Hiszpania kończy chaotyczne przewodnictwo w UE
Chaos - tak dyplomaci w Brukseli najczęściej podsumowują kończące się półroczne przewodnictwo Hiszpanii w Unii Europejskiej. A to dlatego, że Madryt przygotował program tak, jakby miał obowiązywać Traktat z Nicei, a nie Traktat z Lizbony.
- Nie chcemy powtórzyć błędu Hiszpanów - powiedział belgijski dyplomata pracujący przy prezydencji swego kraju w UE, który formalnie przejmie pałeczkę po Hiszpanach 1 lipca. Chaos wynikał z tego, że Hiszpanie przygotowując program prezydencji nie wiedzieli, jaki będzie wynik irlandzkiego referendum ratyfikującego Traktat z Lizbony, ani czy w Czechach podpisze go prezydent Vaclav Klaus.
- Traktat miał przecież już wejść w życie w 2009 roku i nie było wiadomo, czy jeszcze się to nie opóźni - przypomina dyplomata. Madryt opracował więc program swojej prezydencji w oparciu o obowiązujący Traktat z Nicei. Czyli nie biorąc pod uwagę faktu, że pojawi się nowa funkcja przewodniczącego Rady Europejskiej. To w Hiszpanii miały odbywać się szczyty z państwami trzecimi, a ich gospodarzem miał być premier Jose Luis Zapatero.
Tyle że planowany na maj szczyt UE-USA odwołał już w lutym sam prezydent Barack Obama. "To afront dla Madrytu, a także sygnał dla UE jako całości, że Obama nie ma ochoty przeprawiać się przez Atlantyk na szczyt, który może być pozbawiony treści" - komentował wówczas "Financial Times". A dyplomaci ironizowali, że Obama nie przyjechał, bo USA nie zrozumiały, kto właściwie rządzi UE. Od 1 stycznia stanowisko przy ulicy de la Loi w Brukseli objął bowiem nowy przewodniczący Rady Europejskiej, były premier Belgii Herman Van Rompuy. I to on, według Traktatu z Lizbony, reprezentuje "27" na szczytach z państwami trzecimi.
Po tej wpadce ze szczytem UE-USA pojawiły się kolejne nieporozumienia na linii Zapatero-Van Rompuy: w sprawie organizacji nadzwyczajnych, antykryzysowych szczytów gospodarczych. Mając za sobą Traktat z Lizbony wygrał Van Rompuy. I to on, a nie Zapatero, relacjonował też po szczytach na głównej konferencji prasowej wyniki rozmów przywódców państw UE. Ekspert European Policy Center Janis A. Emmanouilidis przyznał, że rzeczywiście początki prezydencji hiszpańskiej to pewien chaos, "ale nie z winy Hiszpanii". - To normalne. Przygotowywali się na innego typu prezydencję. Musieli zrozumieć, że rola prezydencji rotacyjnej została w Traktacie z Lizbony bardzo ograniczona. Ale ostatecznie zachowywali się bardzo konstruktywnie - powiedział.
Inny problem hiszpańskiej prezydencji to kryzys gospodarczy, który zdominował ostatnie półrocze z powodu problemów strefy euro, zwłaszcza Grecji. Hiszpania ze swym rozdętym deficytem i rekordowym bezrobociem nie była wiarygodna w oczach partnerów w UE jako kraj, który miałby koordynować europejską odpowiedź na kryzys. Zwłaszcza, że co i raz pojawiały się w prasie niemieckiej informacje, że Hiszpania może być po Grecji kolejnym krajem strefy euro kwalifikującym się do pomocy. Zapatero niemal na każdym szczycie UE musiał te informacje stanowczo dementować.
Ale jak zauważyła polska eurodeputowana, była komisarz Danuta Huebner, to Zapatero na początku stycznia zaproponował zarządzanie gospodarcze w UE, tak by po unii walutowej stworzyć unię gospodarczą opartą na systemie wiążących celów, co miało zbliżyć do siebie polityki gospodarcze państw członkowskich. Zapatero zaproponował nawet sankcje dla państw, które nie respektowałyby zobowiązań unijnych. - Wszyscy się wtedy oburzali, łącznie z Niemcami, tymczasem dziś zarządzanie gospodarcze to główny temat prac UE - powiedziała Huebner.
Na poczet sukcesów prezydencji hiszpańskiej należy wymienić przyjęcie nowej gospodarczej strategii UE na najbliższą dekadę "UE 2020" wraz z jej celami wzrostu zatrudnienia, edukacji i walki z biedą. Ponadto Hiszpanie osiągnęli porozumienie polityczne w gronie 27 państw oraz ze sprawozdawcami Parlamentu Europejskiego ws. organizacji i funkcjonowania unijnej dyplomacji - Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych (porozumienie musi zostać potwierdzone w głosowaniu całego PE najpewniej 7 lipca). Inne porozumienia polityczne, które też muszą być jeszcze formalnie potwierdzone, dotyczą rozporządzenia o bezpieczeństwie dostaw gazu, a także dyrektyw o leczeniu za granicą i o emisjach przemysłowych.
Ogółem prezydencja hiszpańska zbiera jednak znacznie więcej krytyki niż pochwał, w tym także właśnie za prace w tematycznych Radach UE (chodzi o posiedzenia ministrów państw UE ds. rolnictwa, energii, sprawiedliwości i in.), gdzie Traktat z Lizbony pozostawił nadrzędną rolę prowadzenia negocjacji właśnie semestralnej prezydencji krajowej. Publicznie prezydencję hiszpańską skrytykował, co zdarza się niezwykle rzadko, komisarz Michel Barnier: za opóźnianie pracy nad spekulacyjnymi funduszami w londyńskim City i patentem europejskim, gdzie Madryt domagał się równego z angielskim, francuskim i niemieckim statusu dla języka hiszpańskiego. Komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reding wprost oskarżyła Hiszpanów o partykularyzm, bo nie podobało jej się, jak prowadzą negocjacje ws. europejskiego nakazu ochrony dla ofiar przemocy domowej. "UE powinna służyć ofiarom, zamiast być marionetką na rzecz krótkoterminowych interesów prezydencji" - oświadczyła Reding w oficjalnym komunikacie prasowym.
Na chaos i słabe przygotowanie posiedzeń czy grup roboczych narzekał nawet w rozmowie z Polską Agencją Prasową jeden z tłumaczy pracujących w unijnych instytucjach. - Kilka razy spotkania zaplanowane na trzy godziny czy nawet pół dnia kończyły się po niespełna godzinie, bo prowadzący był przygotowany tylko do jednego punktu - powiedział.
Polska chce wyciągnąć wnioski z prezydencji hiszpańskiej oraz następującej po niej prezydencji belgijskiej w perspektywie przejęcia na pół roku przewodnictwa w UE w lipcu 2011 r. - Musimy na nowo zidentyfikować rolę prezydencji krajowej, koncentrując się na konkretnych decyzjach w tych obszarach, gdzie ma ona kompetencje - powiedział polski dyplomata.