Trwa ładowanie...
17-01-2006 06:00

"Ile razy można zapędzać ludzi do urn?" - Donald Tusk dla WP

Jest rzeczą oczywistą, że dla Polski lepsza jest porządna koalicja, niż wcześniejsze wybory. Szczególnie dla zwykłych ludzi, którzy z całą pewnością nie pójdą do wyborów kwietniowych, czy majowych. Ile razy w ciągu jednego roku można zapędzać ludzi do lokali wyborczych? - powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską Donald Tusk, przewodniczący Platformy Obywatelskiej, zwycięzca plebiscytu Człowiek Roku 2005 według Internautów WP. Odnosząc się do obecnej sytuacji politycznej powiedział, że nie jest w stanie już analizować "zwodów" Jarosława Kaczyńskiego.

"Ile razy można zapędzać ludzi do urn?" - Donald Tusk dla WPŹródło: AFP
dhpaors
dhpaors

Nasi Internauci wybrali pana „Człowiekiem Roku 2005”. Oto fragment redakcyjnego uzasadnienia zgłoszenia pana kandydatury: „za to że walczył do końca i za to, że z honorem potrafił stawić czoła atakom na siebie, a przede wszystkim na swoich najbliższych”...

* Donald Tusk:* Ja bym z tym nie polemizował (śmiech). Pokaże mi pan człowieka, który nie zgodziłby się z takim komplementem. Cieszę się, że ktoś wpadł na takie uzasadnienie. Jedno nie ulega wątpliwości - nie mogłem zostać Człowiekiem Roku za zwycięstwo polityczne, więc bardzo mi miło, że znaleźli się Internauci, którzy tak głosowali. Jeśli miałoby to oznaczać, że wśród polityków Polacy odnajdują cokolwiek na kształt honoru i potrafią go docenić, to bardzo się cieszę. Politycy kojarzą się ludziom z różnymi sprawami, ale na pewno nie z honorowym zachowaniem.

To prawda. Złośliwości i brutalnej gry w trakcie długiej kampanii wyborczej nie brakowało.

- Nie było tak źle. Moi najbliżsi, jeśli przez najbliższych rozumiemy żyjących, a nie słynnych dziadków, bardzo dobrze przeżyli kampanię, która momentami była brutalna. Żona i dzieci raczej z satysfakcją wspominają te miesiące. To był bardzo ciekawy i intensywny okres, z wieloma przykrymi sytuacjami, ale w sumie cała moja rodzina mówi „fajne miesiące”. Warto było tego doświadczyć. Ja chyba jestem najmniej rozradowany z całej mojej rodziny.

Znowu rozmowy o koalicji PO-PiS nie przyniosły rezultatu...

- Dużo serca włożyłem i dobrej woli włożyłem, aby przekonać się do odbycia kolejnej poważnej rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim. O tym, że warto jeszcze raz spróbować przekonały mnie dość oczywiste słowa, które padały w ostatnich dniach w sejmowych kuluarach: „albo porządna koalicja, albo wcześniejsze wybory”. Jest rzeczą oczywistą, że dla Polski lepsza jest porządna koalicja, niż wcześniejsze wybory. Szczególnie dla zwykłych ludzi, którzy z całą pewnością nie pójdą do wyborów kwietniowych, czy majowych. Ile razy w ciągu jednego roku można zapędzać ludzi do lokali wyborczych? W związku z tym, ale bez szczególnej wiary w dobrą wolę Jarosława Kaczyńskiego zareagowałem na tę diagnozę telefonem do prezesa PiS-u. Odbyło się spotkanie, które w mojej ocenie było spotkaniem otwierającym możliwości dalszych rozmów. To zresztą potwierdziliśmy na konferencji prasowej.

Spotkanie otwierające drzwi do koalicji, które PiS zamknął na dobre kilka miesięcy temu?

- O możliwości powrotu do rozmów. Wydawało się, że taka możliwość jest ciągle otwarta. Tym bardziej, że potwierdziliśmy to na konferencji prasowej. Kilka godzin później okazało się jednak, że była to po raz kolejny gra.

Po co pana zdaniem Jarosław Kaczyński prowadzi tak skomplikowaną grę?

