Ginekolog przyznał się w procesie o podstępną aborcję
Przed Sądem Okręgowym w Elblągu rozpoczął się precedensowy proces w sprawie podstępnie wykonanej aborcji. Pięć osób odpowiada za zorganizowanie oraz wykonanie w marcu 2004 r. tego zabiegu pod pretekstem usunięcia nadżerki u nieświadomej niczego kobiety. Do dokonania nielegalnej, ale nie podstępnej aborcji przyznał się oskarżony ginekolog Jerzy D.
18.04.2005 15:10
Oskarżonymi są: ojciec nienarodzonego dziecka Tomasz K. z Działdowa, a także ginekolog Jerzy D., anestezjolog Mariusz H., położna Wiesława P. oraz inny lekarz Wiktor G., który miał uczestniczyć w zmowie lekarzy i ojca dziecka.
Według prokuratury z Działdowa, która skierowała do elbląskiego sądu akt oskarżenia - gdy Tomasz K. dowiedział się, że kobieta, z którą się spotykał, zaszła w ciążę, zaproponował jej wizytę u znajomego lekarza z Działdowa.
Zdaniem oskarżyciela, kobieta zgodziła się i poszła na badanie USG. Ginekolog stwierdził u niej nadżerkę. Pod pozorem jej usunięcia kobieta została uśpiona i poddana zabiegowi aborcji. Kilka dni później ustały u niej objawy ciąży, kolejne badanie wykazało, że dokonano aborcji, a nadżerki nie usunięto.
Tomasz K. nie przyznał się do winy. W poniedziałek powiedział przed sądem, że Anita Ł. pracowała w firmie jego ojca w olsztyńskim biurze zajmującym się sprzedażą okien. Przyznał, że łączyły go z nią intymne relacje, ale wszelkie kontakty były przez nią inicjowane.
Oskarżony ginekolog Jerzy D., który w postępowaniu prokuratorskim twierdził, że usunął martwy płód, w poniedziałek przed sądem przyznał się do dokonania nielegalnej aborcji, ale nie podstępnej. Powiedział, że dokonał usunięcia ciąży "za zgodą pokrzywdzonej Anity Ł. i jej chłopaka".
Na początku marca 2004 r. Anita Ł. powiadomiła Tomasza K., że jest w ciąży i przedstawiła wyniki badań laboratoryjnych na poziom hormonów. Według oskarżonego, doszło do spotkania z ginekologiem, podczas którego kobieta powiedziała, że usunie ciążę bez względu na to, czy płód będzie żywy, czy martwy.
Oskarżony podkreślił, że za aborcję zapłacił sam, bo kobieta twierdziła, że nie ma pieniędzy. Następnego dnia po zabiegu zawiózł ją do jej domu do Olsztyna.
Zaznaczył, że Anita Ł. nie była rzetelna w rozliczaniu się z zatrudniającą ją firmą, miała długi, których nie spłacała, a nawet próbowała go szantażować i zastraszać nasyłając swoich znajomych.
Sąd zdecydował o wyłączeniu jawności procesu tylko na czas przesłuchania pokrzywdzonej, uzasadniając to ochroną jej interesu osobistego.
Wszyscy oskarżeni są na wolności. Grożą im kary od 6 miesięcy do ośmiu lat więzienia.
Kolejny dzień procesu - 21 kwietnia.