Gigantyczny karambol w gęstej mgle
Prawie trzydzieści samochodów zderzyło się wczoraj po godz. 8 w Starowej Górze pod Łodzią. Rannych zostało czternaście osób, w tym dziesięcioro dzieci, jadących do szkoły autobusem linii 93. Karambol zaczął się od zderzenia ciężarówki z dwoma samochodami przed skrzyżowaniem trasy Katowice - Gdańsk z ul. Centralną w Starowej Górze.
Gęsta mgła zalegała kilkusetmetrowym pasem w rejonie skrzyżowania w Starowej Górze. Pędzące od strony Piotrkowa samochody wpadały w nią jak w mleko i najeżdżały na stojące w korku pojazdy. - Nagle zrobiło się biało - opowiadali kierowcy samochodów porozrzucanych na kilkuset metrach trasy z Katowic do Łodzi.
- Kiedy stanęłam przed skrzyżowaniem, ciężarówka uderzyła w chryslera stojącego na sąsiednim pasie - opowiada Dominika Dudkiewicz, jadąca tico z Pabianic.
- Słyszałem tylko pisk hamulców i kolejne uderzenia - mówi Wiesław Śwituniak, kierowca chryslera, którym jechał z żoną i córką. Moje dziecko z urazem kręgosłupa przewieziono do szpitala.
- Zdążyłam włączyć światła przeciwmgielne i nagle poczułam z tyłu silne uderzenie - dodaje jadąca oplem pani Janina. - Pamiętam huk, krzyki i płacz dzieci. Niektóre miały pokrwawione twarze...
Według prof. Andrzeja Chilarskiego, kierownika Kliniki Chirurgii Dziecięcej w łódzkim ICZMP, na szczęście obrażenia nie były tak poważne, jak się wydawało w pierwszej chwili. - Z siedmiorga dzieci, które zostawiliśmy w szpitalu, tylko dwoje wymagało szycia ran. Jedno miało poranioną twarz, drugie klatkę piersiową.
Wszystkie jednak pozostaną jeszcze na obserwacji. Są potłuczone, ale nic nie wskazuje na to, by miały wstrząśnienie mózgu lub inne urazy neurologiczne. Troje z nich rodzice zabrali już do domów.
Trzy dorosłe ofiary karambolu trafiły do szpitala im. Kopernika w Łodzi. Dwóch mężczyzn zatrzymano na oddziale chirurgii. - Mają urazy kręgosłupa - powiedział dr Adam Miegodziński. – Zostaną przez kilka dni na obserwacji.
Jednego z mężczyzn poszkodowanych w karambolu przewieziono na ostry dyżur ortopedyczny do szpitala w Pabianicach. Na szczęście było to zwichnięcie stawu skokowego i po założeniu gipsu mógł wrócić do domu.
O wielkim szczęściu może mówić Dariusz Szmigielski, mieszkaniec gminy Zelów, który podróżował z żoną i 7-letnim dzieckiem. Zatrzymał się w korku na lewym pasie. - Chciałem odpiąć dziecku pas i wyprowadzić je z auta. Stałem na jezdni, kiedy żona krzyknęła, żebym uciekał - opowiada. - Ledwie odskoczyłem, gdy jakiś samochód uderzył w mój, dokładnie tam, gdzie przed chwilą stałem. Na szczęście nikomu z nas nic się nie stało.
Ireneusz Latocha, jadący citroenem ze Śląska do Łodzi, przystanął, oczekując na odblokowanie drogi. Włączył światła awaryjne. Pędząca za nim alfa romeo nie przystanęła. Citroen wylądował w rowie, podobnie jak kilka kolejnych samochodów. Ruch na trasie przywrócono dopiero po pięciu godzinach.
(maj, luk)