"Gruby cham z martwicą wątroby"; Rosjanie ich nienawidzą
Rosjanie nienawidzą swoich "stróżów prawa". W powszechnym przekonaniu służbę w pagonach wybierają życiowi nieudacznicy, których nie odstrasza głodowa pensja. Niewykształcony, chamski prowincjusz z nadwagą i martwicą wątroby - tak można by nakreślić stereotypowy wizerunek rosyjskiego milicjanta - pisze w artykule dla Wirtualnej Polski Katarzyna Kwiatkowska. Czy zmiana nazwy na "policję" i reforma służb porządkowych w Rosji zmieni ten stan?
18.02.2011 | aktual.: 21.02.2011 15:01
W Biełgorodzie stoi pomnik uczciwego milicjanta. Rosjanie żartują, że jest on jak dinozaur. Wymarły.
Zgodnie z decyzją Dmitrija Miedwiediewa rosyjską milicję zastąpi "policja". Stróże porządku dostaną nowe legitymacje, zmienią się też barwy radiowozów. - Nowa ustawa oznacza, że zmieni się nie tylko szyld, ale cała ideologia - podkreśla minister spraw wewnętrznych Rosji, Raszid Nurgalijew. - Podstawową działalnością policji będzie jej otwartość i przejrzystość wobec prawa - dodaje.
W najbliższych dwóch latach pracę stracić ma aż jedna piąta mundurowych. Od odważnych decyzji kadrowych zależy rzeczywisty sukces reformy, która spotyka się ze znacznym oporem przedstawicieli służb (nic dziwnego, nowe prawo zabrania im np. prowadzenia działalności gospodarczej)
, a także betonowej części rosyjskiego społeczeństwa, która tęskni za ZSRR - a tych, jak pokazują badania opinii publicznej, jest coraz mniej.
"Milicjant" to produkt radziecki. Po rewolucji 1917 r. zlikwidowano carską policję, a na jej miejscu pojawiła się milicja ludowa. Na początku były to luźne grupy ochotników, które w czynie społecznym pilnowały proletariackiego porządku. Szybko jednak okazało się, że mundur i nieodłączna pałka, nawet w kraju powszechnej szczęśliwości klasy robotniczej, są niezbędnymi elementami wyposażenia stróżów prawa.
Po rozpadzie ZSRR milicja ostała się w większości nowo utworzonych państw. W tym w Rosji. Nie zmieniło się też sowieckie przekonanie milicjantów, że służą władzy a nie społeczeństwu. Tyle, że współczesny Rosjanin coraz mniej przypomina pokornego homo sovieticus. Milicja tymczasem nadal jest produktem radzieckim. Dlatego Miedwiediew podkreśla potrzebę profesjonalizacji służb mundurowych.
Rosjanie nienawidzą stróżów prawa
Rosjanie nienawidzą swoich "stróżów prawa". Trzeba przyznać, że są ku temu powody. Korupcja milicjantów, nadużywanie władzy i alkoholu, wreszcie pobicia i gwałty na komisariatach nikogo specjalnie nie dziwią. Budzą za to coraz większy sprzeciw. Na ławie oskarżonych stanął niedawno inspektor drogówki z Tuwy, republiki federacyjnej leżącej przy granicy z Mongolią. W październiku 2009 r. zatrzymał samochód z pięciorgiem nastolatków. Kontrola zakończyła się tragedią. W wyniku postrzału zginął ugodzony w szyję niepełnoletni kierowca. Ta sama kula trafiła jeszcze siedzącą obok niego koleżankę, którą lekarze cudem zdołali uratować. Milicjant tłumaczył się, że kierowca był pod wpływem alkoholu i groził mu "przedmiotem przypominającym pistolet".
Inspektor twierdził również, że zanim doszło do śmiertelnego postrzelenia, zgodnie z procedurą oddał strzał ostrzegawczy. W toku śledztwa okazało się jednak, że na znalezionym w samochodzie zabawkowym pistolecie nie było odcisków palców ofiary. Przyciśnięty do muru Bair Borbak-ool przyznał się do podrzucenia atrapy i został skazany na trzy lata więzienia (sąd pierwszej instancji ukarał go nieco ponad rocznym wyrokiem, ale rodzina zmarłego złożyła apelację).