- Ja nie jestem już w stanie analizować zakrętów i skomplikowanych "zwodów" pana Kaczyńskiego. Jedno zostało potwierdzone tego samego dnia wieczorem. Widać już było wyraźnie, że część Prawa i Sprawiedliwości z prezesem na czele uznaje Andrzeja Leppera i Samoobronę za naturalnych partnerów do tworzenia koalicji. Domyślam się jednego powodu, dla którego ta skomplikowana gra z Platformą i opinią publiczną jest prowadzona. W PiS zdają sobie dobrze sprawę, że dla większości Polaków, w tym dla bardzo wielu wyborców i posłów Prawa i Sprawiedliwości, decyzja i determinacja Kaczyńskiego, aby utworzyć rząd z Lepperem jest nie do przyjęcia. Boją się wprost powiedzieć, że lider Samoobrony jest dla nich wymarzonym partnerem, dlatego usiłują tworzyć zamieszanie, kryzys i wzbudzać emocje i stwarzać wrażenie, że nie mieli innego wyjścia.

Aby w finale tego zamieszania doprowadzić do wcześniejszych wyborów?

- Raczej do koalicji z Samoobroną, tak to oceniam w tej chwili. Tym bardziej, co widać dzisiaj w Sejmie, ci partnerzy Prawa i Sprawiedliwości bardzo boją się wcześniejszych wyborów. Żaden z klubów, poza PO i PiS, nie może być pewny przeżycia wcześniejszych wyborów. Jarosław Kaczyński na tym gra i podporządkowuje sobie Samoobronę i PSL tworząc słabych, ale dyspozycyjnych wobec niego koalicjantów.

Koalicjantów, którzy zrobią wszystko, aby uprzykrzyć Wam życie.

- Wszyscy widzą, że Prawo i Sprawiedliwość od wielu tygodni prowadzi taką podjazdową wojnę. Usiłuje wmówić Polakom, że Platforma Obywatelska jest bardzo napięta w środku i, że kilku polityków PO marzy aby dołączyć do Jarosława Kaczyńskiego i Andrzeja Leppera. W tej podjazdowej wojnie PiS stać na takie efektowne jednorazowe sukcesy, jak transfer Zyty Gilowskiej do rządu Kazimierza Marcinkiewicza. Nie wykluczam, że będą pojedyncze osoby, które dadzą się skusić na obietnice, bo władza jest dla niektórych ludzi bardzo silną przynętą. Ale nie sądzę, żeby miało to jakiś istotniejszy zakres. Tym bardziej kiedy widać wyraźnie, że cała taktyka Prawa i Sprawiedliwości oparta jest na permanentnym oszustwie.

Czyli kolejny raz dał się pan oszukać Jarosławowi Kaczyńskiemu?

- Powiem szczerze, nie miałem szczególnej wiary w dobrą wolę liderów PiS-u. Może jako człowiek, który w ciągu tych trzech miesięcy doświadczył co najmniej kilku takich zakrętów i zwrotów w taktyce Kaczyńskiego, osobiście nie czuję się rozczarowany co do puenty. Zakładałem, że nasza rozmowa będzie tylko zasłoną, która ma umożliwić doprowadzenie do związku z Andrzejem Lepperem. To była bardziej taka zasłona dymna, niż poważna rozmowa. Ale na pewno ci wszyscy, którzy do końca wierzyli, że możliwe jest porozumienie z PiS-em mogą czuć się oszukani. Pojawiały się takie sygnały: „wystarczyłoby, żeby Tusk zmienił zdanie i wykazał dobrą wolę, a wszystko będzie w porządku”. Zdania może nie zmieniłem, ale wykazałem maksimum dobrej woli, otwartości i okazało się, że to był taktycznie fikcyjny zarzut, że Platforma ma w tej kwestii problem.

Co w tej sytuacji zamierza zrobić Platforma?

- Z całą pewnością sytuacja jest klarowniejsza. Jarosław Kaczyński nie będzie już mógł tak bezkarnie zrzucać odpowiedzialności na Platformę za to, że jest zły rząd i zła koalicja. Próbowałem to wyjaśnić przez wiele tygodni, chociaż nie wszyscy chcieli słuchać, że ten strategiczny wybór Jarosława Kaczyńskiego dotyczący ojca Rydzyka i Andrzeja Leppera zapadł już dużo wcześniej. Teraz nikt już nie może udawać, że nie wie, iż Jarosław Kaczyński dokonał takiego wyboru. Ale ja nie mogę się cieszyć tylko dlatego, że Platforma będzie miała od dziś lepszą sytuację, bo Polska za to będzie miała gorszą sytuację. Nie ma miejsca na gorzką satysfakcję: „zobaczcie, teraz naprawdę pokazali, że ja mam rację”. Co z tego, że ja mam rację skoro przez długie miesiące, a być może i dłużej czekają nas rządy ludzi, do których mam bardzo ograniczone zaufanie.

