SpołeczeństwoHollywood kontra Watykan

Hollywood kontra Watykan

Pierwszym w historii świata globalnym atakiem na chrześcijaństwo jest film "Kod Leonarda da Vinci". Była ateizacja w porewolucyjnej Francji, w ZSRR czy w Meksyku, ale to akcje lokalne i oparte na terrorze. "Kod Leonarda da Vinci" to ateizacja ogólnoświatowa i przyjazna. Miliard widzów obejrzy ją dobrowolnie i z przyjemnością. Jeżeli tylko co trzeci z nich pomyśli: "Coś jednak w tej historii jest" - to kroi się wojna religijna, jakiej chrześcijaństwo jeszcze nie zaznało - pisze Wiesław Kot w tygodniku "Wprost".

27.03.2006 | aktual.: 27.03.2006 10:23

Kino dla miliarda

Hollywood rzucił do walki najmocniejsze atuty. W obsadzie filmu (premiera 19 maja) gwiazdy z całego globu: od Amerykanina Toma Hanksa, przez Niemca Jurgena Prochnowa, po Francuzów Audrey Tautou i Jeana Reno. Reżyseruje Ron Howard, wielokrotnie wypróbowany przy superprodukcjach wymagających wyczucia - od "Apollo 13" (1995) po "Piękny umysł" (2001). Wytwórnia Sony Picture nie oszczędzała na niczym. Budżetu filmu nie ujawniono, ale wiadomo, że tylko prawa do sfilmowania powieści kosztowały 6 mln dolarów. Respekt okazywali tej megaprodukcji wszyscy: minister kultury Francji zezwolił - co niezwykle rzadkie - na zdjęcia w Luwrze.

Ugięło się nawet anglikańskie duchowieństwo, które udostępniło opactwo Westminster, ubolewając półgębkiem, że powstanie tam film wymierzony w chrześcijaństwo. Podobnie postąpił dziekan katolickiej katedry w angielskim mieście Lincoln - za udostępnienie świątyni filmowcom wziął 100 tys. funtów. Nakręcone tam sceny obejrzy - według wstępnych szacunków - prawie miliard widzów. To dwa razy więcej niż w wypadku "Pasji" Mela Gibsona. I zarobek też będzie analogiczny - nie mniej niż 400 mln dolarów zysku.

Największy sekret świata

"Kod Leonarda da Vinci" w atrakcyjnej formie uderza w podstawy cywilizacji chrześcijańskiej. I swoje rewelacje przedstawia jako "naukowe odkrycie stulecia". Jezus nie był Bogiem. Żył z Marią Magdaleną i miał z nią dzieci, które dały początek francuskiej dynastii królewskiej Merowingów. Legendę "boskiego" Jezusa sfabrykowali rzymscy spece od propagandy, by ratować rozpadające się imperium. W tym celu palili niewygodne ewangelie i ich wyznawców. Garstka prawdziwych wyznawców, którzy pamiętali, że pierwotne chrześcijaństwo czciło Jezusa i Marię Magdalenę jako bóstwo męsko-żeńskie, przemycała się przez stulecia jako Zakon Syjonu. Tworzące go wybitne umysły - jak tytułowy Leonardo da Vinci - kodowały prawdę o Jezusie i Magdalenie w dziełach sztuki.

Wszystko w najgłębszej konspiracji przed watykańską mafią. Jej współczesne zbrojne ramię - Opus Dei - to świetnie zorganizowany międzynarodowy gang, który nie cofnie się przed najgorszą mokrą robotą, byle ukryć prawdę. I zapewnić prosperity Kościołowi, który jest - oczywiście - organizacją przestępczą. "O tym mówiło się od wieków - zapewnia na swojej stronie internetowej Brown - więc to wcale nie ja pierwszy ujawniam ten sekret". Brown ujawnił jednak "sekret" na niewyobrażalną skalę. Jego powieść przetłumaczono na 40 języków i sprzedano w 50 mln egzemplarzy. Dla zdecydowanej większości czytelników była to pierwsza i jedyna historia Kościoła, jaką przeczytali w życiu. W podręcznym bagażu miała ją większość pielgrzymów, którzy dotarli na zeszłoroczne konklawe. Nic dziwnego: "Kod Leonarda da Vinci" dla zarobku sprzedawały liczne księgarnie katolickie na świecie. Reklama książki opanowała wówczas rzymskie dworce, lotniska, weszła na uliczne billboardy, figurowała nawet na tablicach z kościelnymi ogłoszeniami.
Pielgrzymi rzucali się na powieść, która "rzucała światło" na tajemniczą instytucję Państwa Watykańskiego. Szeroko spekulowano, jaki udział w wyborze nowego papieża będzie miało Opus Dei.

