Grecy po pożarach nie zapominają o czworonogach. Tak wygląda miłość
Przed spalonym domem Giorgiosa krzątają się ludzie. Wynoszą resztki dobytku. Ratują ile się da z dorobku jego życia. Między nogami kręci się nieduży, brudny od sadzy pies. To jeden z ocalałych z burzy ognia, która zniszczyła greckie Mati.
- Zobacz, to jest Fluffy. Nie wiemy jak, ale przeżył – mówi mi Sofia, wnuczka Giorgiosa. – Jest cały i zdrowy, a do tego przeżyła też jego "dziewczyna". Żebyś tylko widział, jak się cieszył na widok ojca, gry wróciliśmy do domu! – dodaje.
Tak wygląda okolica, w której jakimś cudem przeżył Fluffy
Nagle wszyscy na chwilę zostawiają pracę, zdejmują rękawiczki ochronne i zajmują się czworonożnym przyjacielem. Ktoś podaje mu kubek z wody. Fluffy nie jest "członkiem rodziny", ale jest swój. Stanowi część normalnego życia sprzed tragicznego pożaru.
- On jest taki mądry – dodaje dziewczyna. – Zresztą, gdyby nie był, to by przecież nie przeżył. Tu wszystko jest spalone.
- Grecy kochają zwierzęta – mówi Aleksandra Osa, malarka mieszkająca w Grecji. – Nie znam nikogo, kto nie miałby w domu psa albo kota. Jest tu też bardzo dużo psów bezdomnych, którymi wszyscy się opiekują. To taka komuna – dodaje.
Chodząc po zdewastowanych ulicach Mati, zwróciłem uwagę na kupki karmy i miski z wodą wystawione wprost na chodnikach przed ocalałymi domami. Zaraz po sprawdzeniu, czy wszyscy bliscy żyją, Grecy zaczęli myśleć o wspólnych czworonogach, którymi się opiekują.
Według greckich władz liczba ofiar burzy ognia, która przetoczyła się przez Mati, wzrosła do 80. Nadal jest wielu zaginionych. Powstała nawet specjalna strona internetowa, na której ludzie sami poszukują swoich bliskich. Jest tam już 29 nazwisk i zdjęć.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl