Gołota walczy w sądzie
Przed Sądem Rejonowym w Sopocie rozpoczął się w czwartek proces przeciwko Andrzejowi Gołocie, oskarżonemu o pobicie mężczyzny przed jednym z hoteli w Sopocie. Znanemu bokserowi grozi od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia.
Jak ustalono podczas śledztwa 18 października ub.r. ok. godz. szóstej rano Gołota kilkakrotnie uderzył znajdującego się w taksówce Jarosława T. pięściami w głowę, a także go kopnął. 41-letni producent reklam z Warszawy m.in. ze wstrząśnieniem pnia mózgu trafił do szpitala. Według prokuratury, w następstwie tego "pokrzywdzony doznał obrażeń naruszających czynności narządów ciała, na czas powyżej siedmiu dni".
Bokser w czwartek nie przyznał się do pobicia i spowodowania dotkliwych obrażeń u Jarosława T. Odpowiadał z wolnej stopy, bowiem po postawieniu zarzutów sąd nakazał mu wpłacenie 30 tys. zł kaucji.
Przedstawiając swoją wersję wydarzeń, Gołota powiedział, że kiedy przyjechał pod hotel ze swoim kierowcą, na podjeździe stała taksówka, która uniemożliwiała wjazd pod wejście i zaparkowanie jego auta. Dodał, że po kilku minutach oczekiwania wyszedł z samochodu i zapytał taksówkarza, czemu nie odjeżdża.
"Taksówkarz pokazywał, że w samochodzie coś się dzieje. Podszedłem i zobaczyłem pasażera. Leżał, a głowę miał na siedzeniu kierowcy. Kiedy się schyliłem, zostałem kopnięty w twarz. To był celny cios. Po kopnięciu miałem od wewnątrz rozciętą wargę i dziąsło" - mówił Gołota.
Wyjaśnił, że pod wpływem odruchu "wpadł" do taksówki i chciał uderzyć Jarosława T. "Chciałem mu oddać tym, czym mnie ‘poczęstował’ " - stwierdził Gołota.
Jednak nie miał możliwości uderzenia mężczyzny, bo w taksówce było mało miejsca, a Jarosław T. wierzgał nogami. Według Gołoty, żaden z kilku razów, które próbował zadać, nie dosięgnął twarzy pokrzywdzonego. "Trafiłem go może raz w nogę(...) Zniszczyłem taksometr i coś jeszcze" - powiedział.
Według jego relacji, po tym został odciągnięty od taksówki przez swojego kierowcę i poszedł do hotelu. Po ok. pół godzinie, wychodząc z pokoju, widział w hallu przy recepcji leżącego człowieka z obrażeniami głowy, ale nie wie, czy był to pokrzywdzony. Miał słyszeć, jak leżący kopał policjanta i kogoś z ochrony.
Sędzia wypytywał Gołotę o jego wyjaśnienia złożone przed policją i prokuratorem tuż po zatrzymaniu. Miał on wtedy m.in. powiedzieć, że: "dał mu dwa, trzy uderzenia".
Bokser w czwartek wyjaśniał, że nie pamięta tego, co jest w protokole, bo był wtedy zmęczony i niewyspany. Wykluczył, że zadał razy. Tłumaczył, że za uderzenie przyjął wyprowadzenie ciosu.
Zeznający przed sądem Jarosław T. zaprzeczył, że pierwszy zaatakował Gołotę. Według niego, to bokser po utarczkach słownych wymierzył mu cios, kiedy siedział jeszcze w taksówce.
"Pamiętam, że zostałem uderzony w twarz. Przypominam sobie, że krzyczałem do kolegi, który siedział w taksówce, żeby wezwał pomoc. Dalej trudno mi powiedzieć co się działo, a co później zostało mi zrelacjonowane. Możliwe, że gdy się broniłem, leżąc w taksówce, kopnąłem Andrzeja Gołotę" - stwierdził.
Obaj mężczyźni przyznali, że przed incydentem pili alkohol. Podczas składania wyjaśnień Gołota stwierdził, że mimo iż nie czuje się winny, próbował dogadać się z pokrzywdzonym. Nie doszło do tego, bowiem pełnomocnik Jarosława T. miał zażądać 100 tys. USD, a jego na to nie stać. W przerwie rozprawy powiedział dziennikarzom, że mógłby zaoferować 10-20 tys. zł. (reb)