Gromem w GROM
Co kilka miesięcy wokół GROM-u, najsłynniejszej polskiej jednostki specjalnej, rozpętują się kolejne burze. Afera z przetargami, głośne odejście dowódcy, plotki o mafijnych porachunkach żołnierzy, donosy na byłych dowódców i listy poparcia w ich obronie. Wszystko na łamach prasy, przed kamerami. Czy komuś zależy na zamieszaniu wokół polskich wojsk specjalnych?
21.10.2010 | aktual.: 21.10.2010 18:15
GROM, Grupa Reagowania Operacyjno-Mobilnego, znana również jako Jednostka Wojskowa 2305, to elitarna formacja polskich komandosów. Szczyci się tym, że od momentu powstania w 1990 roku w kilkuset operacjach specjalnych nie straciła ani jednego żołnierza. - To jedyna z czołowych jednostek na świecie, które może się tym pochwalić - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską twórca GROM-u gen. Sławomir Petelicki.
Wojska specjalne mają to do siebie, że działają w tajemnicy, dyskretnie, często na tyłach wroga. Przez pierwsze cztery lata od powołania GROM-u, o jednostce wiedzieli tylko nieliczni. Wyjeżdżając na pierwszą misję zagraniczną na Haiti w 1994 twórca jednostki zadbał o odpowiednią oprawę. Zaproszeni dziennikarze mogli zobaczyć 50 komandosów, skrywających swą tożsamość za ciemnymi okularami. Do historii wojsk specjalnych przeszły opowieści o tym, jak Petelicki w całkowitej tajemnicy zbierał najlepszych żołnierzy w Polsce i o szkoleniu, jakie musieli przejść. Tak narodziła się legenda.
Dokumentami w dowódcę
W ostatnim czasie o jednostce robi się głośniej przy okazji skandali, kłótni wewnętrznych, walk o władzę. Ostatnia odsłona tego spektaklu to "afera zakupowa", ujawniona przez dziennikarzy TVN-u 4 października. Żołnierze, którzy odpowiadali za zaopatrzenie, korzystając z wyjątkowej możliwości, jaką posiada GROM, rzekomo nabywali sprzęt bez przetargu. Podpisywali umowy na dostarczenie ekwipunku takiego jak gogle, czy dobrej jakości ubrania, po zawyżonych kilkakrotnie cenach. Prokuratura wojskowa prowadzi w tej sprawie śledztwo. Zarzuty postawiono 12 osobom, z czego 10 wciąż pracuje w jednostce. O winie lub jej braku zadecyduje sąd.
Sam proceder miał trwać kilka lat. GROM-em dowodzić w tym czasie miało czterech wojskowych. Dziennikarze śledczy TVN dostali jednak materiały obciążające tylko jednego z nich, płk. Piotra Patalonga, który w międzyczasie awansował na dowódcę wojsk specjalnych - organu wojska polskiego, który ma koordynować pracę wszystkich elitarnych jednostek naszej armii. Z GROM-u wyciekły umowy podpisane właśnie przez płk. Patalonga. Dziennikarze nagrali zakłopotaną minę dowódcy, który kompletnie zaskoczony na korytarzu sztabu generalnego wojska polskiego nie potrafił odpowiedzieć na szczegółowe pytania o przetargi sprzed kilku lat. Przekaz reportażu był dość jasny: dowódca wojsk specjalnych maczał palce w aferze albo przynajmniej nie zapanował na sytuacją.
Prokuratura, która bada sprawę i ma pełen dostęp do dokumentów, nie postawiła zarzutów dowódcy wojsk specjalnych. Zdaniem przeciwników płk. Patalonga, dlatego, iż śledczy posłusznie wykonują polecenia ministerstwa. Zdaniem zwolenników, dlatego, że nie było dowodów przeciw niemu. Jedno jest pewne, ktoś "życzliwy" przekazał dokumenty mediom.
- Już kilka tygodni temu pewien człowiek przychodził do reporterów z tymi materiałami - powiedział Wirtualnej Polsce były dziennikarz, zajmujący się kwestiami wojskowymi. Jedynie TVN zdecydował się upublicznić te informacje i grom uderzył w GROM, a dowódcy wojsk specjalnych podstawiono nogę.
Zaufani ludzie
- To nie jest tak, że jest to kolejna burza wokół GROM-u - zaprzecza w rozmowie z Wirtualną Polską, gen. Petelicki. - Przedstawianie tego w ten sposób szkodzi jednostce - dodaje.
Fakty zdają się jednak przeczyć jego słowom. Z końcem lipca rezygnację z dowodzenia jednostką złożył płk Dariusz Zawadka. W mediach głośno było o konflikcie personalnym, jaki miał stać za jego odejściem. Choć sam płk Zawadka odmówił komentarzy w tej sprawie, to w kuluarach twierdzono, że ma ono związek z planowaną nominacją na dowódcę wojsk specjalnych, czyli zwierzchnika płk Zawadki. Stanowisko miał objąć bowiem poprzednik Zawadki w GROM-ie, płk Patalong.
Gen. Petelicki komentując tę sprawę dla Wirtualnej Polski (czytaj więcej) stwierdził wówczas, że dymisja dowódcy jednostki oraz szefów wszystkich oddziałów bojowych to wynik próby podporządkowania GROM-u Dowództwu Wojsk Specjalnych (DWS). Twórca jednostki alarmował, że wraz z Zawadką z jednostki odejdą dowódcy wszystkich oddziałów bojowych. Nie odszedł żaden.
Płk Dariusz Zawadka był zaufanym człowiekiem gen. Petelickiego. W GROM-ie znalazł się na samym początku. Przeszedł pierwsze szkolenia komandosów organizowane przez Amerykanów i Brytyjczyków. Po odejściu ze służby w 2004 wspólnie ze swoim dawnym dowódcą prowadził nawet interes, w którym udział mieli m.in. znany polski biznesmen Ryszard Krauze, a także byli oficerowie CIA. Do służby wrócił w 2008 roku, by zostać dowódcą JW 2305. Gen. Petelicki chwalił go później wielokrotnie, podkreślając za każdym razem, że Zawadka wraz z zastępcami to najlepsze dowództwo w GROM-ie od 20 lat. Pod Zawadką ktoś jednak dołki kopał. Za jego kadencji w Polsce pojawiły się informacje, jakoby Amerykanie po raz pierwszy krytykowali wyszkolenie najlepszej polskiej jednostki.
Wirus w krwiobiegu
Gen. brygady William Dechow, dowodzący operacjami specjalnymi w Afganistanie, miał się skarżyć polskiemu dowództwu, że żołnierze elitarnej formacji chętniej siedzą w stołówce niż wojują z rebeliantami. Ministerstwo oficjalnie zaprzeczyło tym doniesieniom, jednak tygodnik "Nie" szczycił się, że potwierdził tę informację w dwóch niezależnych źródłach. Wiadomość przeszła do medialnego krwiobiegu i zaczęła zatruwać krew.
W tym czasie jednostkę zaatakował inny wirus, który wywołał... zatrucie pokarmowe. Żołnierze dostali nieświeże jedzenie na stołówce wojskowej i wielu z nich zachorowało. Jedzenie dostarczał cywilny kontrahent. Była to "sensacyjka", jednak na tyle poważna, iż głos w sprawie zabrał m.in. gen. Stanisław Koziej, który za jakiś czas miał zostać szefem prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego (Czytaj więcej!!).
Następna odsłona "wojenki" to list, który w lutym tego roku wyciekł do mediów. "Zwracam się z uprzejmym wnioskiem o wszczęcie postępowania w sprawie nieprawidłowości w polityce kadrowej w odniesieniu do jednostki GROM, podejrzenia o nepotyzm oraz naruszenie mojej godności osobistej i poniżania mnie przez płk. Dariusza Zawadkę w oczach moich podwładnych" - pisał podpułkownik, który pół roku wcześniej otrzymał prezydencki Order Komandorski Krzyża Wojskowego za świetne dowodzenie GROM-em w Afganistanie. Jego wniosek trafił jednocześnie do Wojskowej Prokuratury Okręgowej, MON, BBN, NIK, DWS i przewodniczącego sejmowej komisji obrony narodowej.
