zapał - słomiany. Pokazuje jednak, że społeczna kontrola władzy przestaje być domeną tradycyjnych mediów. Co więcej - jak pokazują przykłady z USA - media, które w aliansie z władzą polityczną podejmują próbę kontrolowania społeczeństwa, muszą liczyć się z tym, że same będą skutecznie kontrolowane. Ich niewyobrażalna finansowa i polityczna potęga może zostać zachwiana dzięki powszechności Sieci. I bardzo dobrze. Zapraszam do blogów, na fora, do wykopów. Patrzcie nam wszystkim na ręce. Dla naszego wspólnego dobra.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska