Ile kosztuje życie górnika?
Ledwie 78 złotych rocznie wydaje Kompania Węglowa na roczne ubezpieczenie jednego górnika! Tak niskie ubezpieczenie oznacza, że jego życie jest warte 10 tysięcy złotych, które otrzymuje rodzina w wypadku nieszczęśliwego wypadku w pracy. To żenująco niska suma... - pisze "Dziennik Zachodni".
Tyle właśnie dostała Teresa Olesińska, której mąż zginął wypadku na kopalni Wujek w 1998 roku. Kobieta z dwójką małych dzieci z dnia na dzień została bez środków do życia...
- Córka ciężko chorowała przez dwa lata, całe pieniądze wydawałam na leczenie - mówi pani Teresa. - Nie mogliśmy liczyć na żadne szczególne traktowanie, nawet w sprawach znajdujących się w zasięgu możliwości kopalni.
W podobnej sytuacji jest kilkadziesiąt górniczych rodzin, których bliscy zginęli w śląskich kopalniach. W parlamencie pojawił się więc pomysł zmuszenia pracodawców do wyższego ubezpieczenia górników. Dzięki temu w razie tragedii ich rodziny nie musiałyby liczyć na łaskę polityków, którzy tylko przy okazji spektakularnych wypadków ochoczo je wspomagają.
- Można ustawowo wymusić na pracodawcach tak wysoką składkę ubezpieczeniową dla górników pracujących na dole, by w razie nieszczęśliwego wypadku rodzina mogła dostać godziwe odszkodowanie - wyjaśnia poseł PiS Grzegorz Tobiszowski.
Chodzi o to, by zadbać o wszystkie rodziny, których bliscy giną w wypadkach na dole, ale ich śmierć nie trafia na pierwsze strony gazet. Każda strata w wymiarze osobistym jest przecież równie bolesna...
- Mówimy o kwocie 100 tysięcy złotych, która wydaje się racjonalna. To jednak tylko jedna z propozycji, bo sprawa wymaga precyzyjnych rachunków - dodaje poseł.
Na co dziś ze strony pracodawcy mogą liczyć górnicy?
- Kompania Węglowa jest ubezpieczona w Hestii. Rocznie za każdego z pracowników opłaca ubezpieczenie w wysokości 78 złotych - wyjaśnia Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii.
Indywidualnie można powiedzieć że to grosze, ale gdy weźmie się pod uwagę całą sumę to rośnie ona do 5 mln złotych.
- Warunkiem wypłaty odszkodowania w wysokości 100 tys. zł. byłoby wydanie przez Kompanię na ubezpieczenie dla górników pracujących na dole około 20 mln złotych rocznie, czyli tyle ile wynosi zysk Kompanii za dziesięć miesięcy tego roku - wylicza Madej.
Po to, by ubezpieczalnie nie zjadały tak ogromnych kwot w Kompanii powstał pomysł stworzenia specjalnego funduszu dla rodzin ofiar wypadków na dole. Trafiałaby tam pieniądze z wypracowanego zysku, by rodziny mogły otrzymać 100 tysięcy złotych odszkodowania.
Mąż Teresy Olesińskiej zginął wypadku na kopalni Wujek w 1998 roku. Kobieta została sama z dwójką małych dzieci, praktycznie bez środków do życia. Jedyne co dostała to 10 tysięcy złotych i rentę... 1600 złotych do podziału na trzy osoby.
Córka ciężko chorowała przez dwa lata. Wszystko szło na leczenie i korepetycje - mówi pani Teresa. - Nie mogliśmy liczyć na żadne szczególne traktowanie. Nawet w sprawach znajdujących się w zasięgu możliwości kopalni. W mieszkaniu piec kopcił i sadze leciały do środka. Córka walczyła z nowotworem. Ale gdy prosiłam o zmianę mieszkania dyrektor wyśmiał mi się w twarz.
Kobieta przyznaje, że gdyby nie pomoc rodziny nie przetrwałaby trudnego czasu. - Za śmierć męża w kopalni doznałam tylko upokorzeń - mówi. Czy teraz śmierć górników z Halemby odsłoni oczy decydentom i zobaczą ile wdów i sierot czeka na pomoc?