Kto pod kim dołki kopie
Był jednym ze zwolnionych przez Zawadkę dowódców grup bojowych. Kilka dni po upublicznieniu tej wiadomości, oficer skarżący Zawadkę ujawnił, iż otrzymał SMS-y z groźbami "sk... nie pojawiaj się na jednostce. Nie ma tu miejsca dla takich gnoi jak ty". Straszono podobno również jego rodzinę, a w samochodzie żony jednego ze zwolnionych oficerów, pracującej dla GROM-u, przebito opony na terenie jednostki.
Skarżącego żołnierza popierać miał gen. Roman Polko, były szef BBN związany z obozem prezydenckim za rządów Lecha Kaczyńskiego.
Płk Zawadka pozostał w jednostce mimo burzy. Kontrola, jaką zarządził w GROM-ie minister Klich nie wykazała nieprawidłowości. Choć wcześniej gen. Potasiński (zginął 10. kwietnia w Smoleńsku), szef DWS, anulował dwie decyzje personalne płk Zawadki, to w raporcie nie wspomniano o tym ani słowem.
Dowódca GROM-u cieszył się podobno wielkim poparciem ministra Pawła Grasia. Dzięki temu miał "stałe łącze z oficjelami rządowymi". - Anegdoty opowiada się o tym, jak dowódca wojsk specjalnych gen. Potasiński czekał pod drzwiami gabinetu ministra, podczas gdy w środku znajdował się płk Zawadka. Dla żołnierzy był to jasny sygnał: od formalnej hierarchii ważniejsza była ta nieformalna - stwierdził Jarosław Rybak, autor dwóch książek o GROM-ie oraz były rzecznik Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Minister Graś nie chciał odpowiedzieć na nasze pytania dotyczące jego przyjaźni z oficerami GROM-u. W mediach głośno jednak było o meczu piłkarskim między żołnierzami GROM a politykami partii rządzącej. O szczegółach spotkania mówił przed komisją hazardową asystent byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego - Marcin Rosół.
Ulubieńcy polityków
- Upolitycznienie nie wpływa dobrze na jednostkę - komentuje sprawę Rybak. To ono mogło doprowadzić do tego, iż dowódca jednostki, wbrew zasadom, miał więcej do powiedzenia niż szef DWS, któremu GROM formalnie podlegał. Zawadce udało się uniezależnić finansowo GROM od DWS-u. Jak pisał Juliusz Ćwieluch na łamach "Polityki" świadczyło to o tym, że "musiał mieć bardzo wpływowego protektora". Informacje o upolitycznieniu jednostki potwierdza w rozmowie z Wirtualną Polska również były dowódca wojsk lądowych, gen. Waldemar Skrzypczak. - Od pewnego czasu decyzje dotyczące jednostki GROM były decyzjami politycznymi, a nie wojskowymi. Jest to dla mnie dziwne - stwierdził były wojskowy. Po wyborach prezydenckich sytuacja się zmieniła. Prezydent Bronisław Komorowski, dawny minister obrony, posiada swoją wizję armii i swoich doradców. Gdy w lipcu w kręgach wojskowych stało się jasne, że dowódcą wojsk specjalnych zostanie płk Patalong oraz że GROM będzie musiał podporządkować się DWS-owi, Zawadka postanowił odejść. -
Wróciłem do jednostki, bo miałem wyciągnąć ją z zapaści, powstrzymać falę odejść i stworzyć wizję na przyszłość. Uważam, że dwie pierwsze sprawy udało mi się uporządkować. Przy trzeciej poległem. Nie udało mi się przekonać ministra do mojej wizji. Trudno - były dowódca GROM powiedział "Polityce".
Nowy dowódca, nowe nadzieje?
Jego następcą został człowiek kojarzony do tej pory z płk. Patalongiem - płk Jerzy Gut. - To człowiek dyskretny i cichy - opisuje Rybak. - Gut pojechał do Iraku w trakcie 3. zmiany i dowodził tam batalionem, w skład którego wchodzili żołnierze z 73 jednostek z terenu całego kraju i trafił w powstanie as-Sadra. To była bardzo ciężka misja. Poradził sobie świetnie - dodaje.