Przyszłość Platformy Obywatelskiej to dalej twarda opozycja wobec rządu...

- Tym bardziej. Dzisiaj, kilka godzin po naszej rozmowie ogłosimy gabinet cieni.

Z premierem z Krakowa na czele?

- To będzie jedyna nie obsadzona funkcja. Z oczywistych względów koordynatorem zespołu będzie Jan Rokita, jako wiceszef Platformy i człowiek, który przygotowywał się do funkcji premiera przez dwa lata. Uznaliśmy, że dzisiaj w Platformie potrzebni są rzecznicy do patrzenia na ręce rządowi, do informowania opinii publicznej co robią ministrowie rządu Kazimierza Marcinkiewicza.

Wróćmy jeszcze na chwilę do wydarzeń z ubiegłego roku. Czy po przegranych wyborach przyszły chwile zwątpienia? Myślał pan o wycofaniu się z polityki?

- Nie, jeszcze nie, ale dajcie mi się zastanowić (śmiech). Nie, wręcz przeciwnie. Ja mam taką naturę, która wynika trochę z mojego pomorskiego charakteru, a trochę też z mojego życia zawodowo-sportowego, że motywuję się wtedy, kiedy dostaję w kość. A tutaj ta motywacja ma podwójny charakter. Po pierwsze osobista, żeby się nie poddawać, jak się przegrywa, ale jest dużo poważniejsza - motywacja polityczna. Dzisiaj jeszcze bardziej, niż przed wyborami widzę jak ważne jest to, żeby w tym rozgardiaszu nie zginęły poglądy i idee wolnościowe, które reprezentuję. Dlatego bardzo ważne jest dla mnie, żeby dalej walczyć. Moje poglądy zdecydowały, że kandydowałem i być może zdecydowały również, że przegrałem.

Nie zmieni ich pan nawet w imię zwycięstwa?

- Co to za satysfakcja, jeśli człowiek miałby zmienić poglądy pod zwycięstwo. Wtedy jest to największa przegrana, niezależnie od wyniku. Prawdziwy smak zwycięstwa to rok, pięć, dziesięć, piętnaście lat trwania przy własnych poglądach. Oczywiście należy korygować taktykę, czy język, bo tutaj zmiany są potrzebne. Mam wrażenie, że wyniki jakie uzyskuję w tych plebiscytach, które co jakiś czas się odbywają - w jakimś sensie mówię tu o wyborach - pokazują, że jest to krok po kroku do przodu, a nie do tyłu. Jestem optymistą, chociaż w tych wyborach było już tak blisko. Każdy kto uprawiał kiedyś sport dobrze wie o czym mówię. Jak przegrywa się na przykład w koszykówce spotkanie 20 punktami, to tak bardzo nie boli. A jak się przegrywa mecz jednym punktem to boli fakt, że tak niewiele brakowało. Ale z drugiej strony jeszcze bardziej chce się wtedy walczyć.

To deklaracja, że za pięć lat wystartuje pan ponownie?

Nie wykluczam. W Polsce, jeśli chodzi o politykę, pięć lat to epoka. Podobnie w życiu człowieka. Kończę w tym roku 49 lat, a dla człowieka w tym wieku, pięć lat to też jest dużo, wiele rzeczy może się zdarzyć. Jestem powściągliwy, ale to jest dobre pytanie. Gdybym dzisiaj musiał podjąć decyzję o starcie, to bym ją podjął!

Z Donaldem Tuskiem rozmawiał Marek Grabski, Wirtualna Polska

„Wiadomość, iż więcej ludzi w Polsce oglądało finał Mistrzostw Europy niż wieczór wyborczy bardzo mnie rozbawiła, ponieważ pokazała jak my Polacy kochamy sport” – powiedziała w wywiadzie dla Wirtualnej Polski Katarzyna Skowrońska, jedna z „Naszych Złotek”. Siatkarki były liderem naszego plebiscytu na Człowieka Roku przez pierwszy tydzień. Cały wywiad w serwisie wiadomosci.wp.pl już w środę.

dhpaors
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dhpaors
Więcej tematów