Świat"Gołąb" czy "jastrząb"? Kim naprawdę jest nowy prezydent Iranu Hasan Rowhani?

"Gołąb" czy "jastrząb"? Kim naprawdę jest nowy prezydent Iranu Hasan Rowhani?

3 sierpnia Hasan Rowhani oficjalnie zacznie pełnić urząd prezydenta Iranu. Wybór "umiarkowanego" duchownego został przyjęty na Zachodzie z niekłamaną radością. Wielu komentatorów wyrażało otwarty zachwyt, a część sceny politycznej po cichu liczy na przełom w stosunkach z Iranem i zatrzymanie programu nuklearnego Teheranu. Czy Rowhani rzeczywiście jest takim "gołębiem", jakim chcą go widzieć zagraniczne media i politycy? Czy może Zachód uległ złudzeniu i najzwyczajniej dał się zwieść łagodnemu wizerunkowi prezydenta elekta?

"Gołąb" czy "jastrząb"? Kim naprawdę jest nowy prezydent Iranu Hasan Rowhani?
Źródło zdjęć: © AFP | Behrouz Mehri

05.07.2013 | aktual.: 05.07.2013 10:51

Zwycięzcą jedenastych w historii Islamskiej Republiki Iranu wyborów prezydenckich został Hasan Rowhani - szyicki duchowny (nosi tytuł mudżtahida - sędziego w prawie szariackim), polityk o sporym doświadczeniu i dorobku, powszechnie (i w kraju, i na Zachodzie) uważany za "umiarkowanego".

Powyborcze komentarze i analizy, szczególnie te wygłaszane przez media i ekspertów zachodnich, pełne są zachwytów nad wynikiem irańskiej elekcji. Dominuje w nich ton nadziei na przełom na irańskiej scenie politycznej i na nową jakość w patowej dotychczas sytuacji wokół irańskiego programu nuklearnego. Czytając i słuchając tych komentarzy, można odnieść wrażenie, że w Iranie doszło nie wiadomo kiedy i jak do nowej rewolucji, tym razem bezkrwawej, w wyniku której ortodoksyjny reżim religijny został zastąpiony światłymi, rozumiejącymi rzeczywistość międzynarodową, nowymi elitami.

Niestety, nic bardziej mylnego! Ani Hasan Rowhani nie jest rewolucjonistą, ani też absolutnie nie ma zamiaru (on sam i jego zaplecze polityczne) dokonywać żadnej rewolucji. W istocie w Iranie nikt spośród tzw. reformatorów nie ma nawet zamiaru domagać się jakichkolwiek daleko idących zmian o substancjonalnym, ustrojowym charakterze.

Co więcej, również zdecydowana większość z głosujących na Rowhaniego w niedawnych wyborach nie kierowała się chęcią wywołania jakichś rewolucyjnych zmian w wewnętrznej polityce państwa irańskiego (a tym bardziej dążeniem do zmiany jego ustroju).

Teokracja zamiast demokracji

Na Zachodzie wciąż, po tylu latach, niemal nikt nie rozumie, że akceptacja dla ustroju teokratycznego jako takiego jest w Iranie niemalże powszechna - nawet w tzw. liberalnych kręgach dobrze sytuowanych mieszczan z północnych dzielnic Teheranu. Jeśli są jakieś sprzeciwy, protesty i opozycja, to głównie wobec "wypaczeń systemu", a nie wobec samego ustroju. Niechęć do systemu jako takiego oczywiście istnieje, jest jednak w gruncie rzeczy marginalna - nie przekracza kilku procent populacji.

Słynna "Zielona Rewolucja" z 2009 roku, po poprzednich wyborach prezydenckich, była na Zachodzie przedstawiana jako fala społecznych protestów antysystemowych. Tymczasem większości protestujących - także ówczesnym liderom opozycji: Mahdiemu Karroubiemu i Mirowi Hosejnowi Musawiemu - chodziło o powrót do korzeni islamskiego ustroju, jasno sprecyzowanych przez ajatollaha Ruhollaha Chomeiniego u zarania rewolucji irańskiej.

Warto byłoby wreszcie zrozumieć, że tzw. demokratyczna i prozachodnia opozycja w Iranie praktycznie nie istnieje, a ta opozycja, która od czasu do czasu daje o sobie znać i wyprowadza ludzi na ulice, ma w istocie charakter wewnątrzsystemowy, a nie antysystemowy. Opozycjonistom irańskim nie chodzi o obalenie teokracji, ale o jej odnowienie moralne, społeczne i polityczne; innymi słowy - o zaprowadzenie rządów "islamu z ludzką twarzą".

