Gretkowska dla WP: promuję siebie, bo jestem kobietą
Czy ktoś nas nazwie 'radykalnymi feministkami', czy 'betonem katolickim', mamy to gdzieś, bo mamy jeden cel - poprawę sytuacji kobiet w Polsce - mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski przewodnicząca Partii Kobiet Manuela Gretkowska. Kobieta, pisarka, partnerka i matka apeluje na naszych stronach: Przestańmy obrzucać się słowami, bić pianę, zajmować się teorią.
19.03.2007 | aktual.: 23.06.2008 23:16
WP: Zazwyczaj zadawane jest Pani pytanie, po co w Polsce Partia Kobiet, a ja chciałabym zapytać, dlaczego partia, a nie organizacja kobieca?
Manuela Gretkowska: Chodzi o to, dlaczego jesteśmy partią polityczną? Dlatego, że interesy kobiet, ich potrzeby, stały się sprawą polityczną. To jest najprostsza odpowiedź. W parlamencie są dyskutowane sprawy kobiet bez ich wiedzy i od wielu lat bez ich wiedzy podejmowane są decyzje. Gdyby to szło w dobrą stronę, to nikt by się nie przejmował, ale to – dla kobiet – idzie w złą stronę. Odbierane są poszczególne prawa, manipuluje się przy interesach kobiet. Dochodzimy do sytuacji skrajnych, jak propozycje Giertycha. To jest chyba odwrót zdrowego rozsądku.
WP: Przecież również kobiety wybierają takich polityków, jak Roman Giertych, w pełni świadome, co reprezentują.
- Tak, wybierały, ale nadszedł moment, by kobiety i mężczyźni zdali sobie sprawę, że partie, które są w parlamencie, nie reprezentują ich interesów dotyczących potrzeb – reprezentują interesy ideologiczne. My nie mamy nic wspólnego z ideologią, jesteśmy partią potrzeb.
WP: Wchodząc do parlamentu będziecie Państwo uczestniczyć w życiu politycznym…
- Po to chcemy wejść do parlamentu. To jest element życia społecznego i kobiety mają w tym udział, płacąc podatki, będąc obywatelkami, tylko nie mają reprezentacji swoich interesów.
WP: …chodzi mi o to, że będziecie, poza kwestiami kobiecymi, musiały wypowiadać się również w np. kwestiach gospodarczych…
- Za tym pytaniem stoi myśl, że kobiety to się zajmują dziećmi, porodem, sobą. A czym jest zajmowanie się dziećmi i rodziną, jak zajmowaniem się całością społeczeństwa? Poza tym, kobiety są lepiej wykształcone od mężczyzn, bardziej przedsiębiorcze. Nie sądzę, by z Partii Kobiet był ktoś na niższym poziomie niż wicepremier Giertych, czy Lepper.
WP: Chodzi o to, że będąc w parlamencie będziecie, głosując nad ustawami, musiały przychylić się do jakiejś opcji politycznej.
- Jesteśmy na to przygotowani, będziemy udzielać głosów, ale nie wchodzić w koalicję. Każdy, kto będzie robił coś na korzyść kobiet, będzie miał nasze poparcie. Będziemy patrzeć na to pod kątem, jak to się ma w stosunku do praw, potrzeb i interesu kobiet, dzieci i rodzin. PiS zaproponował ostatnio program prorodzinny. Uważamy, że jest to doskonały i fantastyczny pomysł. Popieramy go.
WP: Będą takie dni, gdy posłowie będą np. głosowali nad uchwałą, czy Chrystus ma być patronem Polski…
- A czy możemy się teraz zająć tym, kto ma przywrócić Fundusz Alimentacyjny i jak nakarmić głodne dzieci? Nie ma żłobków, przedszkoli - to jest prawdziwy problem, a nie ideologiczne historyjki na temat Chrystusa. Myślę, że Chrystus jest wśród nas i tym Chrystusem powinniśmy się zająć, a nie patronem, emblematem. Równie dobrze możemy zająć się kwestią, czy wybudować na Antarktydzie schrony. Jeśli doszłoby do takiego głosowania, będziemy zajmować się tym pod kątem kobiet. Czy schrony na Antarktydzie to odpowiednio ulokowane pieniądze, które np. przydałyby się na komputeryzację szkół? Jeżeli ktoś uważa, że interesy kobiet nie są załatwiane tak, jak być powinny, a uważa to nawet ONZ – to nie jest nasza fanaberia – to powinien głosować na naszą partię. Bardzo dużo jest u nas kobiet, których mężowie, partnerzy należą do Platformy Obywatelskiej. Te panie mogłyby należeć do PO, ale nie chciały. Znają się na polityce, siłą rzeczy, uważają jednak, że dla nich opcją jest Partia Kobiet.
WP: Jak odbiera Pani wyniki sondaży, które w przypadku sondażu Wirtualnej Polski, dają Partii Kobiet 5-6% poparcie?
- Uważam, że to jest szansa. To nie jest fakt, że już wchodzimy do Sejmu, ale szansa, którą możemy rozwinąć – byłoby to doskonałe – ale możemy też stracić. Gdyby notowania były gorsze, też nie byłoby czym się przejmować, bo wiemy co chcemy i wiemy, że musimy ciężko pracować, by to osiągnąć. Wybory są za 2,5 roku i do tego czasu dużo się może zdarzyć. WP: Co, jak nie dostaniecie się do parlamentu? Czy jest „Plan B”?
- Nie myślimy o takiej możliwości, bo mamy cel dostać się do Sejmu. Gdyby okazało się, że nie, czy to znaczy, że interes kobiet nie powinien być reprezentowany i że mamy odpuścić? Nie! To by znaczyło, że musimy działać inaczej, zorganizować się inaczej. Ale o tym nawet nie myślimy teraz.
WP: Jednym z głównych zarzutów stawianych Partii Kobiet jest to, że to w gruncie rzeczy partia feministek, może nawet radykalnych. Jak Pani odbiera te zarzuty? Czy jest Pani feministką?
- Radykalne feministki podpisały się ostatnio pod apelem w „Gazecie Wyborczej”. Mnie wśród nich nie było. Natomiast każda osoba, mężczyzna, czy kobieta, która chce zmienić coś na korzyść kobiet, jest feministką. Przełóżmy to na polski – co to jest feminizm, to jest kobiecizm. Do kobiecizmu przyznają się zazwyczaj kobiety, bądź osoby popierające kobiety. Te osoby, które zarzucają partii feminizm, nich lepiej przyjrzą się sytuacji kobiet w Polsce, które nie mogą wrócić do pracy (po urlopie macierzyńskim)
, które dostają mniejsze emerytury. Nie zajmujemy się słowami, zajmujemy się działaniem. Czy ktoś nas nazwie 'radykalnymi feministkami', czy 'betonem katolickim', mamy to gdzieś, bo mamy jeden cel – działanie i działamy razem z feministkami i antyfeministkami. Przestańmy obrzucać się słowami, bić pianę, zajmować się teorią. To nie ma sensu. No chyba, że ktoś chce poświęcić swoje życie na dywagacje. Jak ktoś chce coś zrobić, a nie mleć jęzorem, to zapraszamy do działania.
WP: Podobno kwestia, której podjęcia się boicie, to kwestia aborcji.
- Nie wiem, czy nie będziemy podejmować. Jeżeli jednak mamy być silną partią, to z moich doświadczeń i obserwacji innych ruchów kobiecych, wynika, że to, co je rozbija to kwestia stosunku do aborcji. Polska jest krajem katolickim, podobno w 90%, jest ustrój demokratyczny. Kościół ma swoje poglądy, demokracja swoje. Jedno nie przystaje do drugiego. Jedne osoby są za aborcją, inne zdecydowanie przeciw. Jeżeli będziemy zajmować się tym problemem światopoglądowym, to zamienimy się w kółko filozoficzne, a nie partię. Nasza partia się tym nie zajmuje z tego powodu, że chce istnieć. Napisałyśmy w deklaracji: „Ręce precz od konstytucji!”. Konstytucję pisali ludzie światli, z wiedzą prawniczą, wiedząc, że pewne rzeczy można uregulować na poziomie prawa, nie trzeba dotykać konstytucji. Konstytucja jest hard diskiem i nie można tego dotykać, bo się rozreguluje społeczeństwo. Zresztą o to właśnie chodzi Giertychowi. Chcemy sprawdzić, czy ta ustawa (o ochronie życia) działa, a potem zapytać kobiety w partii, czy chcą
zostawić tę ustawę, czy ją zmienić. Nikt nie pyta o to kobiet – najbardziej zainteresowanych. Jakie zdanie będą miały w tej kwestii kobiety, takie będzie stanowisko partii.
WP: Czyli Partia Kobiet poparłaby przeprowadzenie referendum w sprawie dopuszczalności aborcji?
- Bardzo byśmy chciały referendum. W Portugalii, kraju bardzo katolickim, referendum nie wyszło z braku odpowiedniej liczby głosujących. Jednak ci, co zagłosowali, w 70% opowiedzieli się za wolnością wyboru. W Polsce mówi się, że nie ma „aborcji na życzenie”, przystanki autobusowe są „na życzenie”. Mówienie o tej decyzji kobiet w takim kontekście jest koszmarem, dehumanizacją. Nie znam kobiety, a znam kobiety, które z różnych powodów usunęły ciążę legalnie i nielegalnie, dla której byłaby to decyzja na życzenie, jak drugie danie.
WP: Ja znam przypadki kobiet, które traktowały aborcję jak sposób antykoncepcji.
- W Polsce być może było to traktowane jako sposób antykoncepcji, ale od tej pory dużo się zmieniło, jest oświata...
WP: Z tą oświatą w Polsce to chyba nie najlepiej...
- Dokładnie. Razem z jakąkolwiek ustawą antyaborcyjną powinna iść oświata i możliwość refundacji środków antykoncepcyjnych. Obecna ustawa, która nie zapewnia oświaty w kwestii antykoncepcji i bez możliwości dofinansowania środków antykoncepcyjnych, które są drogie, była kompromisem na jakichś warunkach, ale one nie są dotrzymywane. Mówię o oświacie i dostępności do środków antykoncepcyjnych.
WP: Minister Zdrowia twierdzi, że antykoncepcja nie może być dotowana, bo nie służy ratowaniu zdrowia i życia.
- Minister zdrowia także uważa, że niepłodność nie jest chorobą i schorzeniem, tylko prywatną inicjatywą. W Europie niepłodność uważana jest za schorzenie i państwo płaci za jej leczenie. To są prywatne poglądy ministra. Nasze poglądy i poglądy w Europie są nieco inne. To, co teraz robi (w kwestii aborcji) Roman Giertych jest ewidentną grą polityczną. Na pewno nie ma na myśli żadnych wartości oprócz polityki, a już na pewno nie dobra kobiet i dzieci. To jest przeciwko nam wszystkim. Kto ma na tym odnieść korzyść? Te siły, które chcą udupić Polskę, które chcą zrobić z niej państwo niewiarygodne, śmieszne, małe. Obraz Polski w Unii, to obraz przedstawiany w Parlamencie Europejskim przez Macieja Giertycha, który wywiesza na swoich oknach banery po angielsku i niemiecku: „Zwróćcie Niemcy nam pieniądze za to, co zrabowaliście”. Potem Giertych idzie do sekretariatu Parlamentu i żąda zwrotu kosztów za druk tych napisów. Oczywiście napisy zostają zdjęte, a Giertych dostaje naganę. Uważam, że ta działalność jest
antypolska, mówię o interesie Polski. Jest to przerażające. Wiadomo, że np. Rosji zależy na takim obrazie Polski. Efekt tych działań jest taki, że nasz głos w wielu ważnych kwestiach już jest pomijany. Będziemy izolowani w Unii Europejskiej jako kuriozum. Czechy – kraj od Polski o wiele mniejszy, ale o wiele bardziej wiarygodny - są zapraszane na różne konferencje w Parlamencie, a my nie. Tu nie chodzi o poglądy religijne, tu chodzi o interes Polski. WP: Słyszałam, że w Partii Kobiet pojawiają się zarzuty, że prorodzinny program PiS-u jest inspirowany programem waszej partii...
