Gorąco w USA. Tomasz Płudowski: Stany Zjednoczone zaprzepaściły wizerunek kraju racjonalnego
USA. Zwolennicy Donalda Trumpa zebrali się przed Kapitolem, który miał zatwierdzić wyborczą wygraną Joe Bidena. Jest niebezpiecznie. O komentarz na gorąco poprosiliśmy Tomasza Płudowskiego. Według eksperta odpowiedzialność za to, co dzieje się w Waszyngtonie, ponosi jedna osoba.
Anna Kozińska, Wirtualna Polska: Zgadza się pan z tymi, którzy wieszczą koniec demokracji w USA?
Dr Tomasz Płudowski, amerykanista i medioznawca: Nie powiedziałbym, że mamy do czynienia z upadkiem, natomiast jest to proces, który się toczy. Demokracja amerykańska jeszcze nie upadła, ale można powiedzieć, że podupadła w ciągu tych czterech lat. Na pewno Stany Zjednoczone zaprzepaściły wizerunek kraju przewidywalnego, racjonalnego, rządzącego się procedurami. Kraju, w którym przegrany w sposób elegancki, demokratyczny uznaje zwycięstwo konkurenta i mu gratuluje w noc wyborczą, zanim jeszcze odbędzie się głosowanie elektorów.
Za to wszystko odpowiada Trump?
Zdecydowanie to odpowiedzialność jednoosobowa. Oczywiście też różni członkowie partii republikańskiej stopniowo ulegali Trumpowi dlatego, że on miał klucz do wyborców republikańskich. On był osobą z zewnątrz, która tę partię przejęła. I wygrała prawybory w sposób jak najbardziej demokratyczny, aczkolwiek skrajnie populistyczny.
To, co się dzieje teraz, dzisiaj się skończy, czy będziemy mieć do czynienia z eskalacją złości przez dłuższy czas?
Wątpię, żeby Trump uznał zwycięstwo Bidena, on będzie w to brnął. I te emocje rozhuśtane, nawet jeśli one się uspokoją czasowo, to i tak w elektoracie, przynajmniej w połowie elektoratu partii republikańskiej, pozostanie poczucie zdrady, oszustwa, złamania zasad demokratycznych, które jest całkowicie nieuprawnione i którego nie popierają inni republikanie, czyli wiceprezydent czy lider większości w senacie. To jest kolejny dowód na to, że Trump jest właściwie jedyną odpowiedzialną osobą (poza jedenastoma senatorami, którzy go popierają, ale mają w tym własne plany polityczne).
Czy Polska powinna zareagować na to, co się dzieje?
To sprawa wewnętrzna Stanów Zjednoczonych, ale z konsekwencjami międzynarodowymi. Należy wyrazić zaniepokojenie i powołać się na wspólne wartości, np. rządy prawa. Na pewno nie należy zaogniać sytuacji ani w dyplomacji bezpośrednio oceniać prezydenta Trumpa, choćby cisnęły się na usta słowa nieparlamentarne.