Najpierw ajatollah, później prezydent

Hasan Rowhani doskonale wpisuje się w ten schemat. Związany ściśle od wielu dekad z irańską polityką najwyższego szczebla, tym bardziej na starość nie jest dziś żadnym rewolucjonistą. Jest pragmatykiem do szpiku kości, doświadczonym graczem politycznym, umiejętnie rozgrywającym skomplikowane układy i koterie w łonie elit irańskich. Graczem, który cierpliwie czekał na swą okazję do wybicia się na nominalnie najwyższe obieralne stanowisko w państwie irańskim. Problem w tym, że stanowisko to - prezydent IRI i równocześnie szef rządu - ma swe bardzo konkretne ograniczenia ustrojowe i systemowe, przede wszystkim dotyczące kompetencji w zakresie polityki zagranicznej, bezpieczeństwa i spraw religijnych.

Obraz
© Dawny ośrodek nuklearny w Teheranie (fot. AFP/ABC News)

Głową państwa irańskiego jest bowiem Rahbar - Najwyższy Przywódca (ajatollah Ali Chamenei), który decyduje o wszystkim, co się w nim dzieje, a zwłaszcza o sprawach fundamentalnych dla funkcjonowania państwa: kwestiach polityki międzynarodowej, sprawach bezpieczeństwa wewnętrznego i międzynarodowego oraz o interpretacji poszczególnych problemów w świetle ich zgodności (lub nie) z ortodoksją szyickiego islamu. W tym układzie to Ali Chamenei jest dożywotnim liderem Iranu - poszczególni prezydenci, o kadencyjnym czasie trwania ich aktywności, to w gruncie rzeczy figuranci i przysłowiowe "zderzaki".

W tym sensie nawet najbardziej umiarkowany, liberalnie nastawiony (lub raczej - postrzegany na zewnątrz jako liberał) polityk na stanowisku prezydenta IRI może zdziałać tylko tyle, na ile pozwoli mu Rahbar.

Poprzedni prezydent, Mahmud Ahmadineżad, próbował w czasie swojej drugiej kadencji nieco poszerzyć zakres wpływów i odpowiedzialności urzędu prezydenckiego za państwo, "falandyzując prawo" konstytucyjne - ale bardzo szybko znalazł się w ostrym konflikcie z Rahbarem i konserwatywnymi duchownymi. W ostateczności spór ten zakończył się dla obozu Ahmadineżada klęską, przyczyniając się zresztą do zwycięstwa Rowhaniego w wyborach prezydenckich.

W Iranie bez zmian?

Czy wybór Hasana Rowhaniego może faktycznie coś zmienić w irańskiej polityce i w sytuacji Iranu na arenie międzynarodowej? Czy rzeczywiście pojawiły się wraz z wyborem nowego prezydenta szanse na jakiś przełom, np. w kwestii irańskiego programu nuklearnego lub wojny w Syrii? Wydaje się to mało prawdopodobne.

Z jednej strony, Rowhani całkowicie akceptuje najważniejsze filary irańskiej strategii politycznej wobec regionu i główne wytyczne polityki zagranicznej islamskiej republiki. I nie może być inaczej - wszak Rahbar czuwa! Z drugiej strony, irańska polityka międzynarodowa od dekad cechuje się podziwu (i pozazdroszczenia!) godną spójnością i trwałością, niezależnie od zmieniających się liderów, prezydentów i rządów. Od ponad 30 lat kolejne ekipy realizują te same cele i założenia, i można mieć pewność, że i za rządów Hasana Rowhaniego nic się tu nie zmieni.

To, co może ulec obecnie zmianie, to sposób (forma) uprawiania irańskiej polityki, dążenia do realizacji strategicznych celów. Za czasów Ahmadineżada, przez osiem ostatnich lat, było wyjątkowo przaśnie, szorstko, a czasami i brutalnie (a nawet chamsko). Teraz, za kadencji Rowhaniego, będzie najpewniej dużo bardziej słodko, ckliwie i różowo.

Zachód da się oszukać?