Przełożony tej organizacji - biskup Javier Echevarr'a - apelował we włoskiej telewizji, by nie brać zawartych w niej informacji o organizacji na poważnie. Ale takie komentarze tylko wzmagały zainteresowanie. Kościół oficjalny nie chciał robić książce reklamy, ale nie mógł też dłużej milczeć. I tak powieść stała się głównym "kościelnym" tematem w mediach całego świata - w czasie wyboru nowego papieża. "Książka ma na celu oczernianie Kościoła katolickiego - tłumaczył wówczas we włoskiej telewizji kardynał Tarcisio Bertone, typowany na następcę Jana Pawła II. - Wielu ludzi czytających tę powieść wierzy w te bajeczki i bierze kłamstwa za prawdę. To manipulacja". Tymczasem "Kod Leonarda da Vinci" uznano za bluźnierczy, a jego ekranizację potępił Moskiewski Patriarchat Kościoła Prawosławnego. Amerykańscy biskupi katoliccy uruchomili stronę internetową (www.jesusdecoded.com)
, na której prowadzą kampanię przeciw tej "manipulacji".

Brown kontra Watykan

Czytelnicy z Polski, jednego z najbardziej katolickich krajów świata, sądzą, że "Kod Leonarda da Vinci" nie jest manipulacją. "To, co autor opisuje, wzbudza we mnie nutkę niepewności w stosunku do Kościoła i całej historii chrześcijaństwa. Bo przecież życie to jedna wielka tajemnica i nie wiemy do końca, jaka jest prawda" - czytamy w Internecie. Słychać i głosy bardziej radykalne: "Większość opinii nieprzychylnych jest pisana przez księży, ponieważ boją się tego, co jest w tej książce. Przez nią może ubyć troszkę ślepo wierzących owieczek. A to by oznaczało mniej kasy na tacę".

Takie opinie to wcale nie polska specyfika. Kanał telewizyjny National Geographic zbadał reakcje Kanadyjczyków, którzy przeczytali powieść: aż 32 proc. z nich wierzy bez zastrzeżeń w przedstawione tam historyczne rewelacje. Ale to tylko część koniunktury. "Kod Leonarda da Vinci" pociągnął za sobą sprzedaż kolejnych dziesiątków milionów książek o "tajemnicach Kościoła", o naukach gnostycznych, o feminizmie i filozofii New Age. By nie wspominać setek powieści sensacyjnych eksploatujących "mroczne tajemnice chrześcijaństwa". Niemal wszystkie podważają elementarne zasady wiary.

Brown mówi wprost: nasz świat dlatego jest pełen przemocy, wojen i głodu, bo kształtuje go od wieków Kościół - podstępnie i katastrofalnie zmanipulowany na soborze nicejskim w 325 r. Zamiast łagodnej religii, której patronuje tolerancyjna Maria Magdalena, mamy awanturnicze wyznanie, którego patronem jest wojowniczy "macho" Jezus. I Brown w powieści wylicza: "Przez 300 lat Kościół spalił na stosie 5 milionów kobiet". Przypomina rzezie podczas wypraw krzyżowych, fizyczne wyniszczenie członków średniowiecznej sekty albigensów i dziesiątki podobnych faktów. Chrześcijaństwo staje przed trybunałem.

Historycy próbują krok po kroku odkłamać powieść Browna. Tylko na polskim rynku w bieżącej sprzedaży jest co najmniej 15 książek, które wykazują, że "Kod Leonarda da Vinci" to bezładna mieszanina okultyzmu, teorii spiskowych, astrologii, feminizmu, a nawet mitologii indiańskich. Przekonuje to jednak nielicznych. Podobnie jak trzeźwe słowa krytyki. "Ta książka to najgłupszy, bezsensowny, prostacki, stereotypowy, niedoinformowany, nieuporządkowany przykład pulp fiction, jaki czytałem" - przekonywał recenzent londyńskiego "The Times". "'Kod Leonarda da Vinci' jest największym grochem z kapustą, jaki dostał czytelnik w kioskach począwszy od lat 60." - wtórowało mu "El Pais" - pisze Wiesław Kot w tygodniku "Wprost".

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)