ŚwiatIle za zgodę na konstytucję UE?

Ile za zgodę na konstytucję UE?

Czy Polska nie dostanie pieniędzy z UE, jeśli w debacie nad unijną konstytucją nie zgodzi się szybko na odejście od systemu podejmowania decyzji w Radzie UE uzgodnionego w Nicei? Bzdura - odpowiadają unijni eksperci.

22.09.2003 | aktual.: 22.09.2003 14:24

Fundusze strukturalne zostaną utrzymane i nikt nie odbierze Polsce należnego jej, największego kawałka tortu, a ich wysokość będzie zapewne nieco niższa od proponowanych przez Komisję Europejską 0,45% PNB Unii - twierdzi wielu ekspertów i dyplomatów.

Pytani o wypowiedź szefa niemieckiej dyplomacji Joschki Fischera, że konstytucja i pieniądze są ze sobą powiązane, eurokraci zwracają uwagę, że plany budżetowe na następny okres finansowy zostaną zapewne uzgodnione dopiero w 2006 roku, bo obecny upływa z końcem 2006.

Berlin zgodzi się wtedy zapłacić tyle, na ile obliczy, że go stać i że powinien zapłacić w swoim interesie - twierdzą eksperci. Przestrzegają jednak przed całkowitym zablokowaniem konstytucji i wpędzeniem Unii w kryzys na długie lata.

"Nie sądzę, żeby w zamian za ustępstwa na konferencji międzyrządowej można było uzyskać od Niemiec konkretne obietnice finansowe, nim w przyszłym roku rozpocznie się debata o perspektywach finansowania Unii po roku 2006. To będzie nowa, osobna rozgrywka" - powiedział Ben Crum z brukselskiego Centrum Studiów nad Polityką Europejską (CEPS).

Uważa on, że Polska ma prawo zajmować twarde stanowisko wyjściowe przed otwarciem 4 października konferencji międzyrządowej w sprawie przyszłej konstytucji. "W tej chwili to naturalne, że wszyscy prężą muskuły" - ocenia Crum.

Włochy nie chcą zmian

Przewodniczące Unii Włochy przy poparciu Niemiec, Francji i krajów Beneluksu dążą do przyjęcia konstytucji w grudniu bez zasadniczych zmian w projekcie zaproponowanym przez Konwent Europejski. Dlatego nietrudno znaleźć unijnych dyplomatów, którzy nie przebierają w słowach.

Sugerują na przykład, że francuskie Zgromadzenie Narodowe poczeka z ratyfikacją Traktatu Akcesyjnego, żeby przekonać się, jak zachowa się Polska i inni kandydaci w sprawie konstytucji.

"Stanowisko Polski jest niepopularne i niefortunne. Projekt konstytucji nie powinien być zmieniany. Nie uważam za właściwe targowania się o głosy, jak by to była aukcja bydła" - powiedział John Palmer z Centrum Polityki Europejskiej (EPC).

"Jasne, że niektórym marzy się grzeczna Polska, zwłaszcza że nie jesteście jeszcze członkami" - ripostuje jeden z urzędników Komisji Europejskiej. "Ale też będziecie musieli ratyfikować konstytucję i ci, którzy was karcą, zdają sobie z tego sprawę".

Nie obronimy Nicei

Brukselscy rozmówcy są przekonani, że Polska z Hiszpanią nie obronią Nicei, gdyż nowy system jest "bardziej demokratyczny, przejrzysty i zrozumiały". Ale mogą opóźnić jego wejście w życie i "spłaszczyć" wprowadzaną przezeń różnicę wpływów między nimi a Niemcami, Francją, Wielką Brytanią i Włochami.

Po co opóźniać? Żeby podjąć jak najwięcej decyzji jeszcze w systemie nicejskim (w tym decyzje o planach budżetowych) i przez ten czas nauczyć się sztuki skutecznego wpływania na unijne decyzje. Nie wystarczy mieć dużo głosów. Kilka lat temu statystyki głosowań w Radzie UE wykazywały, że krajem najczęściej przegłosowywanym były... Niemcy.

Zresztą, w praktyce państwo przewodniczące Unii zarządza głosowanie w ostateczności. Próby znalezienia kompromisu zadowalającego wszystkich trwają często wiele miesięcy. Niezadowolonym oferuje się rekompensaty, zabezpieczenia, okresy przejściowe. Tworzy się koalicje, kaptuje zwolenników proponując poparcie w innych sprawach.

Stąd przekonanie, że w zamian za ustępstwa w sprawie konstytucji Niemcy sypną groszem. Znawcy przedmiotu mówią, że Niemcy i tak nie zakręcą kurka, bo same odnoszą korzyści z rozwoju biedniejszych członków Unii, a zwłaszcza Polski.

Poza tym próby zakręcenie kurka narobiłyby Niemcom wrogów nie tylko w Polsce, ale w większości nowych państw Unii, w Grecji, Portugalii, Hiszpanii. Polityka wyrównywania różnic będzie kontynuowana, bo wymaga tego jednolity rynek. Polsce będzie się należał największy kęs.

Polski nie da się pominąć, bo polityka solidarności w Unii nie opiera się na podziale pieniędzy według tego, kto głośniej przytakiwał Niemcom - można usłyszeć w Brukseli.

Ci sami dyplomaci i eksperci przestrzegają jednak, że "tępa obstrukcja", bez wysuwania kontrpropozycji atrakcyjnych dla większej liczby krajów, antagonizuje wszystkich i prędzej czy później obraca się przeciwko stosującemu ją państwu.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)