Głos związkowców nie jest głosem górników
Kompania Węglowa chce zamknąć cztery
kopalnie. Ich likwidacji można by uniknąć, gdyby górnicy
zrezygnowali ze specjalnych przywilejów: czternastych pensji i
części tzw. barbórek - pisze w "GW" Piotr Purzyński. Górnicą są skłonni się na to zgodzić, ale górniczy związkowcy - nie.
11.10.2003 | aktual.: 11.10.2003 08:59
Związkowcy na te propozycję zareagowali gwałtownie: "Nie ma mowy!" - krzyknęli. I wywieźli wczoraj na taczkach rzecznika Kompanii Węglowej, który w telewizyjnym wywiadzie to im przypisał pomysł obcinania przywilejów.
Tyle że górnicy myślą inaczej niż związkowcy. Oni potrafią zrezygnować z przywilejów, żeby ratować swoje miejsca pracy. Udowodnili to kilka miesięcy temu pracownicy kopalni Bobrek, poświęcając tzw. bony żywnościowe na remont szybu. Podobnie myślą teraz górnicy ze skazanych na likwidacje kopalń Centrum i Rozbark, gdy deklarują, że zrezygnują z czternastych pensji, jeśli uratuje to ich kopalnie - podkreśla komentator "GW".
Związkowcy walczą o ciepłe posadki i dobre pensje. Górnicy - o chleb i możliwość utrzymania rodziny. Pierwsi bronią przywilejów, których nikt już w Polsce nie ma, drudzy rozumieją, że trzeba zaciskać pasa, gdy jest źle. Wczoraj stało się jasne: głos związkowców nie jest głosem górników - konkluduje Piotr Purzyński.