Nie wiadomo jednak, czy równie dobrze poradzi sobie z mediami i rysami na wizerunku jednostki. W połowie października TVN ujawnił aferę zakupową. Według reporterów stacji, zawiadomienie o przestępstwie złożył w żandarmerii wojskowej płk Zawadka. Dokumenty podpisane przez płk. Patalonga, które dotarły do dziennikarzy przypadkiem - jak się wydaje - nie trafiły tam ze względu na chęć wyjaśnienia nieprawidłowości.
Kto miesza?
- Czy ktoś "miesza" wokół wojsk specjalnych? Nie mam takiej wiedzy, ale jestem przekonany, że jeżeli "ktoś" taki istnieje, to jego intencją z pewnością nie jest pełne i rzetelne wyjaśnienie sprawy - powiedział Wirtualnej Polsce rzecznik Wojsk Specjalnych ppłk Ryszard Jankowski.
- Mam wrażenie, że niektórych, spośród tych, którzy odeszli z GROM-u, dopadła choroba, którą psychiatrzy nazywają "zastępczym zespołem Muenhausena". Matka podtruwa swe dziecko, by móc się nim bardziej opiekować, by pokazać, jak bardzo je kocha - analizuje Rybak.
Wszyscy nasi rozmówcy są zgodni: najbardziej tracą na tym żołnierze. Cierpi wizerunek jednostki, o której przez długie lata mówiło się, że jest naszym "dobrem narodowym" na najwyższym światowym poziomie. - Żołnierze, którzy wracają z Afganistanu, są - mówiąc delikatnie - bardzo zirytowani tą sytuacją. Tracimy w oczach sojuszników. Jak w czasie planowania przyszłych operacji będziemy ich przekonywać, że GROM to światowa czołówka, skoro sami GROM-owcy obrzucają się błotem? Także terroryści dowiadują się, że w naszej czołowej jednostce specjalnej nie dzieje się dobrze. Na tę historię trzeba spojrzeć szerzej niż tylko jak na kłótnię kilku ludzi i przeanalizować ją na wielu poziomach - zaznacza Rybak.
- Samo zjawisko rozstrzygania swoich problemów przez niektóre osoby poprzez media jest dla nas przykre i niebezpieczne. To nie powinno mieć miejsca - dodaje ppłk Jankowski. Dowództwo Wojsk Specjalnych woli jednak komentować fakty, a nie plotki i insynuacje.
Medialna bitwa
Póki co fakty są takie, że GROM wraca z początkiem listopada pod finansową podległość do DWS-u - poinformował nieoficjalnie w ostatni piątek minister Klich (czytaj więcej!)
. Polskie DWS ma za cztery lata przejąć kierownictwo nad operacjami specjalnymi państw NATO. Wchodzi w kluczowy etap przygotowań do tej misji.
Czy zamieszanie odbija się na naszych wojskach? - zapytaliśmy DWS. - Cieszymy się ogromnym zaufaniem naszych sojuszników, osiągamy sukcesy podczas realizacji misji poza granicami kraju. GROM od lat stanowi markę rozpoznawalna na świecie, komandosi z 1 Pułku Specjalnego zbierają doskonałe recenzje w Afganistanie, Formoza zwiększa swój potencjał bojowy, powstała Jednostka Wsparcia Dowodzenia i Zabezpieczenia Wojsk Specjalnych. (...) Niedawno podpisaliśmy umowę bilateralną ze Stanami Zjednoczonymi, która ustanawia USA partnerem strategicznym dla polskich Wojsk Specjalnych. Dla wielu krajów stanowimy wzorzec budowy wojsk specjalnych. To jest ogromny dorobek, którego nie możemy zaprzepaścić - odpowiedział rzecznik.
Trzeba mieć nadzieję, że nasi komandosi nie polegną w medialnej bitwie rozgrywanej przed kamerami.
Paweł Orłowski, Wirtualna Polska