Hajsowny ziom w bemie

Dyrektor szkoły jest nazywany bin ladenem, woźny - mac gyverem, przerwa to wc kwadrans, a toaleta - sejm. Język współczesnej młodzieży szkolnej tak się różni od języka reszty społeczeństwa, że aby go zrozumieć, niezbędne są słowniki - pisze Mariusz Cieślik w tygodniku "Wprost".

09.05.2005 | aktual.: 09.05.2005 08:36

"Ty Lepperze, dostałeś Gałczyńskiego" - z tego zdania dumny byłby zapewne tylko poeta Gałczyński, znany z tworzenia nowych słów. Przewodniczący Samoobrony byłby raczej skonfundowany, bo w przekładzie na język polski zdanie to znaczy: "Ty głupolu, dostałeś jedynkę". Jedynka stała się Gałczyńskim przez skojarzenie ze starą "gałą". Nazwisko Leppera dużej części młodzieży nie kojarzy się ze szczególną lotnością umysłową, co krzywdzi lidera Samoobrony, bo w ostatnich latach naprawdę zrobił imponujące postępy edukacyjne.

Komenda Wojewódzka Policji w Katowicach kilka tygodni temu opracowała taki słownik dla nauczycieli pracujących z trudnymi uczniami. Zawartość została jednak ocenzurowana na życzenie kuratorium oświaty. Określenia, które wzburzyły urzędników, to na przykład "zajebisty" i "z wykurwem". Pierwsze oznacza po prostu "bardzo fajny", drugie - "coś robiącego duże wrażenie". Prawdziwie wulgarne znaczenie mają często słowa kojarzące się neutralnie - jak "miziać się" (pieprzyć się) czy "lilianka" (prostytutka).

Ograniczanie specyfiki uczniowskiego języka tylko do dużej liczby wulgaryzmów byłoby krzywdzącym uproszczeniem. Młodzi tworzą język pełen dowcipu i zaskakujących skojarzeń. Zdaniem prof. Haliny Zgółkowej, redaktorki "Nowego słownika gwary uczniowskiej", uczniowie gimnazjów i liceów są dziś najbardziej słowotwórczą grupą społeczną w Polsce. Przejęli tę rolę od studentów, którzy najbardziej wzbogacali język w czasach PRL.

O bogactwie uczniowskiego języka świadczy to, że słownik gwary uczniowskiej zawiera 17 tys. haseł. I nie obejmuje najnowszych oraz najmodniejszych słów, bo za ich twórcami nie sposób nadążyć. - Obecnie takie modne niedawno skróty jak "wporzo", "nara", "spoko" czy "pozdro" są już obiektem kpin - jako zabytki językowe i przejawy obciachu - mówi Jacek Pałka, nauczyciel w gimnazjum, pisarz, autor m.in. bloga "badmofuker" (zapiski z tego bloga zostały wydane w dwóch książkach "Przygody Pana Bazylka").

Nabuchani hajsowni

Prof. Halina Zgółkowa, najwybitniejsza znawczyni uczniowskiego języka w Polsce, wyjątkową słowotwórczą kreatywność młodych ludzi tłumaczy tym, jest to pierwsza generacja nie znająca w zasadzie językowych tabu. Dorośli, kiedy byli nastolatkami, wstydzili lub bali mówić o seksie czy używkach. Ich dzieci nie mają w tych kwestiach żadnych zahamowań. A liczba określeń tycząca stosunków seksualnych czy narkotyków może być liczona w setkach. Tylko słów związanych z paleniem marihuany jest kilkadziesiąt. Palenie skręta to "bakanie", "jaranie", "buchanie", "nabijanie fai" czy "łykanie dymu". Same skręty są nazywane "blantami", "batami", "lolkami", "jointami", "stuffem", "ziołem", "grassem", "trawą" czy "gandzią" - pisze Mariusz Cieślik w tygodniku "Wprost". .

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)