Pomysł specjalnego Funduszu dla górników, którzy ponieśli śmierć na dole może liczyć na szerokie poparcie, bo jest... tańszy od obowiązkowych ubezpieczeń.
- Do takich tragicznych wypadków zbiorowych jak na Halembie dochodzi na szczęście rzadko. Dlatego utrzymalibyśmy dotychczasowe ubezpieczenie i dodatkowo stworzyli Fundusz uruchamiany w przypadku śmiertelnego wypadku naszego pracownika - słyszymy od Zbigniewa Madeja rzecznika prasowego Kompanii Węglowej.
Kwestią do dogadania jest, czy ma powstać jeden Fundusz obejmujący oprócz Kompanii także Katowicki Holding Węglowy, Jastrzębską Spółkę, kopalnię Budryk i Bogdankę, czy też każdy z zakładów stworzy swój własny.
- To, co dzisiaj dostają rodziny zabitych górników to po prostu kpina- ocenia były wiceminister gospodarki Jerzy Markowski. - Biorąc pod uwagę pomysł posłów wątpię, czy znajdzie się na tyle uczciwa firma ubezpieczeniowa, która nie będzie chciała zarobić na tej inicjatywie.
Markowski nie ma obaw, że przedstawiciele innych zawodów będą narzekać na uprzywilejowanie górników.- Dziękuję za takie przywileje - ironizuje Markowski. - Ryzyko pracy na dole jest nieporównywalne do żadnego z zawodów. Zresztą państwo nic do górników nie będzie dopłacać.
- Czekamy na ruch oraz decyzje ministerstwa i osobistą inicjatywę w tej sprawie ministra Pawła Poncyliusza. Dla nas od dawna nie ulega wątpliwości, że takie rozwiązania są konieczne - mówi Kazimierz Grajcarek, przewodniczący sekretariatu górnictwa i energetyki NSZZ Solidarność. - Nie ukrywam, że jako związkowcy obawiamy się np. poprzeć obowiązkowych wysokich ubezpieczeń dla górników pracujących na dole, bo pan minister, który wszędzie śledzi układy i w górnictwie widzi tylko jeden wielki układ zaraz oskarży nas o lobbowanie na rzecz jakiejś firmy ubezpieczeniowej. W takiej sytuacji niech sam się wykaże troską o górników, którzy giną na dole. My, co oczywiste, poprzemy dobre rozwiązania.
Dominik Kolorz, szef górniczej "Solidarności"
Na najbliższym posiedzeniu sekcji górniczej zajmiemy się tą sprawą i musimy przypilnować jej realizacji. To nasz obowiązek. Zarówno ubezpieczenia jak i fundusz to dobre pomysły, choć na dziś przychylam się bardziej do stworzenia funduszu dla wszystkich rodzin, które stracą w wypadku bliskiego i to jednego Funduszu dla wszystkich kopalń. Zwykle pojedyncza śmierć przechodzi bez echa, a rekompensata finansowa jest kompletnie niewspółmierna. Kolejna kwestia to sprawa uregulowania rent dla dzieci ofiar górniczych wypadków i zaoferowania im stałej wymiernej pomocy.
Wojciech Oczadły
Jeśli jest tak, że w razie gdyby coś mi się stało moja rodzina dostałaby tylko 10 tys. złotych, to jest naprawdę nieuczciwe. Pracujemy w bardzo ciężkich warunkach, ludzie giną pod ziemią, nasze rodziny każdego dnia martwią się o nas - i co jest w zamian? Pieniądze, za które można żyć tylko kilka miesięcy. A co ma być dalej?
Jan Kowalski
Gdyby górnicy więcej zarabiali, to sami by się ubezpieczali. Wtedy mogliby zadbać o to, by bardziej zabezpieczyć swoje rodziny, by w razie wypadku dostały więcej pieniędzy, niż przysługuje im teraz. A tak, gdybym zginął w kopalni, jak długo moi najbliżsi mogą żyć za 10 tys. zł? Większość z nas jest jednymi żywicielami rodziny. Po tym wszystkim co tu się stało, czas pomyśleć o tych którzy, gdy górnik umiera, zostają.
Agata Pustułka, (sek)