Bodaj najbardziej znaną zbrodnią dokonaną przez mundurowego była krwawa jatka, jaką w 2002 r. pijany major milicji urządził w jednym z moskiewskich supermarketów. W wyniku strzelaniny zginęły dwie osoby, sześć zostało rannych. Po tej tragedii eksperci i publicyści apelowali o wprowadzenie wymogu badań psychiatrycznych dla kandydatów do służby w milicji.
Choć to najbardziej oczywisty sposób odsiewu psychicznie niezrównoważonych, badania psychiatryczne podczas rekrutacji do szkół milicyjnych pozostawały pobożnym życzeniem. Miedwiediewowska reforma wychodzi naprzeciw tym postulatom: odtąd oprócz obowiązkowych badań - w tym testów alkoholowych i narkotykowych - kandydat na policjanta będzie sprawdzany również na okoliczność łamania prawa. Skazani prawomocnym wyrokiem nie znajdą już miejsca w szkołach policyjnych. Zapowiadane kroki mają zmienić niekorzystny wizerunek rosyjskich mundurowych.
Nieudacznicy z pagonami
Trzeba przyznać, że nie jest z tym za dobrze. W powszechnym przekonaniu służbę w pagonach wybierają życiowi nieudacznicy, których nie odstrasza głodowa pensja. Świeżo upieczony milicjant zarabia 7000 rubli, czyli ok. 700 zł. Jego kolega z dziesięcioletnim stażem może liczyć na comiesięczne 1600 zł, jeśli zostanie majorem. W 2010 r. zlikwidowano większość milicyjnych ulg. Mizerne płace są dla wielu dostatecznym usprawiedliwieniem korupcji. Z największej pazerności słynie drogówka.
Niewykształcony, chamski prowincjusz z nadwagą i martwicą wątroby - tak można by nakreślić stereotypowy wizerunek rosyjskiego milicjanta. Mówią na nich "musor", czyli śmiecie. Nazwa wzięła się od niezbyt szczęśliwego akronimu MUS (Moskowskij ugołownyj sysk, czyli Moskiewski Wydział Kryminalny).
Zaufanie do mundurowych konsekwentnie spada, rośnie natomiast agresja wobec nich. Zielone światło dla samoobrony przed "wilkołakami w pagonach" dał w 2009 r. sam minister spraw wewnętrznych. Raszid Nurgalijew powiedział, że jeśli milicjant narusza prawo, obywatel może się z nim bić.
W grudniu niezadowolenie "z musorów" wylało się na ulice rosyjskiej stolicy. Pseudokibice urządzili kilkudniowe burdy w zemście za śmierć kolegi, który zginął z rąk krewkich mieszkańców Kaukazu. Iskrą zapalną było wypuszczenie z aresztu większości podejrzanych o udział w przestępstwie. Cała Moskwa mówiła wtedy, że komisariat wziął za nich sowite łapówki.
Eksperci ostrzegają: kosmetyczne zmiany - nawet jeśli spektakularne - niczego nie zmienią. Potrzebna jest gruntowna reforma: wymiana kadr, nowoczesny sposób rekrutacji, zlikwidowanie niepotrzebnych etatów, by za zaoszczędzone pieniądze podnieść głodowe milicyjne płace, które stają się przyczynkiem do łapówek.
Udany eksperyment powiedzie się w Rosji?
W Gruzji udało się o sto osiemdziesiąt stopni zmienić wizerunek tamtejszej policji, która ze skorumpowanej do szpiku struktury zmieniła się w poważaną instytucję strzegącą porządku. Teraz rosyjscy publicyści zastanawiają się, czy "eksperyment Saakaszwilego" da się wprowadzić na ogromnym terytorium państwa rosyjskiego.
Tym bardziej, że istnieje opór przed zmianami. Zarówno ze strony sił reakcyjnych, dla których pożegnanie z milicjantem na rzecz zachodniego "policyjnego" jest nieprawdopodobieństwem, jak i tzw. "liberałów". Swoje niezadowolenie z nowej ustawy wyrażają obrońcy praw człowieka, których niepokoi rozszerzenie praw stróżów porządku, którzy dzięki nowej ustawie będą mogli np. włamywać się do mieszkań pod nieobecność ich właścicieli.
Powodzenie reformy jest więc niepewne. Pewne jest za to jedno: 10 listopada 2011 r. nie będzie już "święta milicji".
Katarzyna Kwiatkowska dla Wirtualnej Polski