Gepard uciekł z wybiegu w łódzkim zoo
Gepard z łódzkiego zoo przeskoczył 3-metrowe ogrodzenie i chodził po ogrodzie, który był już otwarty dla zwiedzających. Dyrekcja zoo jest kompletnie zaskoczona - czytamy w dzienniku "Polska".
22.07.2009 | aktual.: 22.07.2009 11:43
- Przekonaliśmy się, że przyroda jest nieobliczalna - mówi Włodzimierz Stanisławski, zastępca dyrektora ds. hodowlanych. Według jego relacji, gepard o mrocznym imieniu Dark wydostał się na alejki ogrodu kwadrans po godz. 10. Podczas skoku otarł się o „elektrycznego pastucha”, który przebiega wzdłuż szczytu ogrodzenia. Dawka prądu wywołała u zwierzęcia otępienie. Geparda na wolności zauważył jeden ze zwiedzających zoo i krzykiem poinformował pracowników ogrodu. Tymczasem na alejce pojawił się zasilany elektrycznie pojazd weterynarza. To dodatkowo przestraszyło geparda. Wielki kot postanowił poszukać dla siebie spokojnego kąta, by odpocząć po skoku i, najwyraźniej, przemyśleć dalsze kroki.
Tymczasem zoo zamknęło kasy, pracownicy ewakuowali zwiedzających z alejek do najbliższych budynków. Z zabudowań nie wychodzili do momentu obezwładnienia zwierzęcia. Gepard oddalił się od miejsca skoku o sto metrów. Dotarł do ciemnego kąta nieopodal woliery z ibisami. Ptaki na widok wielkiego kota zaczęły drzeć się w wniebogłosy. Gepard w kącie okazał się łatwym celem dla pracownika wyposażonego w broń z nabojem usypiającym. Po jednym celnym strzale Dark zaczął zapadać w sen. Trwało to około 10 minut i po nie całych dwóch kwadransach kryzys w łódzkim zoo został zażegnany. Po ogrodzie znowu zaczęły się przechadzać matki prowadzące wózki.
Stanisławski nie zna powodów, które skłoniły geparda do ucieczki. Twierdzi, że skoku dzikiego kota nie można było przewidzieć. - W innych ogrodach widziałem niższe ogrodzenia oddzielające gepardy od zwiedzających - mówi wicedyrektor zoo.