Gen. Waldemar Skrzypczak o propozycji rozejmu Trumpa. "To nie pokój, to bezradność dyplomacji"
Donald Trump zmienił narrację wobec wojny w Ukrainie - z deklaracji o "załatwieniu pokoju w jeden dzień" przeszedł do propozycji 30-dniowego rozejmu między Rosją a Ukrainą. Zdaniem gen. Waldemara Skrzypczaka to wyraźny sygnał nie tylko o nieskuteczności samego Trumpa, ale też o impasie, w jakim znalazła się światowa dyplomacja.
- 30-dniowy rozejm oznacza tylko tyle, że po jego zakończeniu możliwy jest powrót do działań zbrojnych. Trump niczego nie gwarantuje. To nie jest pokój, to tylko przerwa w wojnie - podkreśla generał w rozmowie z Wirtualną Polską.
Według Skrzypczaka amerykański polityk zrozumiał, że jego wcześniejsze hasła były nieskuteczne, a teraz próbuje wyjść z twarzą, proponując rozwiązanie krótkoterminowe. - A zatem nie ma już mowy o działaniach zmierzających ku zakończeniu wojny. Trump w gruncie rzeczy pokazuje swoją bezradność wobec Putina - ocenia.
8 maja Donald Trump ogłosił na platformie Truth Social, że "rozmowy z Rosją i Ukrainą trwają", a Stany Zjednoczone wzywają do "30-dniowego bezwarunkowego zawieszenia broni. (...) "Jeśli zawieszenie broni nie zostanie uszanowane, Stany Zjednoczone i ich partnerzy nałożą dalsze sankcje. (...) "Tysiące młodych żołnierzy ginie co tydzień i wszyscy powinni chcieć, aby to się zatrzymało" - napisał Trump, deklarując gotowość osobistego zaangażowania.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mrożące krew szczegóły ataku na UW. "Nie wiedzieliśmy, czy działa sam"
Miał być koniec wojny. Teraz Trump walczy o rozejm?
Rozejm może się skończyć powrotem do działań wojennych, co podkreślają sceptyczni eksperci. Nawet ukraińskie media, jak agencja Unian, nie rozwodzą się nad słowami Trumpa, choć zazwyczaj jego stanowiska były analizowane i komentowane w wielu osobnych tekstach. Prezydent, który dotąd twierdził, że "załatwi pokój w 24 godziny", teraz skupia się już nie na trwałym zakończeniu konfliktu, lecz na czasowym rozejmie.
Trump nie gwarantuje pokoju, tylko 30 dni ciszy. Dyplomacja dziś jest w narożniku. Ani Waszyngton, ani Pekin nie mają konkretnego planu, jak zakończyć tę wojnę. Inicjatywy się skończyły. Jeśli świat nie wyjdzie z tego impasu, 30-dniowy rozejm Trumpa pozostanie tylko medialnym gestem, bez realnego wpływu na losy wojny.
Zapytany, czy wierzy, że wojna zmierza ku końcowi, Skrzypczak odparł: - Nie, nie wierzę. Nie dlatego, co dzieje się na froncie, ale dlatego, co dzieje się w dyplomacji.
Ram porozumienia pokojowego nie udało się wypracować – dlatego prezydent zaczął dopuszczać do siebie doradców i polityków, którzy proponują bardziej aktywne działanie - jak senator Graham, który już w marcu ogłosił, że ma przygotowany projekt sankcji przeciwko Rosji. (…) Pytanie zasadnicze brzmi: czy Biały Dom uzna, że należy budować politykę z Rosją nawet pomimo jej agresji wobec Ukrainy. (…) Donald Trump - jako prezydent - nie potrafi prowadzić dalekosiężnej polityki. To polityka krótkiego zysku i reakcyjnej odpowiedzi. Dlatego dzisiaj czytamy o naciskach na Rosję, ale nie mamy pewności, na ile to trwała zmiana kursu, a na ile zmiana kursu na tym jednym odcinku
"Ta wojna potrwa dziesięć lat". Głos z frontu
Pesymizm płynie również z samego frontu. Francuski dziennik "Le Monde" opisuje historię Serhija, byłego prezentera ukraińskiej telewizji, dziś szeregowego walczącego w Zaporożu. W rozmowie z dziennikarzami żołnierz zapowiada: - Ta wojna potrwa jeszcze dziesięć lat.
Jego zdaniem Ukraina jest w stanie utrzymać linię frontu dzięki nowoczesnym technologiom, zwłaszcza dronom, które dziś całkowicie zmieniły obraz walk.
Na początku wojny wszystko zależało od piechoty i artylerii. Ale dziś to operatorzy dronów organizują całą linię frontu. Jak wygląda strefa walki? Jest apokaliptyczna, to po prostu zdewastowane i całkowicie puste terytoria na kilometry oddzielające nasze dwie armie, nazywamy to strefą uderzeniową. Nic nie ujdzie dronom - relacjonuje. Największym problemem, jak podkreśla, nie jest jednak technika, ale ludzie: zmęczenie, strach i coraz słabsza motywacja wśród zmobilizowanych żołnierzy.
Rola Chin w zakończeniu wojny. Współpraca czy podsycanie ognia?
7 maja Donald Trump powiedział dziennikarzom, że widzi w Chinach potencjalnego partnera w dążeniu do pokoju. "Jeśli uda nam się powstrzymać walki, będzie to wielkie osiągnięcie" - mówił dziennikarzom.
Jednak według analityków rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana. Chiny, choć oficjalnie unikają jednoznacznych deklaracji, są obecnie kluczowym dostawcą surowców i mikroelektroniki dla rosyjskiego przemysłu wojskowego. Aż 90 proc. nowej mikroelektroniki w rosyjskiej broni pochodzi właśnie z Chin. Pekin konsekwentnie unika języka obwiniającego Moskwę i w oficjalnych komunikatach mówi raczej o "kryzysie ukraińskim" niż o wojnie czy agresji.
Eksperci podkreślają, że rola Chin w zakończeniu wojny będzie ogromna, ale dziś państwo to balansuje między podsycaniem rosyjskich możliwości a deklaracjami "przyjaźni i współpracy". Jak dodaje gen. Skrzypczak: - Pekin ma w rękach kluczowe narzędzia. Bez chińskich surowców Rosji byłoby znacznie trudniej kontynuować działania wojenne.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski