Głodują przez ministra
W lodówce mam wiatr i światło - mówi Maria Siedzińska. - Dziś obiad, jak zwykle, dostaną tylko dzieci. Z mężem już drugi tydzień jemy tylko chleb z dżemem. Dzięki sąsiadce, która pożyczyła 300 złotych, nie wyłączyli mi prądu, zalegamy z opłatami za gaz i mieszkanie. Komornik zabiera nam część renty. Nasze długi sięgnęły 5 tysięcy złotych.
Pani Maria jest nie tylko dłużniczką. Jest także wierzycielką. Skarb Państwa zalega jej z wypłatą ponad 16 tys. zł odszkodowania. - Uratować mnie może tylko podpis ministra finansów - mówi zrozpaczona kobieta. - A minister nie podpisze, bo nie ma pieniędzy. Przed reformą zdrowia, gdy nie istniały jeszcze kasy chorych i narodowe fundusze, za szpitalne błędy odpowiadał wojewoda, czyli - Skarb Państwa. Maria Siedzińska jest ofiarą takiego błędu. Przed 12 laty jej nowo narodzony syn Artur został zarażony żółtaczką. Od dziecka zaraziła się matka. Choroba postępuje, pani Maria jest już cieniem człowieka. Starsza córka Siedzińskich, 14-letnia Joasia ma padaczkę i astmę.
Zbigniew Siedziński, mąż Marii, wskutek ciężkiej choroby wieńcowej musiał przejść na rentę. Nad rodziną zawisło widmo głodu. Pod koniec 2002 r. Maria złożyła pozew o stałą rentę dla siebie i syna. Policzyła, że tylko na dietę dla siebie i Artura musi wydawać po 615 zł miesięcznie. Na leki ok. 100 złotych. Sąd Rejonowy w Gdańsku 26 maja br. uznał, że za błędy popełnione w Szpitalu Specjalistycznym na Zaspie i SP ZOZ nad Matką i Dzieckiem w Oliwie, które doprowadziły do zakażenia wirusem żółtaczki Artura i jego matki ma płacić Skarb Państwa. Arturowi przyznano 234 zł renty miesięcznie, Marii - 432 zł renty. Nakazano również wypłacić - wraz z odsetkami - zaległe 16 tysięcy złotych. - Odetchnęliśmy z ulgą - mówią Siedzińscy.
- Czekaliśmy aż do 12 sierpnia na uprawomocnienie się wyroku. Aby nie umrzeć z głodu, pan Zbigniew pomagał w remontach mieszkań. Razem z Arturem, który wakacje spędził na odrywaniu tapet od ścian. Pod koniec sierpnia czekały ich jednak wydatki na książki i zeszyty dla dzieci. Wierzyciele też naciskali. - Interweniowałam w Wydziale Finansowym Urzędu Wojewódzkiego - mówi Maria. - Usłyszałam, że zaległych pieniędzy nie zobaczę bez podpisu ministra finansów. - To prawda - przyznaje Roman Nowak z Biura Prasowego UW.
- Urząd Wojewódzki nie dysponuje pieniędzmi na wypłatę zaległego odszkodowania. Już 19 sierpnia zwróciliśmy się do Ministerstwa Finansów z wnioskiem o uruchomienie środków na ten cel. Czekamy na odpowiedź. Pani Maria też czeka. I traci nadzieję. Kiedy poprosiła jedną z gdańskich radnych o pomoc, usłyszała, że... sama powinna spłacić swoje długi, bo państwo jest biedne. - Nawet nie mogę nasłać III RP komornika! - denerwuje się chora kobieta. - I nie chodzi tu o patriotyzm. Komornik wziąłby część pieniędzy, a nam zależy na każdym groszu...
Dorota Abramowicz