Grzeszna satysfakcja
The Rolling Stones w 2000 roku będzie się wspominać jak zespół milutkich pluszowych misiów – przepowiadał w 1963 roku artysta plastyk Peter Blake. Ale się pomylił. Mamy 2005, a Stonesi nadal uchodzą za najbardziej frywolny i rozpasany zespół Wszechświata.
Przez 43 lata wybryków na scenie skandal stał się ich wizytówką. Nie zawahali się przed niczym, co mogłoby zniszczyć ich reputację. Grzeszyli na potęgę. Jednych doprowadzali do białej gorączki nieprzestrzeganiem zasad przyzwoitości, drudzy przyjmowali to za wdzięczną prowokację zgodną z duchem czasów – najpierw szalonych lat 60., potem 70. i w końcu 80. A więc nie tylko w historii rocka nie mają sobie równych. Oto ich X grzechów głównych.
I Długowieczność
Rock and roll to w równym stopniu muzyka co poza. Zgodnie z maksymą "sex, drugs and rock’n’roll" życie rockandrollowca powinno być intensywne i krótkie. "Mam nadzieję, że prędzej umrę, niż się zestarzeję" – śpiewał w 1965 roku zespół The Who. Stonesi nie tylko nie umarli młodo, ale też żyją długo i szczęśliwie, czerpiąc z życia pełnymi garściami. Na przekór moralistom, którzy woleliby widzieć, jak występki i ekscesy zostają ukarane. Nie mogą się nadziwić, że wszystko uchodzi muzykom na sucho. Czyżby zaprzedali duszę diabłu? Na to wygląda. Wystarczy na nich spojrzeć. Nikt nie ma tak fascynujących bruzd na twarzy jak Keith Richards. Nikt w tym wieku nie ma tak gęstych włosów i młodzieńczej sylwetki jak Mick Jagger czy tak ponadczasowego wyrazu beznadziei na twarzy jak Ron Wood. Tylko Charlie Watts prezentuje się rzeczywiście staro, ale on właśnie wygrał walkę z rakiem krtani. Keith Richards od 35 lat jest następny w kolejce do zaświatów. I ciągle przepuszcza innych. W 1974 roku szwajcarski doktor uprzedził
gitarzystę, że jeśli nie odstawi narkotyków, to zostało mu tylko pół roku życia. Wtedy Richards zdecydował się na transfuzję krwi. Wyszedł z niej cało i zdrowo.
The Rolling Stones przeżyli już punk, disco, grunge i techno. W czym tkwi siła zespołu, który istnieje 43 lata? Siła przyciągająca tłumy fanów "muzyki młodzieżowej" na koncerty grupy, w której średnia wieku członków zespołu wynosi 61 lat!
II Żądza władzy
W 1965 roku ze słowami: "nie znajduję satysfakcji" identyfikowały się miliony osób. Dzięki "(I Can’t Get No) Satisfaction" The Rolling Stones zyskali nieśmiertelność. Ten hymn pokolenia powstał w pokoju hotelowym podczas trasy koncertowej londyńczyków po Stanach. Keith Richards obudził się tego dnia z gotowym riffem gitarowym w głowie. I początkowo wątpił, czy utwór ma jakąkolwiek siłę. Dziś jego gitarowa zagrywka rozpoznawalna jest pod każdą szerokością geograficzną i zyskała tytuł największego hymnu rockowego wszech czasów. Wielka w tym zasługa Micka Jaggera, który w prostych słowach wyraził zagubienie i wyobcowanie młodej generacji stojącej w opozycji do świata wartości swych rodziców.
Ciekawostką jest fakt, że autorzy hymnu byli przeciwni wydaniu go na singlu. Na szczęście przegrali w głosowaniu z pozostałymi członkami zespołu. Po ukazaniu się płyty najpierw w Stanach, potem w Wielkiej Brytanii piosenka niczym trąba powietrzna zmiatała konkurencję na listach sprzedaży. Stonesi przebojem zapanowali nad światem. A o to im przecież chodziło.
III Źli chłopcy
Kiedy ma się 24 lata i świat leżący u stóp, władza uderza do głowy. W 1967 roku Stonesi byli już dla wszystkich wzorem "złych chłopców". Taki wizerunek zespołu propagował menedżer Andrew Loog Oldham. W gazetach publikował całostronicowe anonsy z hasłem "Czy pozwoliłbyś, by Twoja córka chodziła z Rolling Stonesem?" Według jego koncepcji "źli" Stonesi byli przeciwieństwem "dobrych" Beatlesów. Ale przedobrzyli z tą prowokacją i angielski establishment zaatakował zespół. Najlepszym pretekstem były narkotyki. W lutym do rezydencji Keitha Richardsa w Redlands wkroczyła policja, a 27 czerwca sędzia Block ogłosił wyrok skazujący Micka Jaggera na trzy miesiące więzienia za posiadanie czterech tabletek benzedryny. Keith Richards miał spędzić rok za kratkami za to, że "świadomie zezwolił na palenie w swoim domu konopi indyjskiej". Zdjęcia Stonesów zakutych w kajdanki obiegły świat. W niecałe 24 godziny później Mick i Keith zostali zwolnieni za kaucją w wysokości 7 tys. funtów.
