PolskaGorzkie piekło Jana Miodka

Gorzkie piekło Jana Miodka

Reżyser oskarża wrocławskiego językoznawcę o współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. – Był wśród informatorów policji w Polsce Ludowej – powiedział o prof. Janie Miodku w Radiu Wrocław reżyser Grzegorz Braun. Profesor twierdzi, że ma czyste sumienie.

Gorzkie piekło Jana Miodka

23.04.2007 | aktual.: 23.04.2007 13:48

Braun w audycji porannej stwierdził, że ktoś z taką przeszłością nie może jako osoba publiczna mówić, jakie moralne skrupuły wywołuje lustracja. Miesiąc temu prof. Miodek w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" jako dyrektor Instytutu Filologii Polskiej UWr opowiedział się przeciw lustracji. I dodał, że liczy na solidarność uczelnianych kolegów.

– Wszedłem w posiadanie takiej informacji, więc podzieliłem się nią. Stwierdziłem, że jest istotna dla opinii publicznej – tłumaczył nam reżyser. – Ludzie nie mogą być manipulowani przez osoby cieszące się powszechnym szacunkiem. Proszę zapytać Leona Kieresa, byłego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, dlaczego wziął udział w aferze zatajania dokumentów ze zbioru zastrzeżonego.

– Po powrocie ze stypendium w Niemczech opowiadałem milicjantom, ilu miałem studentów, i tym podobne, a oni to pisali – profesor Jan Miodek opowiadał wczoraj o swoich rozmowach ze służbami PRL. – A potem, żeby to się już skończyło, podpisałem – i to doskonale pamiętam – protokół rozmowy. Nigdy w rozmowie nawet ćwierćsłowem nie padło: "My na pana liczymy", "Pan tu z nami...". A już honorarium to jakaś ponura groteska. Nie mam sobie nic do zarzucenia ani nie czuję wobec kogokolwiek żadnych wyrzutów sumienia.

Braun odmówił odpowiedzi na pytanie, skąd miał informację o rzekomej współpracy prof. Miodka z SB. Nie chciał też powiedzieć, od kiedy o tym wie i czy widział dowód takiej współpracy. – Co i przed kim miałbym zatajać? – zastanawia się Leon Kieres. Dodaje, że nie potrafi odpowiedzieć, czy w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej są dokumenty obciążające prof. Miodka. – Pan Braun jest jednym z moich zaciekłych krytyków, który nie może się pogodzić z tym, że IPN w ogóle powstał i udostępnia dokumenty według określonych procedur. Nigdy nie ugiąłem się przed tego rodzaju pomówieniami i tak będzie także tym razem – dodaje prof. Kieres. I podkreśla, że należałoby się zastanowić, gdzie i w jaki sposób Braun dotarł do dokumentów.

Skąd wziął dokumenty?

Andrzej Arseniuk z biura IPN w Warszawie, pytany o dostępność do dokumentów ze zbioru zastrzeżonego, mówi krótko: – To niemożliwe. Nie wykluczył też, że reżyser, który poinformował, iż prof. Jan Miodek był tajnym współpracownikiem SB, będzie musiał się wytłumaczyć, na jakiej podstawie opiera to stwierdzenie. Zbiór zastrzeżony IPN – w którym na wniosek obecnych szefów służb specjalnych znajdują się akta tajne ze względu na dzisiejsze interesy państwa – nie jest ujawniany przez IPN na ogólnych zasadach. Podlega on – jak mówi ustawa – "szczególnej ochronie". Dostęp do niego mają wyłącznie prezes IPN oraz upełnomocnieni przedstawiciele służb specjalnych RP. Włodzimierz Suleja, szef wrocławskiego oddziału IPN, twierdzi, że we Wrocławiu nie ma dokumentów dotyczących prof. Miodka. – Dlatego nie mogę tej sprawy komentować. Nie wiem, skąd pan Braun ma takie informacje. Ale jeżeli to już powiedział, powinien pokazać dowody – uważa. Czy doniesienia na prof. Miodka mogą wpłynąć na jego autorytet? – Mogłyby, gdyby były
prawdziwe. Dopóki nie ma dowodów, traktuję je jako pomówienia – zaznacza Suleja. Oburzeni oskarżeniami

Leszek Pacholski, rektor Uniwersytetu Wrocławskiego, powiedział nam, że nie zamierza podejmować żadnych kroków służbowych wobec prof. Miodka, bo wiadomość o rzekomej współpracy nie jest jeszcze potwierdzona. – Skąd pan Braun o tym wie? – pytał Pacholski. – Dopóki nie ma dowodów, nie ma o czym rozmawiać. To oburzające, że można, ot tak, rzucić oskarżenie pod adresem zasłużonego naukowca. Władze uczelni wystosowały komunikat, z którego wynika, że z prof. Miodkiem co najmniej pięć razy w latach 70. i 80. kontaktowali się oficerowie Służby Bezpieczeństwa.

– Jak idiota podpisałem protokół takiej jednej rozmowy, ale nie mam nikogo na sumieniu – zastrzegał prof. Miodek w rozmowie z Radiem Wrocław. – A teraz zaczyna się moje piekło – dodał.

