Inghimasi - terroryści nowej ery. W kręgach dżihadu mają większy szacunek niż zamachowcy-samobójcy
• Inghimasi to pewna hybryda ataków samobójczych
• Z powodzeniem stosowana jest na Bliskim Wschodzie
• Prawdopodobnie kierowali się nią także zamachowcy z Paryża i lotniska w Stambule
• Taktyka nie zakłada śmierci, detonacja ładunku jest ostatecznością
• Zanim do niej dojdzie terroryści skupiają się na jak największych szkodach
• W XXI wieku Inghimasi ma dużą medialną przewagę nad "tradycyjnym" zamachem samobójczym
Ataki zamachowców samobójców już na stałe wpisały się w światowy, a szczególnie bliskowschodni, krajobraz. Na przestrzeni kilku dekad tysiące ochotników poświęciło swoje życie, by zabrać ze sobą na drugą stronę jak największą liczbę ofiar, często niewinnych cywili.
Wydaje się, że w materii ataków samobójczych nie można wymyślić nic nowego, jednak rozkwit Państwa Islamskiego i okres ostatnich pięciu lat pokazuje co innego. ISIS oraz inne współczesne grupy terrorystyczne coraz częściej sięgają bowiem po swego rodzaju hybrydową taktykę, w której samobójczy atak jest dopiero zwieńczeniem niszczycielskiego dzieła.
Ta taktyka to Inghimasi.
Komandos-samobójca
Inghimasi to nie zwykły fanatyk, który wyszedł na targowisko owinięty materiałami wybuchowymi. Inghimasi to specjalista, zamachowiec z oddziałów specjalnych. Podobnie j, jak w przypadku operatorów sił specjalnych, Inghimasi zwykle działa w niewielkiej grupie.
Zawsze ma przy sobie broń białą/pistolet/karabin maszynowy lub wszystko na raz. W pierwszej kolejności używa konwencjonalnej broni, a dopiero w ostateczności odpala swój pas szahida. Robi to, gdy skończą mu się inne możliwości zabijania (np. brak amunicji) lub gdy znajdzie się w potrzasku albo w sytuacji zagrożenia eliminacją. Jeśli Inghimasi osiągnie swój cel, nie musi wcale wysadzać się w powietrze.
Gotów do poświęcenia Inghimasi jest idealnym narzędziem do rozrywania linii obrony wroga w starciach wojskowych. Na syryjskich polach bitew Inghimasi byli pierwszą siłą uderzeniową, która otwierała szersze pole ataku kolejnym dżihadystom. Byli też stosowani do umożliwienia odwrotu swoim kompanom. Samobójcy opóźniali pogoń nacierających sił wroga, wysadzając się w powietrze.
Chwalebna ścieżka
Termin Inghimasi został wykuty w mediach społecznościowych w 2011 roku. Został użyty przez dawną odnogę syryjskiej Al-Kaidy do nazywania bojowników, walczących w Iraku. Później zaczął go stosować Front al-Nusra, Państwo Islamskie, a także inni dzhiadyści.
Pochodzi od arabskiego czasownika Inghamasa, oznaczającego zanurzyć, wtopić się. Inghimasi zgadza się na "zanurzenie" w szeregach wroga, mając wiedzę, że może nigdy nie wrócić z tej operacji.
Nowi rekruci Państwa Islamskiego mają do wyboru trzy ścieżki kariery: mudżahedin, zamachowiec-samobójca oraz Inghimasi. Ostatnia droga uważana jest za niezwykle chwalebną. W mediach społecznościowych dżihadyści porównują ich do samotnych wilków, które podejmują odważne decyzje, "nie pękają", gdy nadejdzie decydujący moment i mają zapewnione miejsce w raju.
Inghimasi w Europie
Atak na paryski klub Bataclan był operacją o wyraźnych cechach taktyki Inghimasi. Napastnicy najpierw zaczęli strzelać do publiczności, a gdy nie mieli już innego wyjścia, wysadzili się w powietrze.
Francuskie media pisały zresztą później, że dwóch terrorystów wcale nie zakładało, że wysadzą się tej nocy w klubie, co tym bardzie świadczy o tym, że byli to Inghimasi.
Jeden z nich został najpierw postrzelony przez policję i dopiero wtedy zdecydował się na detonację. Z kolei drugi, najpierw próbował się ukryć, a gdy okazało się, że to niemożliwe, wybrał śmierć zamiast kapitulacji.
Atak na lotnisko w Turcji w czerwcu 2016 roku również przebiegał wokół podobnego schematu. Terroryści raz jeszcze zaczęli w pierwszej kolejności opróżniać magazynki broni palnej, by na koniec wysadzić się w powietrze.
Terroryzm nowej ery
Serwis Bellingcat.com ocenia, że o ile tradycyjne zamachy samobójcze były skrojone pod przekazy telewizyjne, o tyle Inghimasi idealnie wpasowuje się w cyfrową erę mediów społecznościowych.
Zamach samobójczy daje natychmiastowy efekt, jest krótkotrwały i ulotny. Media skupiają się więc na relacjonowaniu zniszczeń i ofiar w ludziach. Z kolei atak Inghimasi, wskazuje Bellingcat, może być długotrwałą operacją, rozłożoną na wiele godzin.
W grę wchodzą zbrojne szturmy na budynki, mordowanie ludzi, branie zakładników i sianie zniszczenia przez jak najdłuższy czas. Z uwagi na rozwlekłość całego procesu jest on skrojony pod relacjonowanie na żywo. A w dzisiejszych czasach wszyscy noszą w kieszeni narzędzie takiego relacjonowania. Czasochłonna operacja Inghimasi przynosi im rozgłos jeszcze zanim zostanie zakończona. Nie ma zbyt wielu rzeczy, na którym terrorystom zależy bardziej niż na rozgłosie.