IV Śmiertelna beztroska
Brian Jones, lider grupy i pomysłodawca jej nazwy, był pierwszą znaną powszechnie ofiarą rockandrollowego stylu życia. Żył szybko i intensywnie. Stresy rozładowywał za pomocą alkoholu, narkotyków, orgii i ekstrawaganckich strojów. Niestety, coraz bardziej oddalał się od zespołu i miał coraz mniejszy wpływ na jego twórczość. W końcu 9 czerwca ogłoszono, że Mick Taylor został nowym gitarzystą The Rolling Stones. Krótko po północy 3 lipca 1969 roku Brian Jones utopił się w basenie. Autopsja wykazała, że muzyk pływał, będąc pod wpływem alkoholu i narkotyków. Stwierdzono też "niespodziewaną, przy uwzględnieniu wieku ofiary, degenerację wątroby". Miał 27 lat. Tyle co Jimi Hendrix, Janis Joplin i Jim Morrison, kiedy poszli w jego ślady w ciągu następnych dwóch lat. Okazało się, że rock może zabijać.
V Igraszki z diabłem
Nie było żadnej przesady w zapowiedzi otwierającej koncerty Brytyjczyków w tamtym czasie jako "największej rockandrollowej grupy na świecie". Sceniczny magnetyzm The Rolling Stones polegał na wybuchowej mieszance arogancji, hałasu, przemocy, fantazji, erotyzmu i pierwotnej energii. To sprawiło, że członkowie grupy zostali okrzyknięci wysłannikami szatana. Jagger chętnie podchwycił prowokację, natychmiast wczuł się w rolę i świetnie bawił, udając flirt z demonicznymi siłami. W bluesowej i rockowej mitologii szatan był traktowany jako buntownik obiecujący wolność. Taki wizerunek doskonale pasował do Jaggera, więc bez oporów śpiewał swój przebój "Współczucie dla diabła".
Na zakończenie amerykańskiej trasy koncertowej Stonesi zorganizowali bezpłatny koncert na torze wyścigowym w Altamont w pobliżu San Francisco. Wierzyli, że uda im się rywalizować z mitem Woodstock. O ile jednak najsłynniejszy festiwal stał się symbolem miłości i pokoju, o tyle Altamont przeszło do historii jako symbol przemocy i śmierci. Ochroniarze z motocyklowego gangu Hell’s Angels zasztyletowali Murzyna Mereditha Huntera, dziesiątki osób zostało pobitych, dwie zginęły przejechane przez samochody, a jedna zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach. Koncert został uznany przez media za objawienie się Lucyfera we własnej osobie.
VI Szok metodą na lans
Okładki płyt i znaki graficzne zespołu były równie grzeszne co sami Stonesi. Do dziś wywalony jęzor zaprojektowany przez Johna Pasche’a (a nie – jak wielu uważa – Andy’ego Warhola) jest najsłynniejszym logo w historii rocka. Warhol jest natomiast autorem jednej z najsłynniejszych okładek płytowych. Album "Sticky Fingers" ("Lepkie palce", 1971) artysta zapakował w dżinsy z prawdziwym suwakiem. Po jego rozsunięciu ukazywały się męskie slipy. W Hiszpanii generała Franco uznano, że jest to projekt zbyt obsceniczny, i obwolutę zdobiło zdjęcie otwartej puszki, z której sterczały odcięte palce w krwistym sosie.
Trzy lata wcześniej w 1968 roku na okładkę albumu "Beggars Banquet" ("Bankiet żebraczy") miało trafić zdjęcie muszli klozetowej z toalety w Los Angeles. Ścianę szaletu pokrywały napisy (m.in. "sen Boba Dylana") pomieszane z tytułami piosenek. Wytwórnia Decca powiedziała "nie" i oryginalny projekt czekał na opublikowanie 20 lat. Natomiast najpopularniejszy album Stonesów "Some Girls" zdobiła reklama peruk z lat 60. Jako główki do nich wykorzystano zdjęcia gwiazd, m.in.: Marilyn Monroe, Jayne Mansfield, Elizabeth Taylor, Brigitte Bardot. Niestety, dwie z nich Raquel Welch i Lucille Ball uznały ten pomysł za niestosowny. A ponieważ ta druga była jedną z najbogatszych kobiet Ameryki, błyskawicznie pojawiła się ocenzurowana wersja okładki.