Labuda: to obrzydliwe pomówienia

Profesor Aleksander Labuda, który jako jeden z pierwszych pracowników naukowych Uniwersytetu Wrocławskiego postanowił nie składać oświadczenia lustracyjnego, nazywa podobne oskarżenia obrzydliwym pomówieniem. – Rzucić w eter kilka słów bez żadnego dowodu i pójść na śniadanie, to łajdactwo, którego nie pojmuję. Jestem głęboko przekonany, że profesor Miodek nie był donosicielem. To jasno wynika z jego dzisiejszego dementi. Zarzut pana Brauna musiał mu sprawić wielki ból – powiedział. Podobnego zdania są inni pracownicy uczelni. – Tylko na moim wydziale sześciu naukowców nie odebrało oświadczeń lustracyjnych – tłumaczy prof. Wiesław Fałtynowicz, dziekan Wydziału Nauk Biologicznych UWr. – Sam od początku protestowałem przeciwko obecnej formie lustracji, także dlatego, że obawiałem się takiej nagonki.

Frasyniuk: gorsi od stalinowców

Władysław Frasyniuk broni prof. Miodka. – Nigdy nie padł nawet cień podejrzenia na rodzinę Miodków, a przecież profesor i jego żona współpracowali z podziemiem – zapewnia opozycjonista z czasów komuny. – To okropne, że IV RP jest gorsza od czasów stalinowskich. To potworne, że ktoś bezkarnie opluwa symbol Wrocławia. Wspaniałego człowieka. Gdyby prof. Miodek w odpowiedzi na oskarżenia powiedział: „Pocałujcie mnie w dupę”, to nic by mu nie zrobili, bo na niego nie ma żadnego – podkreślam – żadnego kwitu. On jest jednak zbyt wielkodusznym człowiekiem, by tak zareagować – dodaje wzburzony. Według Frasyniuka, to, co podpisał Miodek, podpisali prawie wszyscy w tamtych czasach.

Janusz Degler, profesor, filolog z Uniwersytetu Wrocławskiego, skomentował krótko: – Mam wrażenie, że to, co się dziś dzieje w naszym kraju, przypomina zbiorowe szaleństwo – powiedział. – Młodzi na podstawie jakichś świstków wyprodukowanych przez UB, nie znając realiów tamtej epoki, osądzają ludzi godnych najwyższego szacunku, zasłużonych dla Polski, dla naszej kultury i nauki. Ktoś trafnie zauważył, że są to kundelki, które czerpią satysfakcję i perwersyjną przyjemność, że mogą obsikać pomnik. Żal mi ich.

Młodzi z profesorem

– Wspaniały człowiek – mówi o prof. Janie Miodku Magdalena Lisowska, która ukończyła właśnie polonistykę na Uniwersytecie Wrocławskim. – Te oskarżenia nie podważą jego autorytetu językoznawcy i bardzo dobrego wykładowcy. Dawid Janiuś, student II roku polonistyki UWr, miał zajęcia z Janem Miodkiem. – Dla mnie nie ma znaczenia to, co profesor robił przed rokiem 1989, bo jest świetnym językoznawcą. Nie wierzę, że był donosicielem. Jeżeli coś podpisał, to dlatego, żeby mieć spokój z SB. Na pewno nie przekazał informacji, które SB mogłoby wykorzystać – skomentował student. Komunikat władz Uniwersytetu Wrocławskiego

1. W 1975 r. przed wyjazdem służbowym do Münster prof. Jan Miodek został wezwany na rutynową rozmowę ostrzegawczą.

2. Po powrocie z Niemiec w 1977 r. był wzywany dwukrotnie. Pytano go o przebieg pobytu. Udzielił ogólnych odpowiedzi. Za drugim razem podpisał też protokół rozmowy.

3. W stanie wojennym usiłowano bezskutecznie uzyskać od niego ekspertyzę językową dotyczącą ulotki.

4. W 1984 r. pytano go o kontakty z zagranicznymi dziennikarzami. Ponieważ nie udzielił żadnych informacji o korespondencie, którym interesowała się SB, został „ukarany” odmową wydania paszportu.

Zbiór zastrzeżony IPN

Zgodnie z ustawą o IPN, w zbiorze zastrzeżonym znajdują się archiwa służb specjalnych PRL, które na wniosek obecnych szefów służb specjalnych nie byłyby ujawniane na ogólnych zasadach. Gdy jest to konieczne dla bezpieczeństwa państwa, szef Agencji Wywiadu może zastrzec, na czas określony, że do części dokumentów nie może mieć dostępu żadna inna osoba poza wyznaczonymi przez niego przedstawicielami. Zastrzeżenie nie ogranicza uprawnień sądu w postępowaniu lustracyjnym i uprawnień Rzecznika Interesu Publicznego. Zastrzeżenie jest objęte tajemnicą państwową. Zastrzeżenie dostępu do określonych dokumentów zatwierdza lub uchyla Prezes IPN na wniosek Szefa Agencji Wywiadu. Prezes IPN może jednak nie zgodzić się z propozycją służb specjalnych, by umieścić dany dokument w tym zbiorze. Zbiór zastrzeżony to tylko mniej więcej 2 promile ogólnego zasobu archiwalnego IPN, który liczy dziś w sumie ok. 80 km bieżących akt.

Ustawa przed trybunałem

Janusz Kochanowski, Rzecznik Praw Obywatelskich, zaskarżył właśnie do Trybunału Konstytucyjnego ustawę lustracyjną. – RPO nie może akceptować przepisów ustawy lustracyjnej o ujawnieniu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944-1990 i treści tych dokumentów, które nie pozostają w zgodzie z zasadami demokratycznego państwa prawa – czytamy.

Anna Gabińska, kak, luk, mc, jew, kh

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)