Gruszka odpiera zarzuty SLD
Przewodniczący sejmowej komisji śledczej
ds. PKN Orlen Józef Gruszka (PSL) uważa, że zabronienie członkom
komisji prywatnych rozmów z osobami, które chcą dostarczyć
dowodów, doprowadziłoby do opóźnienia prac komisji śledczej.
19.11.2004 | aktual.: 19.11.2004 17:26
W piątek klub SLD zwrócił się do marszałka Sejmu Józefa Oleksego o zbadanie, czy decyzja Gruszki upoważniająca członków komisji do prowadzenia prywatnych rozmów z osobami chcącymi dostarczyć dowodów w sprawach, którymi zajmuje się komisja, jest zgodna z regulaminem Sejmu i ustawą o komisji śledczej.
"Uważamy, że dokumenty i materiały, pochodzące od osób chcących dostarczyć dowodów, powinny zostać przekazane komisji bezpośrednio przez osoby, które je posiadają" - czytamy we wniosku. Zdaniem SLD, dowody uzyskane przez członków komisji w wyniku rozmów prywatnych nie spełniają "nawet minimalnych standardów dowodowych".
Jak powiedział Gruszka, takie rozwiązanie doprowadziłoby do opóźnienia prac komisji, która nie jest wyposażona w takie narzędzia zbierania dowodów jak prokuratura i inne organy ścigania.
Jeżeli komisja dostanie taką decyzję prezydium Sejmu, to nie będę z tym dyskutował, przyjmę to jako wykładnię. Tylko zdaję sobie sprawę z tego, co to oznacza - zastrzegł. Według niego, taka decyzja byłaby niekorzystna dla funkcjonowania komisji i interesu państwa.
Jak podkreślił, wykładnia, jaką proponuje SLD, prowadzi do tego, że zamiast coś zrobić trzeba czekać na pewne rzeczy, które same się pojawią.
Gruszka jest sceptyczny co do skuteczności pomysłu SLD, by osoba chcąca przekazać materiały komisji występowała z wnioskiem o wezwanie jej w charakterze świadka. Zastanawiał się, czy jeżeli jest winna, to zgłosi się do komisji.
Liderzy SLD łączyli termin wydania upoważnienia przez Gruszkę (8 listopada) z niewiele wcześniejszym ujawnieniem wrześniowego spotkania wiceszefa komisji Romana Giertycha z Janem Kulczykiem.
Według Gruszki, zapis upoważniający do prywatnych rozmów z osobami chcącymi dostarczyć dowodów widnieje w zeszycie pracy prezydium komisji już od sierpnia. Musieliśmy jakiś model pracy przyjąć. Gdybyśmy czekali, aż przyjdzie świadek i powie, że on ma dokument, to moglibyśmy sobie czekać - dodał szef komisji śledczej.