Hurtownia urazów
Ponad 60 osób liczy już grupa osób podejrzanych o wyłudzanie odszkodowań z towarzystw ubezpieczeniowych w Inowrocławiu - i ciągle rośnie.
08.03.2004 | aktual.: 08.03.2004 09:26
Prokuratura otrzymała niedawno obszerną opinię biegłego, w pełni potwierdzającą ustalenia poczynione w śledztwie. Do końca marca ma być gotowy pierwszy akt oskarżenia. W aferę zamieszanych jest dziewięciu pracowników inowrocławskiego szpitala powiatowego, w tym pięciu lekarzy. Dwóch z nich nadal pracuje w szpitalu.
Szczegóły sprawy ujawniliśmy po raz pierwszy w lipcu ubiegłego roku. Opisaliśmy wówczas, jak grupa złożona z pięciu lekarzy, dwóch pielęgniarek i dwóch sanitariuszy pomagała inowrocławianom wyłudzać odszkodowania z towarzystw ubezpieczeniowych.
Prosty numer
Mechanizm był prosty. Pracujący w pogotowiu Dariusz I. znajdował pacjenta z urazem ortopedycznym i proponował mu pomoc w załatwieniu większej kwoty odszkodowania. Dane klienta przekazywał następnie dwójce zaprzyjaźnionych chirurgów z tutejszego szpitala, którzy za 100 złotych na poczekaniu tworzyli fikcyjną historię choroby i wystawiali zaświadczenie o doznaniu urazu.
Z tak spreparowaną dokumentacją chory stawał na komisję lekarską, gdzie czekał uprzedzony o wszystkim znajomy sanitariusza - jeden z trzech lekarzy orzeczników - i przyznawał odpowiednio wysoki stopień uszczerbku na zdrowiu, pobierając za to "honorarium" w kwocie tysiąca złotych. Dariusz I. brał 200 złotych. Resztę zatrzymywał dla siebie pacjent.
- Przypuszczamy, że proceder kwitł prawie dwa lata. Do tej pory ustaliliśmy grupę 64 osób czerpiących z tego zyski. Większość z nich przyznaje się do winy. Niektórzy powtarzali ten numer po kilka razy. Kwotę strat poniesionych przez towarzystwa ubezpieczeniowe szacujemy na około 100 tysięcy, ale może być ona większa - oceniają policjanci.
Z czasem do Dariusza I. dołączyli pielęgniarz i dwie pielęgniarki ze szpitala, którzy zajmowali się "naganianiem" pacjentów. W końcu działalność grupy przestała być tajemnicą w mieście. Numer telefonu komórkowego Dariusza I. przekazywany był pocztą pantoflową. Z jego usług korzystali zarówno ludzie biedni, jak i lepiej uposażeni - robotnicy, bezrobotni, urzędnicy państwowi, ludzie po studiach i po podstawówce. Kwoty wyłudzeń wahały się od 1,5 do 6 tys. złotych.
Wszystko w toku
- Do końca marca powinniśmy być gotowi z aktem oskarżenia wobec pierwszej grupy podejrzanych. Są to osoby, które przyznały się do winy i złożyły wnioski o dobrowolne poddanie się karze - mówi prokurator z Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy, która prowadzi śledztwo. - Całość może zakończymy w połowie roku.
Jak wynika z opinii biegłego ortopedy, która dwa tygodnie temu została przekazana prokuraturze, wszystkie dotychczasowe ustalenia śledztwa się potwierdziły. Co więcej, policja wytypowała kolejnych kilkadziesiąt przypadków podejrzanych wypłat oszkodowań. Przewiduje się dalsze zatrzymania. - W sumie w kręgu podejrzanych może się znaleźć ponad 100 osób - mówią w prokuraturze.
Jak się okazuje, dwie osoby z grupy organizującej oszustwo nadal pracują w szpitalu. Są to lekarze ortopedzi Artur Sz. i Jarosław K. Pozostali zostali zwolnieni za naruszenie dyscypliny pracy, a dokładniej - fałszowanie dokumentacji medycznej na terenie szpitala.
- Nie możemy na razie dać wypowiedzeń tym dwóm lekarzom, ponieważ brak podstaw. Również mają oni zarzut fałszowania dokumentacji, ale robili to poza szpitalem. Musimy więc poczekać na wyrok sądu i decyzję rzecznika odpowiedzialności zawodowej Bydgoskiej Izby Lekarskiej - tłumaczy lekarz naczelny Szpitala Powiatowego im. Ludwika Błażka w Inowrocławiu Andrzej Nowakowski.
Jak poinformowano nas w BIL, postępowanie wyjaśniające jest w toku. - Czekamy na dokumentację z prokuratury. Następnie przesłuchamy świadków - mówi okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej BIL dr n. med. Zbigniew Petrykowski.
Lekarzom oraz pośrednikom postawiono zarzuty przyjęcia korzyści majątkowej, wyłudzenia i fałszerstwa. Za pierwszy z tych czynów grozi do 8 lat więzienia. Pacjenci będą odpowiadać za wręczenie łapówki i wyłudzenie.
(szu)