ŚwiatGrzyb nad Iranem?

Grzyb nad Iranem?

W sobotę, 8 kwietnia, agencje z całego świata przyniosły informacje o planach prezydenta George’a W. Busha na rozwiązanie kwestii kolejnego państwa z amerykańskiej „osi zła”, którym jest Iran. Informacje na temat poczynań amerykańskich w tej kwestii były oczekiwane od dawna, jednakże sobotnie doniesienia okazały się co najmniej zaskakujące. Według nieoficjalnych doniesień „śledczego” dziennikarza New York Times’a Seymoura Hersha, Stany Zjednoczone przygotowują się do…atomowego uderzenia na Iran.

Według niego, planowana jest szeroka operacja wojskowa polegająca na wykorzystaniu bomb nuklearnych, przeznaczonych m.in. do zwalczania celów podziemnych. Bomby mają być skierowane w irański przemysł atomowy, ponieważ występuje realna groźba, że mimo podpisania Układu o Nieproliferacji, badania nad bronią jądrową w Iranie zmierzają do wyprodukowania bomby atomowej.

Gazeta podaje dalej, że użycie tak zdecydowanych kroków będzie miało na celu obronę strategicznego sojusznika USA – Izraela. Wypowiedź ta pojawiła się jako kontra do powszechnych wypowiedzi prezydenta Iranu, Mahmuda Ahmadineżada o „wymazaniu Izraela z mapy świata”. Drugim powodem, ma być zmiana władzy w Iranie, która może odbyć się tylko przy użyciu siły. Bombardowania mają spowodować „poniżenie kierownictwa kraju i skłonienie mieszkańców do obalenia rządu”, czyli do ogólnonarodowego powstania, które spowoduje zmianę elit władzy.

Tak zdecydowane zapowiedzi prezydenta USA mogą wynikać z kilku czynników. Pierwszym z nich, najważniejszym, wydaje się być nie zagrożenie Izraela, które, mimo że staje się realne, nie jest jeszcze czynnikiem decydującym, ale niepowodzenia kampanii irackiej. Widać, że administracja Busha chce odnieść sukces na Bliskim Wschodzie, który zapewniłby im kontrolę nad przynajmniej częścią tego obszaru. Całkowicie inna jest koncepcja ataku, niż w przypadku wojny irackiej. Plany inwazji na Irak zakładały przecież najpierw bombardowania obiektów, potem zaś błyskawiczne rajdy piechoty oraz wspomagających ich jednostek, które miały spowodować obalenie dyktatora i jego reżimu i przekazanie władzy w ręce opozycji. Teraz, nie ma w ogóle mowy o obecności amerykańskich wojsk w Iranie – bombardowania moją spowodować „samoistny” bunt ludności przeciw dyktatorowi, która sama przejmie władzę, jeżeli wspomagana przez USA to nie w sposób jawny. Jednym słowem: my przygotujemy Wam grunt pod rewolucję, wy ją przeprowadzicie a my
zapiszemy sobie to w karcie „sukcesy”.

Drugim czynnikiem jest pokazanie całemu światu (i zapewne też swoim wyborcom), że to USA kontrolują światową sytuację i nadal są światową potęgą. Irak nadwerężył międzynarodową pozycję Stanów Zjednoczonych, tym krokiem gigant zza oceanu chce pokazać, że stwierdzenie, że Ameryka nie jest już tą samą potęgą co kiedyś, jest nieprawdziwe. Stąd też i pewnie spekulowana forma ataku – szybka, skuteczna i precyzyjna, aby tak samo zmienić obraz USA na świecie. Dopiero na trzecim miejscu umieściłbym zagrożenie Izraela. Izrael, który pozostaje strategicznym partnerem USA, można odnieść wrażenie, że jest także w pewien sposób „gwarantem” aktywności USA w tym regionie. Organizacji, bojówek oraz państw, które uznają Izrael za swojego wroga jest sporo, mówiąc więc trywialnie, Stany Zjednoczone zawsze będą miały przed kim Izraela bronić.

Zastanówmy się, czy scenariusz przedstawiony przez New York Times’a jest realny. Czerpiąc doświadczenia z drugiej kampanii w Iraku, wiadomo już, że USA wcale nie potrzebują zgody NATO czy rad sojuszników by zaplanować i przeprowadzić operację wojskową. Jednakże w grę wchodzi tutaj atak środkami jądrowymi, co z pewnością spotka się ze sprzeciwem znacznej części (jak nie całej) sceny międzynarodowej (w samej armii amerykańskiej są głosy sprzeciwu co do tego rozwiązania). Najważniejsze jest jednak to, ze użycie jądrowego arsenału będzie oznaczało, że wszystkie prawa wojny zostaną zaprzepaszczone, z chwilą, gdy pierwsza bomba jądrowa dotknie ziemi, zapali się zielone światło dla wszelkiej formy agresji, wszystkie granice zostaną złamane. Może to spowodować myślenie w stylu: „skoro USA atakuje nas bombami atomowymi, dlaczego nie użyć broni chemicznej w odpowiedzi? A może biologicznej?”

Wątpliwa również wydaje się kwestia „samorzutnego” powstania przeciw liderom politycznym i duchownym. Prezydent Iranu został w jakiś sposób wybrany, widać więc, że w społeczeństwie Iranu bardzo silne są tendencje antyamerykańskie. Bombardowania nie skierują siły przeciw rządzącej elicie, a właśnie przeciw Amerykanom. A to właśnie wewnątrz krajowa rewolucja ma być podstawą całej operacji przejęcia władzy.

Nawet w przypadku, gdyby informacje te okazały się plotkami, lub zostaną niedługo zdementowane, sygnał jest czytelny: walka z terroryzmem Stanów Zjednoczonych zaostrza się. Z jednej strony, może to służyć wyśmienicie do celów propagandowych (szczególnie w Iraku, ale ogólnie przeciw całemu terroryzmowi), z drugiej strony, Ameryka nie może stać się samozwańczym wojownikiem, który bezkarnie będzie wywoływał wojny z użyciem nieograniczonego typu broni, nawet w imię wojny z terrorem. Kontruderzenie, może dotknąć nie tylko Stany Zjednoczone bo w walce na atomy, nie ma granic i państw tylko podział „swój – wróg”.

Paweł Żebrowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)