Gilowska: nie złamałam prawa ani zasad etycznych
Posłanka Zyta Gilowska powiedziała, że nie złamała prawa, statutu PO ani zasad etycznych obowiązujących w Platformie, a także w życiu
codziennym. Uważam, że kierując sprawę do sądu koleżeńskiego,
zarząd partii w istocie chciał mnie usunąć - oświadczyła na
konferencji prasowej w Lublinie.
23.05.2005 | aktual.: 23.05.2005 16:32
"Nie mogę się więc przyznać do błędu"
Nieprawdą jest, że zrobiłam z lubelskiej Platformy Obywatelskiej "prywatny folwark"; nie mogę się więc przyznać do "błędu", czy do "grzechu" - oświadczyła Gilowska, która w sobotę wystąpiła z PO.
Gilowska zrezygnowała z członkostwa w PO po tym, jak zarząd Platformy skierował jej sprawę do sądu koleżeńskiego w związku zarzutami nepotyzmu. Przewodniczący Partii Donald Tusk, komentując w niedzielę jej odejście, powiedział, że Platforma w uprawianej polityce nie będzie tolerować najmniejszych nawet odstępstw od zasady bezinteresowności i przyzwoitości.
Na początku maja media ujawniły, że syn wiceprzewodniczącej PO Paweł Gilowski został wybrany przez lubelski zarząd Platformy na lidera okręgowej listy kandydatów do Sejmu. Wkrótce potem media podały, że w biurze poselskim Gilowskiej pracowała jej synowa, a syn pobierał pieniądze za ekspertyzy z pieniędzy na prowadzenie biura.
"Zarząd partii chciał mnie upokorzyć"
Kierując sprawę do sądu koleżeńskiego zarząd w istocie chciał mnie upokorzyć. Odebrałam to mało jako afront - jako czynność obelżywą w stosunku do mnie, ponieważ na Platformę wkroczyłam 4 lata temu bez żadnych osobistych celów, osobistych nadziei, z wyjątkiem nadziei na to, że trzeba inaczej niż dotychczas funkcjonować w życiu publicznym, i starałam się tak postępować - dodała.
Gilowska podkreśliła, że jej syn Paweł pracował nie dla niej, tylko dla Platformy, jest autorem m.in. projektu kodeksu etycznego partii i projektów stanowisk PO, które zostały później złożone w Sejmie. Zaznaczyła, że najpierw nie brał żadnych pieniędzy, a później za ekspertyzy prawne otrzymywał ułamek tego, co płaci się na rynku. Otrzymywał miesięcznie kilkaset złotych za pracę, która była warta nawet w Lublinie kilka tysięcy złotych - powiedziała.
Zaznaczyła, że nigdy nie promowała kandydatury syna na lidera lubelskiej listy PO, a projekt takiej listy jeszcze nie istnieje. Nikt nigdy nie przedstawił dokumentu, z którego wynikało, że mój syn jest na liście w dowolnym miejscu. Są tylko dokumenty z posiedzenia zarządu mówiące o tym, jak się do tworzenia listy zabieraliśmy - powiedziała.
Synowa Gilowskiej pracowała w biurze zanim została synową.
Gilowska oświadczyła, że nie zatrudniła synowej ani sympatii syna, lecz obcą osobę, która po dwóch latach pracy w jej biurze poznała jej syna i wyszła za niego za mąż. Był to dla mnie kłopot, dla niej kłopot, dla wszystkich kłopot. Rozmawiałam na ten temat z kolegami z władz partii, w tym z członkami zarządu. Radzili, żebym starała się to zmienić. Zmieniłam to, jak umiałam najszybciej. Od prawie roku synowej tutaj nie ma - zapewniła.
Wiem, że popularna praktyka pozwala posłom zatrudniać członków rodziny. Nie robiłam tego i nie zrobię tego. Jestem temu przeciwna - podkreśliła.
Gilowska uważa, że padła ofiarą nagonki. Co jest warta reputacja polityka, jeżeli jedno pomówienie i jeden anonim mogą doprowadzić do tego, że władze Platformy Obywatelskiej postanowiły się mnie pozbyć - pytała.
"Platforma niczego mi nie dała"
Podkreśliła, że Platforma nie ma prawa jej rozliczać, ponieważ "niczego jej nie dała". Myślę, że prędzej ja miałabym prawo zapytać kolegów partyjnych, czy otrzymali coś ode mnie, czy dostarczałam projekty, dokumenty, czy przedstawiałam kompetentne wystąpienia. Mam wrażenie, że tak robiłam - powiedziała.
Gdybym się zgodziła z niezrozumiałymi dla mnie zarzutami, to by oznaczało, że przyznałam się do winy, ale ja winy nie mam. Poczułam się tak bardzo zgorszona, że dłużej w ten sposób nie może funkcjonować żaden człowiek, tym bardziej wiceprzewodnicząca partii - dodała.
Gilowska nie chciała mówić o swoich dalszych planach. Jestem w tej chwili tak zmęczona, że nie umiem mówić o swoich planach - powiedziała.
Donald Tusk o odejściu Zyty Gilowskiej
Donald Tusk powiedział, że dla dobra pani profesor Zyty Gilowskiej nie będzie komentował jej wystąpienia.
Potwierdzę tylko to, o czym jestem przekonany, i myślę, że podzielacie państwo tę opinię - warto dziś robić wszystko, aby poziom i moralność życia politycznego w Polsce była wyższa niż dotychczas - powiedział Tusk.
Dodał, że skierowanie sprawy do sądu koleżeńskiego, a później rezygnacja Gilowskiej z członkostwa w Platformie są to najpoważniejsze do tej pory w Polsce próby wyciągania pełnych konsekwencji od liderów politycznych wtedy, kiedy grzeszą i błądzą. Opinii nie zmieniam - podkreślił Tusk.
Szef Platformy nie chciał rozmawiać na temat syna Gilowskiej Pawła, który oświadczył, że pozostaje w PO i nadal chce kandydować do Sejmu.