- Nagle w Polsce zrobiło się głośno w kwestiach kobiet. Prawda? To podobny efekt jak w Szwecji, gdzie samo zagrożenie powstaniem partii kobiet spowodowało zmiany. Takie zmiany będą też w Polsce. To nie są wszystkie nasze postulaty, nie pójdziemy do domu, mówić, że PiS załatwił za nas wszystko. Będziemy pilnować co będzie dalej w parlamencie z tymi deklaracjami.
WP: Może PiS chce w ten sposób przejąć Państwa elektorat?
- Jest mi to zupełnie obojętne. Jeśli przejmą elektorat oraz postulaty i je zrealizują, to chwała im za to.
WP: Może chcą tylko przejąć postulaty, a potem nie koniecznie je zrealizują?
- Po to jesteśmy, by tego pilnować. Będziemy patrzeć im na ręce. Nie rozwiążemy się z tego powodu, że ktoś przejął część postulatów, a inna partia przejmie następne. Natomiast jeśli będą te postulaty zrealizowane, to chwała za to. Nie będziemy nikogo szkalować, mówiąc, że nam coś zabrał. Jesteśmy nastawione na poprawę sytuacji kobiet. Będziemy pomagać wszystkim, który w realny sposób ją zmienią na lepsze.
WP: Teraz trwają zapisy członków do partii. Jak to idzie?
- Do tego stopnia prężnie, że jeszcze ja się nie zapisałam, bo nie mam czasu.
WP: Czyli nie jest jeszcze Pani członkiem swojej partii?
- Nie. Nie miałam na to czasu.
WP: W Newsweeku pojawił się niedawno artykuł m.in. na Pani temat z podtytułem: „Czego to człowiek nie zrobi, by sprzedać książkę”. Artykuł powtarza jeden z zarzutów, że Partia powstała po to, by promować Pani książkę.
- Gdybym nie pisała książek, tylko robiła coś innego, też pojawiłby się taki zarzut. Czy ja promuję książki? Ja promuję siebie, bo jestem kobietą. Chcę czuć się w tym kraju godna i wartościowa. Myślę, że osoby, które robią to tylko z powodów narcystycznych to, to widać. Jeśli jednak robi się to dla celu, to osoba znika. Ja mogę zniknąć, partia zostanie. Jeżeli ktoś pisze takie rzeczy, że poprawa naszego losu, praw jest robiona w tak niskich celach, to poniża kobiety. Jeżeli ONZ przesyła Polsce 40 punktów ws. zmiany sytuacji kobiet, a ta osoba uważa, że zmiana losu kobiet, to fanaberia pieprzniętej, narcystycznej artystki, to coś z nim jest nie w porządku. Takie pisanie jest uwłaczające dla wszystkich kobiet. Wiem, że to ma uderzyć we mnie, ma mnie zawstydzić. Według autora tego artykułu powinnam zapewne, pójść do partii i powiedzieć – „Zwijamy się! Książka dobrze się sprzedała, albo źle i zwijamy się ze straganem księgarskim”. Dla mnie to jeszcze jeden powód, dlaczego powinna istnieć Partia Kobiet jeżeli
ludziom przychodzą do głowy, w tragicznej sytuacji kobiet w Polsce, o które upomina się ONZ. Jestem kobietą, pisarką byłam i będę.
WP: Nie zrezygnuje Pani z kariery literackiej?
- Na razie jest to samobójstwo literackie, bo nie mogę pisać, ale nie rezygnuję z myślenia! Dla mnie pisanie było sposobem myślenia. Partia Kobiet jest dla mnie konsekwencją myślenia.
Nie wiem, co będzie. Chciałabym oddać władzę regionom. Teraz ciężko pracujemy nad stworzeniem silnej partii. Kiedy stworzymy mocne regiony, kobiety będą działały same, ja nie będę potrzebna i chcę do tego doprowadzić. Dlatego teraz nie śpię, jeżdżę, trochę rujnuję sobie życie. Chcemy to zrobić, za własne pieniądze – wzięłam kredyt, nie mamy jeszcze ani złotówki. Chcę to zrobić jako pieprznięta artystka. Jak to będzie zrobione, będę mogła odejść.
* Z Manuelą Gretkowską, przewodniczącą Partii Kobiet, rozmawiała Sylwia Miszczak, Wirtualna Polska*