Incydent na granicy. Żołnierz miał "potknąć się" i oddać strzał
Żandarmeria Wojskowa przekonuje, że żołnierz przy granicy z Białorusią oddał strzały alarmowe, by zawiadomić inny patrol o grupie migrantów, którzy próbowali przekroczyć granicę. Miał się jednak potknąć i doszło do przypadkowe wystrzału, który trafił jednego z cudzoziemców.
Żandarmeria Wojskowa prowadzi śledztwo w tej sprawie, zbiera dowody i przeprowadza analizy. Według wstępnych ustaleń incydent jest traktowany jako nieszczęśliwy wypadek spowodowany nieostrożnym obchodzeniem się z bronią. Jeśli jednak okaże się, że skutki postrzału są poważne, żołnierz może usłyszeć zarzuty. W takim przypadku grozi mu kara do 3 lat więzienia, a w przypadku ciężkich obrażeń lub śmierci rannego - nawet do 8 lat.
Rzecznik oddziału Żandarmerii Wojskowej w Lublinie kpt. Iwo Sawa poinformował PAP, że trwa ocena obrażeń na podstawie opinii biegłego z zakresu medycyny sądowej. Specjalista ten zostanie powołany w trakcie postępowania przygotowawczego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Do incydentu doszło w piątek w okolicach miejscowości Topiło, położonej w Puszczy Białowieskiej. O sprawie po raz pierwsi poinformowali w sobotę aktywiści zajmujący się pomocą humanitarną przy granicy z Białorusią.
Żandarmeria tłumaczy
- Chciałbym kategorycznie zdementować takie pierwsze doniesienia, jakoby żołnierz działał w jakimś szale adrenaliny (...). To jest naprawdę daleko idąca opinia, nie wiem czym poparta. Absolutnie dementuję, że taki był przebieg zdarzenia - powiedział kpt. Sawa. Przekonywał, że takie opinie pochodzą z mediów społecznościowych.
- Do tego zdarzenia nie doszło w zamierzony przez żołnierza sposób, a wskutek nieszczęśliwego wypadku polegającego na tym, że żołnierz się potknął - powiedział. Jak opisał, żołnierze wzdłuż pasa granicznego poruszają się w patrolach, odległych od siebie o kilkaset metrów. - Tu były działania dynamiczne, pojawiło się kilkunastu, nawet kilkudziesięciu migrantów, którzy przekroczyli granicę, żołnierze są obowiązani podjąć interwencję wobec nich (...), po to tam są - dodał kpt. Sawa.
Mówił, że najszybszym sposobem komunikacji z innymi patrolami w takiej sytuacji, są tzw. strzały alarmowe. - Czyli żołnierz po prostu oddaje strzał w powietrze i patrole, które są w okolicy, wiedzą, że coś się dzieje, wiedzą w którym kierunku się udać (...). Tu - ze wstępnych ustaleń - wynika, że sytuacja była dynamiczna, były strzały alarmowe (...), żołnierz się potknął i - potykając się - oddał strzał w niekontrolowanym kierunku i stało się nieszczęście - dodał rzecznik.
Dokumenty trafią do prokuratury wojskowej
Zebrane przez Żandarmerię Wojskową dowody trafią do prokuratury wojskowej. Zastępca ds. wojskowych Prokuratora Rejonowego Białystok-Północ płk Radosław Wiszenko poinformował PAP, że Żandarmeria Wojskowa ma otrzymać dokumentację medyczną z szpitala, do którego trafił ranny. Na podstawie tej dokumentacji oraz opinii biegłego zostanie określona wstępna kwalifikacja prawna śledztwa.
W toku śledztwa weryfikowane są również dane personalne rannego, który nie posiadał przy sobie żadnych dokumentów tożsamości.
Krzyk, a potem strzał
Grupa Granica, która od początku kryzysu migracyjnego zajmuje się pomocą humanitarną na granicy z Białorusią, podała w mediach społecznościowych informacje uzyskane od poszkodowanego. Według tych informacji, ranny to 22-letni Syryjczyk, który był w grupie innych osób z Syrii. Grupa ta przekroczyła granicę i szła ok. 7-9 km od niej, kiedy usłyszeli krzyk, a zaraz potem padł strzał.
- Mężczyzna podkreśla, że usłyszał jeden, pojedynczy i niezrozumiały dla niego krzyk, dobiegający do niego z tyłu, po którym od razu padł strzał powalający go na ziemię. Mężczyzna został trafiony w plecy. Usłyszał jeszcze trzy strzały. Grupa, z którą szedł, natychmiast się rozbiegła - podali aktywiści. Poinformowali też, że w szpitalu ranny wyraził pisemną wolę ubiegania się o ochronę międzynarodową.
Czytaj więcej: