"Inka": nie pieniądze, ale polityka motywem zabójstwa Dębskiego
Halina G., "Inka", sądzona za współudział w
zabójstwie byłego ministra sportu Jacka Dębskiego w 2001 r. nie uważa,
by motywem tej zbrodni zleconej przez Jeremiasza B. - "Baraninę",
były pieniądze.
22.09.2005 17:25
Motywem zbrodni była raczej polityka - zeznała "Inka", przesłuchiwana jako świadek w procesie Joanny N. Ta 30-letnia kobieta była konkubiną Tadeusza M. "Saszy" - zabójcy ministra. Joanna N. wystawiła mu fałszywe alibi, a teraz jest oskarżona o zeznawanie pod dyktando "Baraniny", fałszywe zeznania i utrudnianie śledztwa.
Sąd Rejonowy w Warszawie kontynuował proces N. Kobieta pod zarzutem utrudniania śledztwa spędziła 2 lata w areszcie, utraciła też prawa rodzicielskie do swego dziecka. Przyznała się do stawianych jej zarzutów, ale odmówiła jakichkolwiek wyjaśnień. Na początku procesu złożyła wniosek o dobrowolne poddanie się karze, którego jednak nie zaakceptowała prokuratura i proces trwa. Prawdopodobnie zakończy się w grudniu.
"Inka", doprowadzona na salę rozpraw z aresztu, w którym przebywa od 2001 r., potwierdziła wszystko to, co mówiła na swym procesie. Oświadczyła, że w chwili zabójstwa Dębskiego tuż za nimi stał z pistoletem "Sasza" i to on prawdopodobnie strzelał do ministra, choć ona sama tego nie widziała.
Kobieta po raz pierwszy przed sądem powiedziała w czwartek o motywie tego zabójstwa. W procesie "Inki" sąd przyjął, że były to pieniądze, kilkaset tysięcy dolarów, które Dębski powierzył "Baraninie" - swemu dalekiemu kuzynowi. Gangster, który obiecał dobrze je zainwestować, miał się z nich nie rozliczyć - dlatego polecił zabić Dębskiego.
Jeremiasz B. wiązał z Dębskim jakieś polityczne plany, nie podobało mu się, jak Dębski się prowadził. Nie sądzę, by zabójstwo miało motyw finansowy - raczej polityczny. Jeremiasz B. miał taką cechę, że pozbywał się osób, od których wyczuwał zagrożenie - stwierdziła "Inka".
Mówiła, że "Baranina" potrafił doskonale manipulować ludźmi, wiedział, że czasem nie trzeba na kogoś krzyczeć, by wymóc na nim swe cele. A czy pani N. mogła być manipulowana przez Jeremiasza B.? - pytał ją obrońca oskarżonej mec. Ryszard Berus. Mogła. Ale tak naprawdę, to zależy, jaki się ma charakter, czy wie się, w co się gra. Nie sądzę, by ona mogła manipulować nim - brzmiała odpowiedź.
To, że N. (konkubina Tadeusza M. "Saszy" - zabójcy b. ministra sportu, który po postawieniu mu tego zarzutu powiesił się w areszcie) zeznaje pod dyktando "Baraniny" wyszło na jaw podczas rozprawy w procesie "Inki". Okazało się, że Joanna N. była nakłaniana przez siedzącego wtedy w wiedeńskim areszcie "Baraninę". Po zeznaniach w warszawskim sądzie w 2003 r. Joanna N. została zatrzymana i odwieziona na przesłuchanie. Dostała pięć zarzutów o składanie fałszywych zeznań i utrudnianie śledztw oraz procesów. Ty jesteś jedyną osobą, która może mnie uratować (...) Jesteś taka jak ten twój, też nie pękasz - mówił przez telefon "Baranina" do konkubiny "Saszy", który nie wydał go, gdy postawiono mu zarzut zastrzelenia Dębskiego, a potem powiesił się w celi.
W zeznaniach ze śledztwa sprawy Dębskiego konkubina "Saszy" mówiła, że przez cały 2001 r. w ogóle się z nim nie widziała. Jednak pod koniec marca 2003 r. Joanna N. pojechała do Wiednia zeznawać na procesie "Baraniny". Tego samego dnia zeznawał też Sławomir O., były "żołnierz" gangstera, który za fałszywe zeznania został aresztowany na sali rozpraw, a austriacka prokuratura zarzuciła mu udział w innym zabójstwie.
Wtedy Joanna N. wyszła z sądu i wróciła do Polski. Okazało się, że zrobiła to na polecenie "Baraniny". Oficjalnie powiedziała jednak, że wyszła, bo nieprawidłowo zrozumiała informację i myślała, że sprawa jest odroczona. Po powrocie do Polski zabiegała o spotkanie z prokuratorem Andrzejem Komosą (prowadzącym w kraju śledztwo ws. zabójstwa Dębskiego). Chciała mu przedstawić alibi dla "Saszy".
Z podsłuchów nagranych przez Austriaków wynika, że "Baranina" z celi aresztu podpowiadał Joannie N. przez telefon, jak stworzyć alibi i w jaki sposób wytłumaczyć się z ucieczki z sądu. Upewniał się też, czy "zorganizowała" świadków, którzy to alibi mogą potwierdzić. Powiedz im, że mają za to dychę - dodawał.
W tej samej rozmowie "Baranina" przekonywał swoją żonę, by ta "porozmawiała z Joasią jak z kimś najbliższym i żeby mu pomogła". Zrozum, tu chodzi o moje życie - prosił. Jeremiasz B. na bieżąco kontaktował się też z innymi osobami wybierającymi się do Wiednia na jego proces, m.in. ze swą siostrą Bożeną T., której niedawno prokuratura zarzuciła przemyt do Austrii 400 tys. dolarów na kaucję dla brata.
Oprócz tego "Baranina" kontaktował Joannę N. z dziennikarzem tygodnika "Nie", który miał wysłuchać wersji zdarzeń przez nią przedstawianych, by je potem opublikować w tym tygodniku. Ja ci mówię, będzie z tego skandal. Urban był kiedyś w rządzie, on nawet z Kwaśniewskim jest na ty, więc jak "Nie" coś napisze, to Kwaśniewski o tym wie, Miller o tym wie i minister sprawiedliwości o tym wie - przekonywał Jeremiasz B. w jednej z rozmów.
Prokuratura chce przesłuchania w sprawie Joanny N. Jarosława S. - "Masy" - najsłynniejszego polskiego świadka koronnego, niegdyś prominentnego członka gangu pruszkowskiego. Nie wiadomo, o czym "Masa" miałby zeznawać, ale prokurator ujawnił na sali rozpraw, że przesłuchanie może być niemożliwe, bo "Masa" cierpi na "długotrwałą chorobę".