VII Perwersja
Niektórzy twierdzą, że już samo posiadanie takich ust, jakie ma Mick Jagger, jest grzeszne i perwersyjne. A co dopiero jego rozbuchane libido. Największy casa-nowa naszych czasów, gwiazdor, milioner i kobieciarz, z seksu uczynił dyscyplinę ekstremalną. Po burzliwym rozwodzie Bianca Jagger powiedziała: "Mick ożenił się ze mną, bo wydawało mu się, że kocha się z samym sobą". W lipcu tego roku został wyemitowany program telewizyjny "Dziewczyny Micka", w którym sześć byłych pań sławnego frontmana (m.in. seksuolog Natasha Terry, groupie Pamela Des Barres, modelka Chrissie Shrimpton) odkryło sekrety jego alkowy. Wszystkie byłe kochanki chętnie wspominały przed kamerą, że Jagger to "seksualny wampir", który lubi "zakręcone stosunki i trójkąciki".
Ale to i tak nic w porównaniu z obyczajowym skandalem, jaki wywołał film "Cocksu-cker Blues", dokumentujący trasę koncertową Rolling Stonesów po Stanach Zjednoczonych latem 1972 roku. Kulminacyjna scena przedstawiała orgię w prywatnym samolocie. Z przyczyn obiektywnych premiera filmu została wstrzymana przez zespół.
VIII Pycha
W połowie lat 70. muzyka rockowa stała się jednym z najbardziej dochodowych biznesów. Nakłady płyt wielu wykonawców regularnie przekraczały milion egzemplarzy, a koncerty z hal sportowych przeniosły się na stadiony. I tym razem The Rolling Stones byli w awangardzie. Ich amerykańskie tournée z 1975 roku przyniosło 10 mln dolarów dochodu. Sama scenografia ważyła 10 ton. "Oni pojawiają się przy okrzykach uwielbienia, jakie znali tylko cezarowie" – pisano wówczas w "Miami Herald".
Jeśli wtedy porównywano oprawę koncertu do scen z filmu "Ben Hur", to do czego przyrównać rozmach dzisiejszych koncertów zespołu? Nadmuchiwane gigantyczne lalki, tafle telebimów wielkości czteropiętrowych kamienic, hydrauliczne podnośniki, pirotechniczne fajerwerki godne bogów z pewnością przypominają hollywoodzkie superprodukcje. Poprzednie tournée The Rolling Stones, czyli "Forty Licks" ("40 liźnięć" – album z okazji 40-lecia grupy) z 2003 roku, przyniosło wpływy około 300 mln dolarów. Występy obejrzało 3,3 miliona fanów zespołu. Ale muzycy są gotowi pobić również te wyśrubowane rekordy. Właśnie zaczęli kolejne światowe tournée. Bilet na pierwszy koncert w Bostonie kosztował w przeliczeniu tysiąc złotych. Tournée skończy się w Europie latem przyszłego roku.
IX Nielojalność
Pierwszy solowy album jednego ze Stonesów podpisał jeszcze w 1974 roku basista Billy Wyman, ale nikt nie miał mu tego za złe. Był najstarszy (rocznik 1936), zawsze chował się w cieniu innych, a do tego na koncertach praktycznie się nie ruszał. Jednak gdy chodziło o Jaggera, sprawa wyglądała inaczej. W 1985 roku wydał solowy album "She’s the Boss", a wcześniej nagrywał z Michaelem Jacksonem, Tiną Turner i Davidem Bowiem. "Uważam, że mam prawo wyrażać swoją indywidualność tak, jak chcę" – oznajmił w jednym z wywiadów i odmówił wyruszenia na trasę promującą płytę Stonesów "Dirty Work". Ku radości fanów zespołu drugi solowy album "wielkoustego" – "Primitiv Cool" z 1987 roku – poniósł porażkę i dwa lata później wszystko wróciło do normy. Jednak fani nigdy nie wybaczyli Jaggerowi tego wybryku. Od tamtego czasu najgoręcej pozdrawianym Stonesem na wszystkich stadionach świata jest Keith Richards.
X Próżność
Angielska królowa Elżbieta II mile połechtała próżność Jaggera, przyznając mu tytuł szlachecki. Oficjalnie został pasowany na rycerza ze względu na zasługi dla muzyki, jednak bardziej chodziło o wielkość podatków, jakie Jagger płaci, będąc drugim – po Paulu McCartneyu – najbogatszym muzykiem na świecie. "Nigdy nie powinno się prosić o nagrody i honory – oświadczył zawsze elokwentny Jagger. – I nigdy nie powinno się ich oczekiwać. Ale powinno się je przyjmować z klasą, jeśli ktoś je przyznaje". Keith może nie miał tyle klasy, ale za to był boleśnie szczery: "Mick szlachcicem? To tak jakby zaprzeczyć wszystkiemu, co zrobiliśmy przez 40 lat!" 58-letni Mick Jagger dołączył do arystokratycznego grona muzyków obok sir Paula McCartneya, sir Eltona Johna, sir Cliffa Richarda i sir Boba Geldofa.
Grzegorz Brzozowicz