Co jednak absolutnie nie znaczy, że Iran zmieni nagle swe cele strategiczne i zrezygnuje z imponderabiliów, do których dąży od trzech dekad. Z takich fundamentalnych wyznaczników, filarów własnej strategii politycznej i fundamentów geopolityki, nie rezygnuje się z dnia na dzień tylko dlatego, że nowy prezydent jest postrzegany za granicą jako "reformator" i umiarkowany pragmatyk. Pytaniem bez odpowiedzi pozostaje, czy Zachód da się "złapać" na tę zmianę formy w irańskiej narracji? Moim zdaniem, tak. Kupimy to z chęcią, jako ersatz faktycznych, konkretnych zmian strategicznych i będziemy się mamić złudzeniami o "nowej jakości" w irańskiej polityce. Dopóki Teheran nie zaskoczy nas czymś brutalnym, jak np. próbą swojej bomby atomowej gdzieś na bezdrożach Dasht-e Kavir (Pustyni Słonej) w środkowym Iranie…

Podobnie będzie z kwestią syryjską. Dla reżimu ajatollahów dalsze funkcjonowanie w Damaszku rządów Baszara al-Asada to sprawa o fundamentalnym znaczeniu dla przyszłości Iranu i jego interesów w regionie bliskowschodnim. Porównując, to trochę tak, jak dla Moskwy żywotne znaczenie ma kwestia strategicznego podporządkowania Ukrainy (tego odwiecznego "spichlerza Rosji") - bez Kijowa Rosja nigdy nie będzie mocarstwem…

Z Iranem i Syrią jest dokładnie tak samo, geopolityka ma swoje żelazne prawa i reguły gry, niezależnie od regionu świata i czasu. Hasan Rowhani, jako "polityczne dziecko" Islamskiej Republiki Iranu, nie będzie nawet próbował dokonywać zmian w strategii Teheranu wobec konfliktu syryjskiego.

Z całą pewnością będzie jednak starał się prowadzić tę samą co dotychczas politykę w nieco bardziej subtelny sposób - z większą dozą dyplomatycznej gracji, uśmiechów i działań w białych rękawiczkach. Efekt będzie jednak ten sam - tysiące irańskich żołnierzy z Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (Pasdaran) i członków paramilitarnej formacji Basidż-e Mostazafin nadal będzie zaangażowanych na terenie Syrii w walki z rebelią sunnicką, a Teheran wciąż będzie pompował miliony dolarów miesięcznie w pomoc dla reżimu al-Asada.

Rowhani kontra Siwiec

Jako zapewne jeden z niewielu polskich ekspertów i analityków, miałem okazję i przyjemność poznać Hasana Rowhaniego osobiście i uczestniczyć w rozmowie z nim, gdy przebywał w czerwcu 2004 roku w Polsce na zaproszenie ówczesnego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, ministra Marka Siwca. Rowahani był wtedy sekretarzem (czyli szefem) irańskiej Najwyższej Rady Bezpieczeństwa Narodowego, odpowiednika BBN, a jednocześnie negocjatorem z ramienia Teheranu z państwami zachodnimi w kwestii irańskiego programu atomowego.

Rozmowy w BBN miały dotyczyć głównie ram i zakresu planowanej formalnej współpracy między Biurem a jego irańskim odpowiednikiem (do czego ostatecznie nie doszło wskutek "interwencji" ambasad Izraela i USA w Warszawie), ale od razu zeszły na najważniejszy wówczas (a także i dzisiaj) temat - czyli irański program nuklearny. Rowhani dał się wtedy poznać jako niezwykle miły, spokojny i wyważony - ale jednocześnie bardzo twardy i bezkompromisowy! - partner w dyskusji. Po kilkugodzinnej debacie z irańską delegacją na argumenty i oratorskie popisy, minister Siwiec musiał uznać się ostatecznie za pokonanego, co nie zdarzało się często.

Gdy przywołuję w pamięci obraz tamtego spotkania sprzed dziewięciu lat z delegacją irańską pod przewodnictwem Rowhaniego, to jestem w stanie wyobrazić sobie, jak będą przebiegały jego rozmowy z możnymi tego świata dzisiaj, gdy polityk ten ma jeszcze większe doświadczenie, a za sobą - jako prezydent IRI - całą potęgę doskonałej perskiej dyplomacji. W tym właśnie tkwi najważniejsza siła nowego lokatora pałacu prezydenckiego Saad’abad w Teheranie.

Tomasz Otłowski dla Wirtualnej Polski

Tytuł, lead i śródtytułu pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)